Nasomatto „Black Afgano” – czy perfumy mogą uzależniać?

No właśnie. Tytułowe pytanie bardzo często pojawia się przy okazji dyskusji nt. fenomenalnego zapachu Alessandro Gualtieriego Nasomatto Black Afgano. Fenomenalnego nie tyle olfakorycznie (choć nie można odmówić mu charakteru i unikalności, ale o tym później), co socjologicznie i rynkowo. Zapachowi towarzyszy już kult, a nawet swoista histeria. Co też takiego ma w sobie Black Afgano, że wzbudza takie emocje i takie pożądanie wśród jego użytkowników?

Po pierwsze: koncept

Zapach oparty na żywicy z konopi indyjskich (haszyszu), nie ma w perfumerii istotnych precedensów. Koncepcja Black Afgano jest więc unikatowa i intrygująca, szczególnie, że dotyczy składnika, który znany jest jako substancja odurzająca, narkotyczna. Powstaje więc wrażenie obcowania z zakazanym owocem, a to bardzo podnosi atrakcyjność takich perfum, szczególnie że konsumentów konopi jest w naszym kraju daleko więcej, niż nam się wydaje. Dodatkowo nazwa zapachu także dobrze wpisuje się w afgański kontekst. W końcu o tym kraju jest naprawdę głośno dopiero od kilku lat. Afganistan – ten odległy i – nomen omen – dziki kraj – jest współczesnemu człowiekowi znacznie bardziej znany (głównie w kontekście wylęgarni terroryzmu), aniżeli starszym pokoleniom. Nie są to rzecz jasna najlepsze skojarzenia, ale nie można ich pominąć w analizie kultu, jakim otoczony został zapach Gualtieriego. Wreszcie sama nazwa perfum brzmi przecież świetnie. Black Afgano – ta nazwa ma moc!

Po drugie: umyślnie ograniczana dotępność

Gualtieri umiejętnie podtrzymuje głód konsumencki dozując kolejne partie zapachu na rynek. Są to ilości ograniczone, za małe wobec sporego zapotrzebowania. Perfumiarz rozpuszcza informacje, że może już nigdy nie być kolejnej partii „Afgańca” ze względu na ogromne trudności w pozyskaniu podstawowego składnika tych perfum, jakim jest esencja z haszyszu. W efekcie tworzą się kolejki, zapisy na nową dostawę Black Afgano, a co bardziej… no właśnie… uzależnieni (??) miłośnicy tej czarnej substancji zamawiają od razu kilka flakonów na zapas. Pamiętajmy, że flakon 30 ml extrait de parfum nie należy do tanich… Mało tego – jest droższy niż pozostałe zapachy z oferty Nasomatto. Nie bez przyczyny… Cena odzwierciedla stosunek wątłej podaży to sporego popytu.

Po trzecie i najważniejsze: zapach

Black Afgano to pachnidło bardzo trudne do zakwalifikowania i nie mające ani precedensu, ani punktów odniesienia. Podobne do niczego. Pierwsze określenia, jakie cisną się na usta, to: gęste, duszne, zniewalające, niepokojące, otumaniające, odurzające, tajemnicze i … niesamowicie piękne. Piękne inaczej. Nie pięknem kwiatów, przypraw, owoców, drzew czy liści. Piękne gęstym słodkim dymem wydobywającym się z czarno-brązowej żywicy konopii indyjskich. Ten słodki początek przechodzi płynnie w suchą, lekko duszną bazę, która czepia się skóry na wiele godzin, a na materiale zagnieżdża się dosłownie na tygodnie. Gryząca nos i oczy, drzewna nuta wieńczy to modernistyczne dzieło sztuki perfumiarskiej i pozostawia nas poruszonymi i dalekimi od obojętności. Tak. Black Afgano to zapach z gatunku love or hate. Zdarzają się też, rzadkie bo rzadkie, ale jednak, przypadki nieporuszenia i obojętności, połączonej z lekkim rozczarowaniem (nie można przecież spodziewać się, że jakiekolwiek perfumy nas odurzą i powalą na podłogę). Bywają też reakcje przekornego umniejszania jego wartości. To jednak tylko potwierdza fakt, że mamy do czynienia z produktem niebanalnym i kontrowersyjnym. Produktem rozumianym tu jako całość. Przy tym wszystkim Black Afgano pachnie nad wyraz akceptowalnie, wcale nie „freakowo”, a jego projekcja nie przytłacza, wręcz przeciwnie, jest umiarkowana (zapach trzyma się raczej blisko noszącego). Ma niemalże linearny charakter. Nie ewoluuje w tradycyjny perfumiarski sposób od głowy po bazę. Chodzi w nim przede wszystkim o główny temat i jego subtelną przemianę na skórze.

Ta niezwykła substancja w jakiś sposób obezwładnia noszącego, jednocześnie wcale nie zajmując sobą otoczenia. To typowe pachnidło dla samolubnych perfumomaniaków, dla których najważniejsze jest samemu pławić się w ulubionej woni, bez względu na osoby postronne, bez dostosowywania się do otoczenia, bez chęci przypodobania się mu, ani nawet zwrócenia na siebie uwagi. Black Afgano to olfaktoryczny sekret noszącego – i nikomu nic do tego. Inni nie zrozumieją, nie nadążą, nawet nie pojmą, gdy będziemy im wyjaśniać, więc nie wyjaśniamy. Bo i po co? Jesteśmy dumni i wyniośli, bo Czarny Afgańczyk nie równa się z niczym. Jest naszą słodką, oszałamiającą tajemnicą i źródłem naszej i tylko naszej egoistycznej rozkoszy. Gdy już kończy nam się flakon, chcemy jeszcze, chcemy więcej. Bo ten zapach uzależnia. Dlaczego? Przecież to ani rzeczywisty narkotyk, ani nadający się do spożycia alkohol (jak sądzę), ani nawet środek farmaceutyczny. Uzależniamy się przez głowę, przez nasz umysł. Black Afgano uzależnia i jestem pewien, że wielu jego wielbicieli wpadło właśnie w jego sidła. Groźne, ale jedynie dla ich portfela 🙂

Mało jest na rynku perfum z taką osobowością, z tak mocną legendą „za życia” i tak nośną otoczką zakazanego owocu. Black Afgano to coś więcej niż perfumy. To część noszącego. To inspiracja i przedmiot aspiracji. To przedmiot pożądania i powód zawstydzenia. Pachnący sekret, który zniewala i ubezwłasnowolnia. Pamiętajcie więc – gdy ktoś z Waszych znajomych pachnie dziwnie, jakby kawowo-kadzidlanie i dymnie, nieco dusznie i dzwinie, a na szafce w jego łazience przypadkiem znajdziecie buteleczkę z czarną drewnianą zatyczką, wypełnioną płynem w kolorze smoły, to wiedzcie, że COŚ się z nim dzieje….

główne nuty:  kawa, oud, haszysz, kadzidło, dym, tytoń

twórca: Alessandro Gualtieri

rok wprowadzenia: 2008

moja klasyfikacja: pachnidło dla samolubnych perfumomaniaków, dla których najważniejsze jest samemu pławić się w ulubionej woni, bez względu na konsekwencje dla samego siebie i swego otoczenia 😉

ocena w skali 1-6: kompozycja: 5/ moc: 4/ trwałość: 6/ flakon: 5

30 uwag do wpisu “Nasomatto „Black Afgano” – czy perfumy mogą uzależniać?

  1. Nie do końca się zgodzę, że BA trzyma się blisko noszącego, przynajmniej w moim przypadku. Na pół kilometra nie wali, ale projekcja jest bardzo fajna.

    Recenzja też fajna, ciekawie podszedłeś do tematu, analizując marketingowy aspekt kompozycji. Dla mnie po pozbyciu się całej tej marketingowej papki, BA nadal pozostaje genialną kompozycją, którą po prostu uwielbiam.

    Pozdrawiam

  2. nie bede odkrywczy jesli napisze, ze dla swojego czasu takim zapachem byl Lalique zamkniety w czarnym kalamarzu, i zapewne znalazloby sie ich znacznie wiecej, zaznaczam, nie jestem mistrzem lecz milosnikiem i uzytkownikiem wielu z nich, to kwestia promocji i samego piaru…co oczywiscie bardzo pozytywnie wplywa na chec posiadania ….zapach owszem….jest wyczuwalny z dosc duzej odleglosci pozostawiajac za soba jakby nute dymu…ja go tak odbieram..nute haszu oczywisice…

    1. Lalique Encre Noire – przy całym uznaniu samego zapachu i jego świetnego opakowania – nie ma właściwie w ogóle żadnego PR-u, a szkoda, bo trochę marketingowej otoczki na pewnio by mu nie zaszkodziło.

      1. Niby nie ma marketingu, ale od lat towarzyszu mu umiejętnie podsycany przez markę hype „zakazanego owocu”, hype, któremu ulegają „samolubni perfumomaniacy” (sic), co wydaje się zabawne, bo na rynku jest wiele przepięknych / piękniejszych i znacznie droższych woni. Hype to genialny chwyt marketingowy, kultywowany przez blogerów jak Pan.

  3. he he bardzo ładnie wyłuszczyłeś filozofię jaką przyjęło Nasomatto…
    zgadzam się w całej rozciągłości… nie ukrywam, że zaliczam się do tych z „drugiej strony barykady” czyli „nieporuszenia i obojętności, połączonej z lekkim rozczarowaniem”, i nie stronię od publicznego „przekornego umniejszania jego wartości”… o ile z faktem, że zapach do mnie nie przemówił mogę zrozumieć, to tanie zabiegi mające potęgować elitarność i rzadkość tego pachnidła, poprzez niemiłosierne żyłowanie jego ceny – należy napiętnować…

    nie kupuję, że można mieć problemy z produkcją ekstraktu haszyszu, a tym bardziej że rośnie bujnie w każdym akademiku… a skoro kartelom narkotykowym udaje się szmugiel całych ton białego proszku do europy i stanów, więc w bajeczki o utrudnionym pozyskiwaniu surowca, tym bardziej nie wierzę…

  4. Tak dla ścisłości, cena Black Afgano prawdopodobnie tylko w Polsce jest wyższa od cen pozostałych Nasomatto. Nie spotkałem się dotąd z różnicą w cenie w perfumeriach w Niemczech i Włoszech, a trochę ich odwiedziłem. Cena Afgano wzrosła w Q w 2011 roku w porównaniu do roku 2010, gdy analogicznie w zachodnich perfumeriach pozostała bez zmian. Również kwestia zapisów to prawdopodobnie tylko polski wynalazek.

    Nie możemy o wszystko obwiniać producenta czy też marketingowców producenta. Dużo zależy od sprzedawców. 🙂

    1. Mój wpis generalnie dotyczy zjawiska Black Afgano w Polsce właśnie. Nie wiem, jak to wygląda w innych krajach. Wiem natomiast, że Czarnego Afgańca można zakupić na First in Fragrance za 108 EUR. Taką samą cenę ma tam każdy inny zapach Nasomatto, z wyjątkiem Nuda, który jest nieco droższy. Na amerykańskim Luckyscent natomiast jest on 20$ droższy od innych perfum marki. Co łączy oba sklepy? Brak Black Afgano na stanie.

    2. dlatego uważam, że posiadanie monopolu w jakiejś dziedzinie nie jest korzystne dla kupujących… patrz też Niszka na ceny Durbano… a alternatywy brak…

  5. Pirath – uczciwa firma, działająca zgodnie z prawem, musi pozyskać haszysz w sposób legalny, także Twoje odniesienie do szarej strefy jest chyba nie na miejscu. Bardzo w to wątpię, aby Nasomatto uprawiało konopie w pobliskim ogródku albo robiło wieczorny objazd po dilerniach. 🙂

    1. Niszko, ale tradycyjną maryśkę, jak i narkotyki twarde również pozyskuje się drogą oficjalną… w Holandii narkomani mogą zgłaszać się do stosownych instytucji po działkę i nie sądzę, by te rządowe organizacje pozyskiwały je pokątnie…

      Po za tym hodowla ziela w celach pozyskania suszu i dla pozyskania ekstraktu zapachowego to nieco inna kategoria…

      A tym bardziej, że pozyskiwanie naturalnego piżma i cywetu wydaje mi się nieco bardziej kontrowersyjne i karkołomne, a ten składnik również jest do nabycia…

  6. potwierdzam, że zamawiając bezpośrednio ze strony Nasomatto cena nie różni się od innych zapachów marki, mało twego, jest daleko niższa, niż sobie za nią krzyczą polscy dystrybutorzy…Wiem, bo jestem w trakcie zużywania 3 butelki…pławię się w zapachu 🙂 recenzja trafiona psychologicznie. pozdrawiam

  7. Cześć !
    Cóż za koincydencja !
    W listopadowym numerze Day&Night ( premiera 5 listopada ), ośmieliłem się opublikować w cyklu ” Pachnidła ” recenzję Black Afgano, i w poincie tekstu, także pozwoliłem sobie nawiązać do właściwości uzależniających tego pachnidła ( ha,ha,ha ). Co się zaś tyczy samego zapachu, to uważam go za absolutną perełkę we współczesnym perfumiarskim świecie. Myślę, że można go po prostu nie lubić, ale nie sposób nie docenić jego specyficznego charakteru. To pachnidło ze wszech miar unikalne tak pod względem kompozycji, jak i walorów użytkowych ( dobowa trwałość ). U mnie Black Afgano aspiruje do pierwszej piątki najbardziej niesamowitych perfum jakie poznałem, i mówię to nie pod wpływem chwili, ale po ponad rocznej znajomości z Czarnym Afgańczykiem.

    Serdecznie pozdrawiam –
    Cookie

  8. Ja jestem po tej stronie barykady co Pirath. Afgańca odbieram jako ciężką smolistą wydzielinę, nienadającą się zupełnie do noszenia. Nie wiem, może to ta żywica, bo faktycznie czuję się jakbym oblała sie jakimś…tranem do cholery 🙂

  9. Wypowiem się jako powiedzmy długoletni koneser wyrobów z konopi. Primo pierwsze Afgan black haszysz – to rodzaj haszyszu pochodzący z terenu Afganistanu, najlepsze odmiany pochodzą z upraw w północnych prowincjach, usytuowanych między Hindukuszem, a granicą afgańsko-rosyjską.
    Rośliny wykorzystywane do produkcji haszyszu to małe i bardzo krzaczaste konopie indica. W Afganistanie haszysz produkowany z kwiatów roślin, które są młócone, miażdżone, a następnie pocierane ręcznie lub skórą wielbłądzią. Chodzi o zebranie delikatnych i najbardziej lepkich żywic np. na powierzchni rąk /skóry, tak aby można było to przenieść w miejsce wyrabiania haszu. Następnie zeskrobuje się żywicę z rąk lub materiału i pieczołowicie roluje w bryłki o różnych rozmiarach, a potem formuje w kostki. Zwykle kolor jest ciemnobrązowy do czarnego na powierzchni i jaśniejszy wewnątrz kostki – ciemniejsza barwa to efekt kontaktu żywicy z powietrzem, następnie kostki ugniatane ręcznie z dodatkiem niewielkiej ilości herbaty lub wody. Ugniata się go aż do momentu, gdy osiągnie dużą elastyczność i mocny, aromatyczny zapach. Hasz jest składowany w formie kul (kula ze względu na opływowy kształt ma mniejszy kontakt z powietrzem – wewnątrz kuli, sztabki ma brązowy, ciemnozielony kolor, choć widywałem całe czarne odmiany indyjskie lub nepalskie – ogólnie haszysz z subkontynentu indyjskiego (a więc Afganistan, Pakistan, Nepal, Indie jest produkowany w podobny sposób więc ma czarną „skórkę” w odróżnieniu do haszu libańskiego i marokańskiego który jest zwykle czerwony, brunatny, lub mleczno-brązowy lub brązowy) produkuje się też olej haszyszowy który ma kolor od ciemno brunatnego to oliwkowo zielonego. Zapachowo można odróżnić hasz marokański i afgański ale już odmiany z subkontynentu trudniej, gdyż pachną podobnie bardzo żywiczo i dymnie. Z tymi wszystkimi odmianami łatwo zapoznać się w coffieshopach w Holandii gdzie są legalnie sprzedawane (oczywiście przemyt odbywa się nielegalnie (ale Rotterdam to największy port na świecie nie jest problemem przerzut kilku ton haszyszu) Więc cała ta otoczka to pic na wodę – olej i haszysz są łatwo dostępne w Holandii. Drugą sprawą są konopie siewne których aromat i zapach są porównywalne z indicą (choć odmiany na haszysz podobno mocniej żywicują) miałem okazje wąchać olej haszyszowy z thc i świeżo gniecione łodygi i kwiaty konopi siewnych, aromat jest naprawdę bardzo zbliżony (haszyszowy jest bardziej intensywny wszak w większości to aromatyczna żywica). Dla przeciętnego zjadacza chleba nieodróżnialny, a podejrzewam, że na upartego wśród setek legalnie uprawianych na świecie odmian konopii siewnych dało by się znaleźć o nieodróżnialnym aromacie, bo w konopiach zidentyfikowano ponad 400 substancji chemicznych, z których około 100 odpowiada za ich charakterystyczny zapach. Większość z nich to lotne terpeny i seskwiterpeny. Kanabioidy w tym thc to substancje psychoaktywne nie zapachowe… W kosmetyce używa się legalnego olejku konopnego co za problem zrobic wyciąg bardziej żywiczy? oprócz paru starych afgańczyków raczej nikt nie pozna różnicy. Dochodzę tu do samego zapachu black afghano – absolutnie nie pachnie on jak olej haszyszowy (afgański czy marokański) ta nuta jest gdzieś daleko w tle ukryta pod zwałami smoły. Więc opowieści o trudnościach w dostawie to tak naprawdę piar.

  10. najlepszy hasz to ten, spomiedzy Afganistanu a Uzbekistanu badz Turkmenistanu, tam tez sa najwieksze jego uprawy,,,stamtad pochodza tez „najszlachetniejsze” jego odmiany…./ dawne studenckie czasy…./chyba sie niewiele zmienilo od tamtych czasow…

  11. ja już to pisałem na forum, BA ma z zapachem haszyszu tyle wspólnego co nic, tyle, że na bazie stworzony i nazywa się jak się nazywa, ot co…
    Afgańczyk na pewno nie jest przyjemnym zapachem(dla mnie), pachnie dziwnie, sam bym raczej nie chciał tak pachnieć… co nie zmienia faktu, że doceniam samą kompozycję.

  12. Ricotico, czyli to całe Black Afgano to jedna wielka ściema? Dałem się nabrać jednym słowem, wmawiajac sobie, że „tak właśnie pachnie prawdziwy haszysz”.

    Fqjcior: na forum pojawił się dzisij koń trojański HTML/Agent.E – gdzieś w kodzie strony powinny być dziwnie wyglądające adresy url, jakieś iframe’y itp.

  13. Z zapachem haszyszu rozumianym dosłownie BA ma niewiele wspólnego. Choć klimat, nie powiem, gdzieś tam jest. Nie na tyle wyraźny żeby mówić o zapachu zakazanego owocu (uśmiałem się z kilku recenzji krajowych blogerów, większość raczej nie ma kompletnego pojęcia o czym pisze)

    Jeśli chodzi o takie dosłowne produkcje to testowałem kiedyś na Amsterdam Cannabis Cup (takie coroczne targi producentów, coffeshopów, gadżetów związanych z rynkiem gandziowym w Holandii połączonych z wyborem najlepszej wyhodowanej w danym roku nowej odmiany marihuany) kilka rodzajów perfum: między innymi Cannabis Dupetit (można je kupić przez internet)- pachną świeżym topem zielska (niestety dośc nietrwałe 2-3 h), wystawca miał też w ofercie olejki z konopii i haszyszu, które ludzie używają zamiast perfum – ich zapach jest bardzo intensywny i psy na lotnisku podobno wyczuwają go nawet na pranych ubraniach. W ogóle w sklepach z pamiątkami w Amsterdamie można kupić wiele wyrobów małych producentów typu Hemp perfume, Cannabis scent itd. Jeśli ktoś potrzebuje żeby policja rewidowała go na ulicy, może poszukać na sieci. 🙂

  14. tyle zostalo juz napisane a ja tylko przytocze wypowiedz jednego z uzytkownikow tzw zapachowego forum…zaznacze tylko,ze chodzi o Moskwe, gdzie dostepnosc do wszelakich zapachow jak i „uzywek” jest przeogromna…oto i cytat”Никаким гашишем здесь и не пахнет. Горелая древесина – да. Стойкость средняя. К базе появляются чуть кисло-мускусные ноты. Приятный аромат, носить со свитером крупной вязки и пить красное вино у камина”…mam nadzieje, ze jest to zrozumiale dla wszystkich…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s