Tom Ford Private Blend zadebiutowało w 2007 roku. W ciągu ośmiu lat stało się nie bez przyczyny jedną z ulubionych i darzonych największą estymą koneserów marek perfumowych. Doskonała jakość w połączeniu ze współczesną, ale zapatrzoną w chwalebną perfumową przeszłość estetyką, często balansującą zresztą na granicy niszowej, ale niemal nigdy jej nie przekraczającą, to immanentna cecha perfum spod znaku TF. No bo u Forda – jak to u Forda – ma być ambitnie, ale bez popadania w kontrowersyjne eksperymenty. Perfumy z jego logo, przy swej niewątpliwej ekskluzywności, muszą koniec końców być po prostu ładne i przyjemne w noszeniu, co wcale nie jest tak łatwe do osiągnięcia, szczególnie gdy mają być jednocześnie wysublimowane i wyrafinowane. Tom Ford od początku udowadnia jednak, że to możliwe. Zresztą podobny zabieg od lat z powodzeniem stosuje Laurice Rahme – twórczyni Bond No.9. Kluczem w obu przypadkach jest doskonały gust połączony z profesjonalizmem i doświadczeniem branżowym oraz dobór perfumiarzy, a tych Ford „dobiera” sobie zawsze najlepszych (sądzę, że raczej nie robi tego osobiście…).

Nic więc dziwnego w tym, że każda premiera nowego zapachu Toma Forda z linii Private Blend ekscytuje z równą mocą perfumistów na całym świecie, co celebrytów i innych klientów o grubych portfelach, szukających perfum, których aromat będzie emanował elegancją i luksusem, ale nie będzie jednocześnie wywoływał konsternacji wśród ich znajomych. Nad nią przedkładają raczej zachwyt. Niestety, obok tych dość częstych premier, w związku z taką a nie inną polityką koncernu Estee Lauder, do którego należy perfumowa część imperium Toma Forda, wiele ze „starych”, doskonałych zapachów Toma Forda zostało, nie wiedzieć czemu, wycofanych z oferty. Dziś na blogu moje wrażenia nt. dwóch z nich: Amber Absolute i Bois Marocain (krążą plotki o ich reaktywacji), a także jednego z zapachów, który póki co szczęśliwie przetrwał „cięcia” i jest nieprzerwanie obecny w ofercie od samego jej początku: Noir de Noir.
Amber Absolute
Nie jestem fanem pachnideł stricte ambrowych, które wydają mi się jednowymiarowe i nudne. Oczywiście bywają wyjątki. Zwykle jednak wynikają z faktu, że twórca poszedł w swych poszukiwaniach nieco dalej poza sztampowy akord ambrowy benzoesu, wanilii i labdanum. Tak jest choćby w świetnym, niemal wzorcowym Ambre Sultan Serge’a Lutensa, doskonałym, poruszającym, animalnym Absolue Pour Le Soir Francisa Kurkdjiana, nietuzinkowym, dymno-skórzanym Ambre Russe Parfum d’Empire, czy moim ulubionym, fenomenalnym, drzewnym ambrowcu Opus VI Amouage. Amber Absolute Toma Forda wypada na tle wymienionej trójcy nieźle, a najbliżej mu chyba do legendarnego już dzieła duetu Sheldrake/Lutens.
W przypadku Amber Absolute mamy do czynienia z głębokim, gęstym, wręcz mazistym, hipnotyzującym pachnidłem ambrowym ułożonym tak, by pachnieć luksusowo, ale bez zbędnych udziwnień. W kompozycji tej ważne role pełnią wanilia, labdanum i olibanum. Dwa pierwsze nadają zapachowi zmysłowości i głębi. Nuta olibanum przydaje mu dodatkowego wymiaru, stawiając go po stronie ambrowców z owszem nienudnym pomysłem i kompetentnym wykonaniem, ale jednak bez elementu zaskoczenia, jaki odnajdziemy np. w New York Amber Bond No. 9.
Co gorsza, pachnidło to sadowi się bardzo blisko skóry (zbyt blisko, jak na mój gust), choć na całkiem długo, i tylko bardzo minimalnie zmienia się w czasie. Szkoda, że nie nadano mu większej mocy i nie wyposażono w coś, co przykułoby uwagę.
główne nuty: ambra, kadzidło, wanilia, labdanum, nuty drzewne
twórca: Christophe Laudamiel
rok wprowadzenia: 2007
moja ocena:
zapach: ***/ trwałość: ****/ projekcja: **
Bois Marocain
To lubię… Przepiękny, unikatowy zapach drzewno-kadzidlany o „cywylizowanej” mocy i typowym dla Forda eleganckim sznycie, który to potrafi spowodować, że każdy zapachowy temat może zostać wykonany w tym niszowo-eleganckim, wyrafinowanym i jednocześnie zadziwiająco przyswajalnym stylu.
Bois Marocain od pierwszych sekund emituje suche kadzidło i nuty drzewne, przy czym początkowo są one rozjaśnione odrobiną bergamotki i wprawione w wibracje za pomocą molekuł różowego pieprzu. Intrygująco brzmi ten cytrusowo-drzewno-kadzidlany wstęp. Z czasem uwydatnia się subtelny aromat iglasty, wynikający z zastosowania esencji cyprysa i tui. Finisz raczy nas pięknym, snującym się subtelnie ale wyczuwalnie akordem suchego drewna cedrowego i kadzidła. Bois Marocain to absolutny perfumowy majstersztyk wykonany z finezją i polotem, pięknie układający się na skórze. Noszenie go to perfumaniacka frajda.
Jak to możliwe, że i on wypadł z oferty Tom Forda Private Blend? Dlaczego?! Ale, ale… Podobno ma zostać do niej przywrócony. Dobrze by było, bo to jednej z najlepszych zapachów kadzidlano-drzewnych, jakie miałem okazję poznać. Szkoda by było, gdyby pozostał niedostępny szerokiej publice. Oby tylko po tym rzekomym powrocie przypominał samego siebie…
główne nuty: bergamotka, różowy pieprz, cyprys, tuja, wetiwer, paczula, cedr, kadzidło
twórca: bd.
rok wprowadzenia: 2009
moja ocena:
zapach: ******/ trwałość: *****/ projekcja: ****
Noir de Noir
W ofercie perfumowej Toma Forda naliczyłem jak dotąd siedem pachnideł ze słowem noir (czarny) w nazwie. To jednak wyróżnia się szczególnie, gdyż jest czarno czarne… Poza tym było chronologicznie pierwsze, jako że swą premierę miało w roku 2007, w ramach kilku innych pachnideł debiutującej wówczas linii Tom Ford Private Blend.
Tytuł sugeruje woń co najmniej mroczną, ale został nadany chyba trochę na wyrost. Szkarłatna róża otulona kulinariami w postaci szafranu, wanilii i akordu trufli, posadzona na mszystej bazie i wzmocniona rusztowaniem z drzewnych nut paczuli i oudu przyjemnie łechce mój koneserski nos, pozostawiając wszakże pewien pożądany nawet niedosyt. Zapach przypomina mi nieco Paestum Rose Eau d’Italie, choć jest mniej drzewny, bogatszy w miękkie nuty kulinarne i bardziej „ułożony”, przez co mniej niszowy w swym charakterze, ale i bardziej kobiecy. Nie można odmówić mu jednak euro-arabskiej urody, która czyni go świetną introdukcją do przebogatego świata utrzymanych w tej samej estetyce, ale śmielszych pachnideł niszowych czy często zupełnie bezkompromisowych perfum arabskich. Na końcu tej podróży, jako jej genialne zwieńczenie, oczekuje – paradoksalnie – dzieło Europejczyka z krwi i kości – Rose Nacrée du Désert Guerlaina skomponowane przez Thierry’ego Wassera. Ja już tam byłem i wiem, co piszę…
główne nuty: szafran, róża, trufla, wanilia, oud, paczula, mech dębu
twórca: bd.
rok wprowadzenia: 2007
moja ocena:
zapach: *****/ trwałość: ****/ projekcja: ****
Całkowicie się z Tobą zgodzę jeśli chodzi o Bois Marocain. To moje ulubione perfumy of Toma Forda, które poznałem zaraz po tym, jak ostatnie butelki zaczęły znikać z półek sklepowych. Całe szczęście udało się zgromadzić mały zapas oraz nadal szukam, w różnych częściach globu, tych cennych butelek.Majstersztyk. Ktokolwiek je wymieszał, może być z siebie dumny.
Bardzo chciałbym wiedzieć, kto je skomponował…