Marc-Antoine Barrois „B683” i „Ganymede”, czyli jak skutecznie naprawić nienajlepsze perfumy…

Pamiętam, że gdy kilka lat temu zwiedzałem mediolańskie perfumerie, w jednej z nich trafiłem na nowość, której flakon kojarzyłem z pozytywnym hypem obecnym w tamtym czasie w internetowej perfumosferze. Był to debiutancki zapach paryskiego projektanta mody męskiej Marc-Antoine’a Barroisa o tajemniczej nazwie B683 (2016).

Do dziś pamiętam, że z zainteresowaniem sięgnąłem po testerowy flakon i spryskałem nim blotter. Do dziś też pamiętam, że zapach nie zrobił na mnie wtedy żadnego wrażenia. Wzruszyłem więc ramionami, myśląc, że nie rozumiem tych zachwytów. Położyłem jednak moją chłodną ocenę na krab zmęczenia mojego i mojego nosa tego dnia, kiedy to przetestowałem pobieżnie pewnie dziesiątki pachnideł. Przez kolejne lata nigdy nie wracałem do B683, mając w pamięci moje pierwsze z nim doświadczenie. Aż do teraz.

Marc-Antoine Barrois

Postanowiłem ponownie, a przede wszystkim dokładniej zapoznać się z B683 przy okazji testów drugiego pachnidła marki Ganymede (2019). Choć muszę zaznaczyć, że taka była kolejność testów – najpierw Ganymede, później B683. Tak więc siłą rzeczy oceniałem ten zapach przez pryzmat drugiego, co ma istotne znaczenie, bo oba są po części do siebie podobne. Właściwie to Ganymede pachnie jak rozwinięcie B683, ale o tym później.

Powtórne i dogłębne testy B683 (nazwę zainspirowała asteroida z Małego Księcia Saint Exupery’ego) niestety nie zmieniły mojej pierwszej jego oceny, a nawet ją utrwaliły. Jednak mój nos nie spłatał mi wówczas w Mediolanie figla. B683 nie przekonał mnie do siebie.

Ten neo-skórzany zapach, skomponowany nota bene przez mojego ulubieńca Quentina Bischa, jest typowym przykładem perfum bez kropki nad „i”. Niby wszystko się tu zgadza. Mamy nowoczesny i ozdobiony przyprawami (z dominacją szafranu) skórzany akord na drzewnym rusztowaniu. Mimo rozbudowanej piramidy zapachowej robi wrażenie linearnego i statycznego, a także jakby nieśmiałego, a wręcz nieobecnego – w tym sensie, że po aplikacji słabo go na sobie wyczuwam, a tego w perfumach szczególnie nie lubię. Robi na mnie wrażenie rachitycznego. Przede wszystkim jednak brakuje mi w tym zapachu jakiegoś elementu przykuwającego uwagę.

B683 jest jak szumiąca w tle piosenka, w której trudno wyłapać zwrotkę i refren, nie ma w niej też zapadającej w pamięć melodii.

Aż chciałoby się coś zrobić z tym zapachem, by dodać mu charakteru i życia. Nie wiem, czy to miał na myśli Marc-Antoine Barrois (zapewne nie), gdy zlecał Bischowi skomponowanie kolejnego pachnidła. Niemniej efekt ich wspólnej pracy – Ganymede – zdaje się idealnie wpisywać w taki scenariusz…

nuty głowy: czarny pieprz, szafran, chili, gałka muszkatołowa

nuty serca: liść fiołka, ambra, czystek, piżmo

nuty bazy: paczula, drewno sandałowe, mech dębu, Ambroxan

twórca: Quentin Bisch

rok wprowadzenia: 2016

moja ocena: zapach: 3,5/ trwałość: 4,0/ projekcja: 4,0->3,0

Quant Bisch i Marc-Antoine Barrois

W zeszłym roku obaj panowie ponownie połączyli siły. Powstało kolejne w pewnym sensie także skórzane pachnidło, będące niejako rozwinięciem B683, ale jakże od niego inne. Zainspirowane Ganimedesem – pokrytym słonym oceanem największym księżycem Jowisza – Ganymede to wg mnie daleko lepsze perfumy. Zaryzykuję stwierdzenie, że wręcz jedne z najciekawszych, jakie w bieżącym roku testowałem.

Dlaczego? Przede wszystkim zapach ma wyraźny i oryginalny, zapadający w pamięć i łatwo rozpoznawalny owocowo-skórzany temat przewodni, jakiego dotąd w perfumach nie spotkałem. Po niemal aldehydowo-owocowym intro (mandarynka i szafran, ale na pewno coś jeszcze) pojawia się dodany z dużym wyczuciem krótkotrwały akcent metaliczny, później zupełnie nieoczywiste owocowo-kwiatowe serce z osmatusem i fiołkiem oraz drzewna głębia wypełniona charakterystycznym aromatem esencji nieśmiertelnika, który przez swą słodkawą ziołowość ładnie zgrywa się z całością tworząc domyślną, nieoczywista skórzaną aurę.

Ganymede pachnie trochę owocowo, trochę skórzanie, trochę metalicznie, trochę mineralnie i trochę słono. Te wszystkie elementy przeplatają się tworząc prawdziwą olfaktoryczną feerię i niezwykle charakterystyczny, zapadający w pamięć futurystyczny aromat.

Zapach zachwyca pomysłem i wykonaniem i nie pozostawia obojętnym. Ma solidne parametry i zdecydowanie zasługuje na miano świetnych – wcale niekoniecznie zresztą wyłącznie męskich – perfum o bardzo oryginalnym charakterze.

Ganymede doceniły w bieżącym roku gremia branżowe – angielska i francuska The Fragrance Foundation -przyznając mu tytuły zapachu roku w wybranych kategoriach. Zapach był także finalistą The Art and Olfaction Awards 2020.

Brawo przede wszystkim dla Quentina Bischa za kolejną oryginalną i wartościową olfaktoryczną propozycję w jego dorobku, udowadniającą, że wciąż można tworzyć zapachy unikatowe, nowoczesne i jednocześnie komfortowe w noszeniu i pozytywnie odbierane przez otoczenie. Zdecydowanie polecam ten zapach. To jeden z moich tegorocznych faworytów.

nuty głowy: mandarynka, szafran,

nuty serca: osmantus, fiołek

nuty bazy: nuty drzewne, nieśmiertelnik

twórca: Quentin Bisch

rok wprowadzenia: 2019

moja ocena: zapach: 5,0/ trwałość: 4,5/ projekcja: 4,5->4,0

5 uwag do wpisu “Marc-Antoine Barrois „B683” i „Ganymede”, czyli jak skutecznie naprawić nienajlepsze perfumy…

    1. Ten zapach nie ma nic wspólnego z Loewe 7 proszę nie szerzyć herezji. BTW Loewe 7 było świetnym, niedrogim zapachem w pierwszej wersji, natomiast później skutecznie zmasakrowano i zapach i parametry. Żałuję że koło roku 2013 kupiłem tylko jedną butelkę 😉

  1. Bardzo mnie dziwią te oceny 5/5 i mówienie, że to genialny zapach. To inny zapach niż wszystkie, jednak to nie czyni go genialnym. Brakuje mu naturalności, jest sztuczny do bólu i męczący. Nie wiem kto i komu i ile zapłacił, ale o ile rozumiem kwestię gustu, to tutaj nie ma argumentów by wybronić ocenę 5/5.

    1. Zgadzam sie z przedmowca, zapach jest meczacy, futuryatyczny do bolu i nienoszalny. Cala warszawa nim pachnie (niestety).

      1. Widać można w tej branży posmarować trochę hajsem i kupić recenzje żeby potem zgarniać kokosy za jakiegoś koszmarka… Niepojęte.

Dodaj komentarz