Oriflame „Sir Avebury”

Rozkoszując się wyuzdanymi podniebnymi olfakorycznymi orgiami, serwowanymi przez niszowe marki, których flakony nierzadko kosztują ponad tysiąc złotych, lubię od czasu do czasu stanąć twardo na ziemi i chwilę po niej postąpać. W takich kategoriach traktuję zwykle testy pachnideł massmarketowych, bo wiem, że od czasu do czasu można pośród nich trafić na perełkę wartą poznania. Tym razem – podobnie zresztą jak swego czasu w przypadku zapachu Architect Oriflame – do sięgnięcia po testowy flakon zachęciły mnie pozytywne opinie forumowiczów perfuforum (szczególnie jednego, którego zdanie bardzo sobie cenię.) Ale nie tylko. Bardzo ważnym elementem zachęcającym mnie do przetestowania Sir Avebury  – bo o tym pochodzącym z 2013 roku męskim zapachu marki Oriflame tu mowa – był fakt, że został on stworzony przez Franka Voelkla, odpowiedzialnego m.in. za Santal 33 i Benjoin 19 dla niszowego Le Labo, przede wszystkim zaś autora innej „budżetowej” hiper-niespodzianki zapachowej z przeszłości – IKON Zirh z  2010 roku.

Frank Voelkl
Frank Voelkl

Frank Voelkl na spółkę z Oriflame rzeczywiście pozytywnie zaskoczyli. Sir Avebury to w swej tematyce niemalże niszowy zapach, który określiłbym jako zielono-drzewny z wyraźną nutą suszu mate i herbaty oraz czymś na kształt subtelnego drzewno-kadzidlanego tła. Wszystko to podlane jest sporą dawką cashmeranu, który przydaje tej niecodziennej, nieco niszowej natury. Realizacja tematu jest jednak ściśle mainstreamowa, bezpieczna, zachowawcza, co z pewnością wynika z charakterystyki docelowego klienta szwedzkiej marki i przyjętej przez niej strategii proponowania zapachów powszechnie akceptowalnych. Nie można oceniać tego zapachu nie mając tego na względzie.

Minimalna ewolucja od soczystego zielonego początku z dość wyraźnym grejpfrutem poprzez herbaciane serce aż po delikatny drzewny, cedrowy finisz robi naprawdę niezłe wrażanie. Szczególnie efektownie wypada otwarcie i pierwsza godzina trwania na skórze. Później zapach niestety dość gwałtownie traci impet, a najgorzej wypada sama baza, która cierpi na brak wyrazistości i mocy. Jest zbyt słabo wyczuwalna i to jest mój główny zarzut wobec Sir Avebury. Wracając jednak do materii stricte zapachowej, gdy wącham Sir Avebury, na myśl przychodzą mi przede wszystkim dwa porównania, które mogą zaskakiwać – Coeur de Vetiver Sacre oraz – szczególnie – Timbuktu – oba od niszowego L’Artisan Parfumeur. Oczywiście Sir Avebury pachnie bardziej płytko i syntetycznie od obu wymienionych. Z kolei one wcale nie należą do niszowych „dziwadeł”. Wprost przeciwnie – stanowią jaśniejszą i bardziej akceptowalną stronę perfumowej niszy. Mam wrażenie, że Voelkl czerpał z tych świetnych i wdzięcznych niszowych wzorców i przetłumaczył je na szeroko akceptowalny i ogólnie zrozumiały język. Wszystko można bowiem o Sir Avebury powiedzieć z wyjątkiem tego, że pachnie nieładnie. A jednak – jak na standardy Oriflame – jest propozycją z pewnością niecodzienną.

Sir Avebury 3

Nie mam wątpliwości, że bardzo istotną rolę w formule Sir Avebury odgrywa spora doza drzewno-piżmowego cashemranu, aromamolekuły odpowiedzialnej za specyficzną nutę opisywaną jako nuta drewna kaszmirowego zwana też nutą blonde woodsCashmeran wyczuwam tu praktycznie od samego początku. W połączeniu ze składnikami zielonymi, herbacianymi i mate ma on kluczowy wpływ na charakter tych perfum i tworzy coś, co przypomina właśnie sygnaturowy akord wspomnianego Timbuktu (ta specyficzna mieszanka soczystych nut zielonych i kadzidła), które wciąż należy do moich ulubionych pachnideł.

W perfumiarskiej teorii cashmeran to woń zaliczana do piżmowych, ale jako molekuła wynaleziona w laboratorium, ma zdecydowanie szerszy i abstrakcyjny charakter. Tyle jej opisów, ile opisujących. Jednym z moim zdaniem trafniejszych jest: woń rozgrzanego betonu skropionego deszczem. Z pewnością jest to zapach wyrazisty, nieco gorzki, nieco nawet pleśniowy, jakby wilgotny, do tego trwały i mocno projektujący. Doskonale sprawdza się w współczesnej perfumerii i jest bardzo powszechnie używany. Nota bene cashmeran odgrywa istotną rolę we wspomnianym Ikon Zirh. Widać więc, że jest jednym z ulubionych składników w palecie Franka Voelkla. Ale nie tylko. Słabość do tej aromamolekuły ma m.in. także Frederic Malle (np. Dans Tes Bras) oraz Mathilde Laurent, czemu dała szczególnie spektakularny wyraz łącząc go z różą w prześlicznym Declaration d’Un Soir dla Cartiera.

Sir Avebury cechuje niestety wspomniana słaba projekcja (szczególnie po pierwszej godzinie od użycia) oraz słaba trwałość na skórze, a to już niestety cechy charakterystyczne dla pachnideł Oriflame. I wielka szkoda, bo gdyby dodać mu nieco mocy, projekcji i trwałości, znacząco poprawiłoby to moją ocenę (ale być może wówczas stałoby się nieakceptowalne dla docelowego klienta tej marki, co oczywiście jestem w stanie zrozumieć). Wg mnie niezbędna jest tu więc naprawdę solidna aplikacja, która poprawi nieco projekcję i trwałość, choć oczywiście tylko do pewnego stopnia.

Sir Avebury można więc z pewną dozą ostrożności nazwać ubogim krewnym Timbuktu, jednak to tylko na potrzeby recenzji i ulokowania kompozycji Voelkla gdzieś w olfaktorycznym spektrum. Ubogi w tym przypadku nie powinno zabrzmieć pejoratywnie. Pragnę bowiem podkreślić, że Sir Avebury broni się świetnie jako indywidualne pachnidło. Cieszy mnie też niezmiernie, że marka Oriflame obrała tak interesujący i zaskakujący kierunek swej olfaktorycznej realizacji. Tak trzymać!

Sir Avebury

nuty głowy: grejpfrut, cyprys 

nuty serca: czarna herbata, ostrokrzew paragwajski (mate)

nuty głębi: cedr, drewno kaszmirowe (cashmeran)

twórca: Frank Voelkl

rok wprowadzenia: 2013

moja ocena:

  • zapach: dobry
  • projekcja: początkowo dobra, później średnia, w bazie słaba
  • trwałość: ok. 6-7 h

 

2 uwagi do wpisu “Oriflame „Sir Avebury”

  1. Cześć!

    Sir Avebury to niewątpliwie najambitniejszy (chociaż nie jedyny taki, ale o tym za chwilę) projekt szwedzkiej marki. Umieszczenie go w kontekście klimatów herbalno-kadzidlanych, że się tak wyrażę, spod znaku wspomnianych zapachów od L’Artisan Parfumeur to oczywiście analogia trafna, chociaż mi osobiście bardziej kojarzy się z uboższym kuzynem French Lover’a ze szczyptą Declaration d’Un Soir. Jakby jednak nie patrzeć, Sir Avebury poszczycić się może pokrewieństwem z naprawdę znakomitymi zapachami, toteż szlachecka nazwa w jego wypadku nie powinna nikogo razić (ha,ha,ha). Co zaś najważniejsze, jest to byt olfaktoryczny na tyle autonomiczny, że o żadnym ewidentnym plagiacie ze strony Voelkla nie może być mowy. Reasumując, w segmencie cenowym jaki reprezentuje Sir Avebury, ten zapach jawi się jako swoisty fenomen. Wielkie brawa dla decydentów Oriflame, za wprowadzanie do bardzo szerokiego portfolio (prawie sześćdziesiąt męskich wód w ofercie!) marki tak ambitnych zapachów. Brawa tym większe, że Ultimate, czyli premiera tegoroczna, jawi się jako zapach jeszcze lepszy aniżeli Sir Avebury. Kompozycyjnie jest równie interesujący (chociaż diametralnie różniący się od starszego brata charakterem), ale charakteryzuje się konkretniejszymi parametrami użytkowymi. Myślę, że Ultimate powinien stanowić dla Ciebie – ale oczywiście nie tylko – jeszcze większe zaskoczenie.

    Serdecznie pozdrawiam –
    Cookie

    1. Witaj Cookie, czyli także zauważyłeś wspólny (prawdopodobnie cashmeranowy) punkt z d’Un Soir. 🙂 Co do Ulitmate to z pewnością się z nim zapoznam już za jakiś czas. Pozdrawiam. 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s