Puredistance No.12 – spełnione marzenie

Mniej więcej rok temu podzieliłem się na blogu moimi wrażeniami na temat przepięknych perfum RUBIKONA Puredistance. To wówczas dowiedziałem się, że marka zamierza za mniej więcej rok wprowadzić kolejne pachnidło, którym zamknie cykl 12 zapachów składających się na pełną kolekcję*. Niejako dla podkreślenia tej liczby najnowszy zapach Puredistance został nazwany po prostu No.12. Nie tylko z tego powodu są to perfumy szczególne.

Zwykle jest tak, że to marka perfumowa zwraca się do perfumiarza z prośbą o współpracę i skomponowanie perfum. Najczęściej perfumiarz, dysponujący wieloma już gotowymi kompozycjami, które dotąd nie ujrzały światła dziennego, proponuje któreś z nich zleceniodawcy, ten wybiera i albo nic nie zmienia, albo następują modyfikacje. Bywa też tak, że duet zleceniodawca-perfumiarz pracuje nad zapachem od podstaw (tak jak np. Frederic Malle). Rzadko zdarza się, by to perfumiarz i to z pierwszej światowej ligi zgłosił marce chęć współpracy. Tak było w tym przypadku. Nathalie Feisthauer (m.in. Cartier Must Pour Homme, Hermes Eau des Merveilles, Versace Blonde i wiele innych) dotarła – za pośrednictwem wspólnej znajomej – do Jana Ewouda Vosa, założyciela i kierującego Puredistance z informacją, że byłaby zachwycona, gdyby mogła zaproponować mu współpracę, gdyż jej marzeniem jest stworzenie perfum dla tej marki.

Jan wspomina, że podczas spotkania Nathalie przedstawiła mu kilka gotowych zapachowych propozycji, ale już pierwsza z nich, nazwana roboczo Gold Taffeta zrobiła na nim tak piorunujące wrażenie, że jego wybór padł właśnie na nią.

Znając charakter Puredistance jako marki, ale przede wszystkim znając estetykę oferowanych przez nią zapachów, po zapoznaniu się z No.12 jestem pewien, że Feisthauer albo zrobiła gruntowny research albo miała niesamowitą intuicję. Wybrała kompozycję, która idealnie wpisuje się w świat Puredistance: luksusowy, bogaty, obfity, nieco barokowy, o najwyższej jakości. Perfumiarka zaproponowała, a Ewoud Vos wybrał absolutnie doskonale.

No. 12 to kwintesencja Puredistance. Przepiękne, bogate pachnidło szyprowo-orientalne, zbudowane z wielu zapachowych absolutów, bardzo złożone i wielowątkowe, a przy tym pachnące współcześnie.

Jak zwykle w przypadku perfum tej marki, zapach jest bardzo skoncentrowany (25% czyli perfumowy ekstrakt) i tak złożony oraz kompleksowy, że niezwykle trudno jest wyodrębnić jakieś dominujące czy wybijające się nuty/ akordy. Jego charakter kształtuje ekstremalnie bogaty bukiet esencji kwiatowych (patrząc na oficjalny spis nut znajdziemy tu właściwie wszystkie możliwie ingrediencje kwiatowe), któremu szczególnej szlachetności nadaje tzw. masło irysowe. Ta obezwładniająca kwiatowość została osadzona na orientalno-drzewnym akordzie głębii, któremu tonka i wanilia nadają ton, zaś nuty drzewne przydają głębi i ciała. Nie obyło się rzecz jasna bez paczuli, która – umiejętnie zastosowana – jest gwarantem zmysłowości. Preludium zapachu jest ozdobione mieszanką cytrusów i przypraw o raczej zmysłowym, niż pikantnym charakterze (kardamon i kolendra).

Chcę docenić kunszt perfumiarki Nathalie Feisthauer. Zbudować z tak wielu tak intensywnych składników tak harmonijne perfumy – to wg mnie niezwykle trudna sztuka, szczególnie że bardzo wiele zastosowanych tu ingrediencji ma naturalny charakter i same w sobie są zwykle bardzo kompleksowe.

No.12 to w swej konstrukcji i składzie perfumy tradycyjne – orientalny szypr, ale o współczesnym charakterze. Ewidentnie kobiece, gęste i otulające, eleganckie i zdecydowanie wieczorowe. Super szykowne, jak w zasadzie większość perfum Puredistance.

No. 12 są kategorią samą w sobie i trudno jest je tak po prostu porównywać do innych perfum, bo to trochę jakby porównywać Bentleya czy Rolls Royce’a z jakimkolwiek innym samochodem.

By jednak choć trochę przybliżyć ich zapach tym, którzy nie będą mieli okazji ich przetestować – napiszę dyplomatycznie: jeżeli kochacie Oud Satin Mood Francisa Kurkdjiana, zakochacie się na zabój w No.12. Różnica jednak będzie taka, jakbyście przesiedli/ przesiadły się z luksusowego Mercedesa do Bentleya.

Życzę wszystkim paniom, które wejdą w posiadanie flakonu No. 12, by okazji do wieczorowych wyjść i cieszenia się z noszenia No. 12 na skórze miały jak najwięcej. Tymi perfumami nie sposób nie zwrócić na siebie i uwagi i nie oczarować otoczenia. Są po prostu obezwładniająco piękne.

nuty głowy: bergamotka, mandarynka, kardamon, kolendra, Ylang Ylang, narcyz

nuty serca: jaśmin, róża, geranium, konwalia, kwiat pomarańczy, osmantus, masło irysowe, heliotrop, Hedione

nuty bazy: wetyweria, drewno sandałowe, paczula, mech dębowy, tonka, ambra, wanilia, piżma

twórca: Nathalie Feisthauer

rok wprowadzenia: 2021

moja ocena: zapach: 6,0/ trwałość: 5,0/ projekcja: 5,0->4,0

*) Kolejne perfumy marki będą wprowadzane do kolekcji zawsze kosztem wycofania jednego dotychczasowego zapachu, który pozostanie możliwy do zakupu na specjalne zamówienie, w ramach tzw. Private Collection, ale nie będzie dostępny w szerokiej ofercie, która odtąd zawsze będzie składać się z 12 pachnideł.

2 uwagi do wpisu “Puredistance No.12 – spełnione marzenie

  1. Cześć 🙂 !

    Na nowe zapachy Puredistance zawsze warto czekać, niemniej jednak trochę szkoda, że po Rubikonie która ewidentnie przechyla się na kobiecą stronę mocy, najnowsza „Dwunastka” – co było zresztą anonsowane już w materiałach promocyjnych producenta – jest zapachem już tylko dla pań.
    Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny zapach będzie męski. I równie dobry. No.12 przetestuję, ale bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu.

    Serdecznie pozdrawiam –
    Cookie

Dodaj komentarz