Orto Parisi – w niezwykłym ogrodzie Vincenzo Parisi

Alessandro Gualtieri to postać nietuzinkowa pod każdym względem. Syn włoskiego rzeźnika, który w wyniku artystycznych poszukiwań i chęci wyrażenia samego siebie został perfumiarzem i dał światu jeden z najbardziej niezwykłych projektów perfumowych – Nasomatto (m.in. Black Afgano, China White, Duro, Hindu Grass, Pardon), który zresztą umyślnie zakończył totalnym blamażem (Blamage) powraca teraz na usta miłośników perfumowej niszy niemniej szaloną, intrygującą i oryginalną kolekcją Orto Parisi. Pięć pachnideł zainspirowanych postacią Vincenzo Parisi – dziadka Alessandro, a dokładniej jego ogrodem, w którym ten gromadził w specjalnych wiadrach swoje własne ekskrementy, które następnie wykorzystywał jako nawóz. Jak twierdzi Alessandro, po ogrodzie jego dziadka „krążył wiatr nieskończoności…”

Alessandro-Gualtieri
Alessandro Gualtieri

Na dedykowanej temu projektowi stronie internetowej Gualtieri umieścił Manifest o następującej treści:

„Najwonniejsze części naszego ciała to także te, w których jest najwięcej duszy.

Mocne zapachy stały się dla nas nieprzyjemne, ponieważ przerost naszej duchowości osiągnął na tyle trudny do zniesienia poziom, że nasza przyrodzona zwierzęcość jest prześladowana i separowana od cywilizacji. 

Ten projekt to mój ogród, który obsadzam, nawożę, uprawiam, i z którego zbieram plony. Orto Parisi oznacza potraktowanie naszego ciała jako ogrodu pachnącego jak prawdzie odbicie naszej duszy.”

Wszyscy gotowi? Wejdźmy więc do ogrodu Vincenzo Parisi…

Ten ogród to przedziwne miejsce. Nie znajdziemy tu róż, lilaku, drzew czy krzewów owocowych, poza kilkoma krzewami bergamotki i drzewami cytrynowymi, które rosną zaraz przy wejściu. Sęk w tym, że Vincenzo – choć lubi sadzić, podlewać, nawozić różnoraką roślinność – to jednak niespecjalnie obchodzą go wydawane przez nią plony. Nie mają one istotnego znaczenia, gdyż stary ogrodnik najwięcej satysfakcji czerpie z uprawy, opieki nad roślinami, a nie z owoców, jakie ona przynosi. Liczy się dla niego droga, a nie cel. Owoce cytrusowych drzewek i krzewów spadają więc swobodnie na ziemię i ulegają naturalnemu rozkładowi. Część z nich spada na trawę, część na pałętające się w niej suche gałęzie i liście. Stary Vincenzo stara się raz na jakiś czas zebrać opadłe owoce i składać je na wielką górę kompostu, na której znajdziemy m.in. przekwitłą szałwię. Leżące na niej przejrzałe owoce puszczają słodko kwaśny sok, który rozmiękcza i nasącza gałązki szałwii, roztaczając przy tym osobliwą, nieco brudną, „męską” woń. Vincenzo kojarzy się ona z zapachem jego dziadka Antonio, który był pszczelarzem i rolnikiem, a który często po całym dniu ciężkiej pracy w ogrodzie nie miał już siły na wieczorną kąpiel i zanim położył się do łóżka na zasłużony odpoczynek, obficie zlewał się starą francuską kolońską… 

…B E R G A M A S K…

bergamask

Koloński temat przeżywa w ostatnich latach osobliwy renesans w postaci licznych wód toaletowych i perfumowych o kolońskim charakterze (m.in. pierwsze zapachy Atelier Cologne, Tom Ford Neroli Portofino, Etat Libre d’Orange Cologne). Alessandro Gualtieri przyłącza się do niego na swój osobliwy sposób. Przecież każdy perfumiarz prędzej czy później musi zmierzyć się z tym jakże ogranym i przez to wymagającym tematem.

Bergamask pachnie cytrusami (głównie bergamotką) oraz szałwią, która przydaje cytrusowemu akordowi specyficznej, „fizjologicznej”, „brudnej” i jednocześnie ziołowej nuty. Zapach długo siedzi na skórze, pozwalając na dłuższy czas na dominację szałwii, która stopniowo robi miejsce piżmom. Całość powolutku ewoluuje w kierunku gryzącego nozdrza drzewno-piżmowego finiszu. Ze wspomnianym Neroli Portofino Toma Forda Bergamask może konkurować jedynie w kwestii trwałości, prezentuje bowiem zupełnie odmienne, bardziej tradycyjne i wymagające, zupełnie niemodne obecnie oblicze kolońskości. Takie kolońskie wyzwanie…

orto-parisi-bergamask

główne nuty: cytrusy, szałwia, piżmo, nuty drzewne

To najdzikszy fragment ogrodu. Tu Vincenzo pozwala wszelkim roślinom na naturalny rozwój. Nie ingeruje, tylko napawa się ich widokiem i mieszanką zielonych woni. Obserwuje, jak jedne gatunki walczą z innymi o grunt i przestrzeń, jak stare rośliny usychają, a nowe wschodzą i rozwijają się. Jak te silniejsze zdobywają teren i dominują go, zabierając miejsce słabszym, które obumierają. Fascynuje go ta dzika walka i nieustająca próba sił natury. Istotną częścią tego miejsca są górujące nad wszystkim niezmiennie cyprysy, które ogrodnik darzy szczególnym sentymentem. Po prawdzie jedyną rzeczą, na którą Vincenzo w tym miejscu sobie od czasu do czasu sobie pozwala, a czego się wstydzi, to nacinanie gałązek rosnących tu gatunków po to, by wieczorem, gdy słońce zachodzi, móc wdychać nieprawdopodobnie intensywną zielono-ziołową, oszałamiającą woń roślinnych soków, która miesza się z iglastym zapachem wspomnianych cyprysów…

…V I R I D E…

viride

Gdy Bergamask jest gualtierowską kolońską, Viride jest jego interpretacją męskiego zielonego fougere w gatunku Pino Silvestre For Men, Quorum Antonio Puig, Polo Ralph Lauren. Ten esencjonalny zapach pełen jest ziół i nut zielonych, którym towarzyszy wyraźna woń żywicy iglastej (cyprys, sosna?), a wszystko to posadzone jest na drzewnej bazie. W miarę upływu czasu ewoluuje od iglakowego, przez zielono-warzywny aż po ostry, suchy, drzewny finisz. Viride to wyróżniająca się pozycja w tej niezwykłej kolekcji. To także zdecydowanie męskie pachnidło.

viride-orto-parisi

główne nuty: nuty zielone, zioła, cyprys/ sosna, nuty drzewne

Zielnik w którym obok lawendy rośnie szałwia i mięta, to jedno z ulubionych miejsc Vincenzo. Ma ich kilka w swoim przedziwnym ogrodzie. W tym może rozkoszować się wspomnieniem Prowansji, wdychając powietrze przepełnione aromatami, które przypominają mu młodość spędzoną nad Lazurowym Wybrzeżem, ale i dalej, w górach, gdzie na zboczach ciągnęły się gigantyczne pola lawendy i szałwii. To na jednym z tych pól w pewien letni gorący wieczór jako młody pracujący tam na wakacjach chłopak po raz pierwszy poznał smak i zapach miłości. Jej skóra była aksamitna i pachniała mlekiem, słodkim pieczywem i miodem. Dlatego Vincenzo lubi w tym miejscu zrobić sobie przerwę na posiłek i przekąsić bagietkę z miodem, popijając ciepłym mlekiem. Siła wspomnień jest ogromna, a te czekają tylko na wywołanie…

B R U T U S

brutus

Brutus to kolejne męskie pachnidło w kolekcji Orto Parisi i jednocześnie kolejne perfumy mocno zakorzenione w przeszłości. Tym razem Gualtieri penetruje stylistykę znaną nam z takich perfum-ikon jak Heritage Guerlain i Zino Davidoff. Połączenie wyrazistej lawendy z nutami drzewnymi i ambrowo-drzenwym finiszem, pozwalające cieszyć się aromatami tytoniu, skórzanego fotela, lakierowanego drewna. Mam wrażenie, że Gualtieri nie żałował tu cashmeranu, prze co Brutus nabrał współczesnego charakteru i przypomina chwilami inne współczesne męskie pachnidła. To obok Viride mój ulubiony zapach Orto Parisi.

Orto Parisi Brutus

główne nuty: cytrusy, lawenda, cashmeran, ambra, nuty drzewne

Sercem ogrodu i jednocześnie największym powodem do dumy Vincenzo jest wielki drewniany zbiornik, będący skrzyżowaniem kompostownika z wychodkiem. W jego wnętrzu ogrodnik produkuje nawóz – kompost. Od lat gromadzi tu nie tylko resztki roślin, stęchłe liście czy zgniłe i fermentujące owoce, ale także swoje własne potrzeby, tak by nic a nic się nie zmarnowało. Zamknięty cykl. Co wyszło z ziemi, do niej wraca. Pozwala temu wszystkiemu swobodnie fermentować, przerabiać się po to, by później być zużytym do nawożenia tego przedziwnego ogrodu. To miejsce dla Vincenzo magiczne. To tutaj bowiem realizują się niezwykłe samoczynne organiczne procesy chemiczne, które swym intensywnym fetorem przypominają mu o tym, że wszystko ma swój koniec, który jest też początkiem nowego życia. To z tego miejsca Vincenzo bierze nadzieję, wiarę w swój wysiłek, to tu znajduje sens swego żywota…

S T E R C U S

stercus

Stercus znaczy… gnój. To odważna nazwa dla perfum. Bardzo odważna. To także osobliwe pachnidło, nawet jak na tak oryginalną kolekcję, jaką jest Orto Parisi. Stercus jest trudny i wymagający. Najpierw kwaśny nutą fermentujących roślin, później gorzko-żywiczny (trochę przypominający na tym etapie Black Afgano), a na finiszu sucho-drzewny z wyraźnym dodatkiem Iso E Super. Stylistycznie najbardziej przypominający dokonania Gualtieriego pod szyldem Nasomatto. Najbardziej bezkompromisowy w tej bezkompromisowej kolekcji.

stercus-orto-parisi

główne nuty: obornik, nuty drzewne

Nieopodal kompostownika stoi stary szałas, w którym Vincenzo często wykonuje różne prace związane z ogrodem. Sporą część szałasu zajmują drewniane deski, które ten przywiózł swego czasu w celu odnowienia okalającego ogród płotu. Deski są jeszcze wilgotne od żywic, których kwaśno-gorzka woń wypełnia wnętrze szałasu. Część z nich jest Vincenzo zabezpieczył już lakierem, którego zapach także można poczuć w powietrzu. Vincenzo przygotowuje deski powoli, metodycznie, bez pośpiechu. Wie, że potrzebują czasu, tak jak i on. 

B O C C A N E R A

boccanera

To jedyne w kolekcji Orto Parisi pachnidło stricte drzewne. Otwarcie jest żywiczno-drzewne, z odrobiną pieprzu, przypomina skrzyżowanie Black Tourmaline i Black Afgano. Po kilku minutach woń staje się gorzka, „lekarstwiana”, niełatwa w odbiorze, niszowa, intrygująca i oryginalna. Dryfuje w kierunku znanym z Czarnego Afgańczyka, tyle że mniej haszyszowo-słodkim, a bardziej wytrawno-drzewnym. Generalnie taki jest kierunek ewolucji Boccanera na skórze – „im dalej w las, tym więcej drzew”. Finisz zapachu to drzewny akord złożony głównie z sandałowca.

boccanera-orto-parisi

główne nuty: czarny pieprz, drzewne żywice, nuty gorzkie, piżmo

Orto Parisi to przedziwna i ambitna kolekcja pachnideł, które podzieliłbym na dwa rodzaje – tradycyjne, czyli te zainspirowane klasycznymi perfumowymi gatunkami – kolońską (Bergamask), fougere (Viride) i aromatyczno-drzewnym (Brutus) oraz awangardowe, nawiązujące do stylu znanego z niektórych dzieł Nasomatto (przedziwny Stercus i drzewny Boccanera). Jednak nawet zapachy z pierwszej grupy, mimo ewidentnych historycznych odniesień, mają specyficzną, niszową, indywidualistyczną aurę. Czuć, że nie wyszły z laboratoriów wielkich perfumowych koncernów, tylko z pracowni niezależnego perfumiarza-artysty i wizjonera, jakim niewątpliwie jest Alessandro Gualtieri. Z punktu widzenia czysto artystycznego Orto Parisi to intrygujące i udane pachnidła, potwierdzające kreatywność i talent Gualtieriego. Natomiast ich „użyteczność” jest już kwestią gustu. Viride i Brutus wydają mi się najbardziej przyjazne w noszeniu, Stercus i Boccanera natomiast najtrudniejsze. Bergamask stawiam po środku, choć wiem, że nie każdy będzie w stanie zaakceptować taką ilość szałwii w formule kolońskiej. Niemniej zapachy Orto Parisi to pozycja obowiązkowa dla każdego fana prawdziwej, autentycznej perfumowej niszy. Alessandro Gualtieri dowodzi nią, że prawdziwa niszowa perfumeria artystyczna wciąż ma się bardzo dobrze.

5 uwag do wpisu “Orto Parisi – w niezwykłym ogrodzie Vincenzo Parisi

  1. Wow(!)Alez wpis:-)Wiedziałem,że ta chwilowa absencja zaowocuje mocnym towarem;-)
    Viride jest kapitalne,od kilku dni mam wlasną butelke i pękam z radochy…
    Dzieksy

  2. Maly blad pan popelnil,. a mianowicie nie „Bocanerra” ale „Boccanera”. Pozatym nazwy zapachow pochodza z jezyka lacinskiego albo wloskiego. Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz