Gdy mniej więcej w połowie 2017 pojawiły się w internecie informacje nt. nowych perfum Toma Forda o nazwie Fucking Fabulous uznałem to za fake news.
Nie wierzyłem, że Ford mógłby aż tak daleko posunąć się w prymitywnym marketingu. Owszem dał się nie raz nie dwa poznać jako projektant lubiący zwrócić uwagę na swój produkt niemal wulgarną kampanią reklamową, ale miałem wrażenie, że w ostatnich latach nieco zbastował i poszedł w kierunku bardziej eleganckich treści w materiałach promocyjnych. Gdy jednak jakiś czas później okazało się, że to faktyczna nazwa limitowanego zapachu, który swą premierę miał podczas Nowojorskiego Tygodnia Mody w 2017 roku, byłem – przyznam – zniesmaczony. A nie jestem zbytnim purystą. Po prostu wydało mi się to wyjątkowo pretensjonalne, a nawet prostackie, jak na tak wyrafinowanego projektanta. Kolejna granica została przekroczona… Znów przez Toma Forda… Do tego ta napompowana cena, wyższa od „typowego” zapachu z kolekcji Private Blend o ok. 30%… Na długi czas zapomniałem o tym pachnidle – aż do września br., gdy miałem okazję powąchać je w perfumerii na lotnisku w Monachium. A flakon wyglądał tak….
O co chodzi z tą cenzurą w nazwie? – pomyślałem. Polityczna poprawność w Europie? A może kolejny sprytny chwyt marketingowy speców z Tom Ford Beauty?
Butla wyróżniała się pośród innych z kolekcji modnym matowym wykończeniem. Aromat z papierowego blottera natomiast zaskoczył mnie najpierw parafinową nutą. Trochę świecy, trochę skóry, trochę słodkości. Takie było moje pierwsze wrażenie. Hmmm…. Nie zachwycił, ale i nie rozczarował. Na pewno zaintrygował tą niecodzienną zbitką nut… Owszem spodziewałem się czegoś daleko bardziej spektakularnego, ale… Zdecydowałem, że w nieodległym czasie zdobędę materiał do głębszych testów i tak niedawno uczyniłem.
Dziś po kilku próbach jedno wiem na pewno. Zapach nie ma nic wspólnego z nazwą. Ogłaszam więc kolejne spektakularne zwycięstwo marketingu nad produktem jako takim. Niemniej zdecydowanie wart jest uwagi, bo nie można odmówić mu oryginalności i unikatowego charakteru.
Fucking Fabulous otwiera się przedziwnym akordem z którego wyłania się na pewno tonka oblana zielonym sokiem – tu szałwią (gdzieś to u Forda już czułem – wiem – Vert d’Encens). Początkowo aura jest zielono-słodko-gorzka i ta zbitka totalnych przeciwieństw działa na ośrodek węchowy nieco dezorientująco. Do tego w tle majaczy nuta skóry, ale nie ta znana z Tuscan Leather czy Ombre Leather. Tu skóra jest jakby woskowana, tłusta, błyszcząca. Wraz z upływem czasu zapach zaczyna tracić na zieloności i pojawia się nutka drzewna (z opisu wynika cashmeran), choć mi przypominająca mi bardziej esencję cedrową. Mocy nabiera aromat słodkawo-gorzko-woskowy. To co pozostaje na skórze na koniec – czyli tzw. głębia, baza – niestety jest najmniej udanym elementem zapachu. Nieco gorzka, nieco drzewna, nieprzekonująca.
Mam pewne uwagi do parametrów, bo o ile Fucking Fabulous trzyma się na skórze całkiem długo, to jego ekspresja i projekcja pozostawia do życzenia. Mogłaby być nieco bardziej wyrazista, choćby na poziomie wspomnianego Vert d’Encens nie wspominając o Oud Wood czy Tobacco Vanille.
Reasumując – Fucking Fabulous (i zapomnijmy na chwilę o dyskusyjnej nazwie) to perfumy, które wymykają się znanym klasyfikacjom. Intrygują pomysłowym i odważnym zestawieniem nut, ale rażą brakiem zdecydowania i wrażeniem… niedokończenia. Jakby studium, projekt w trakcie… Perfumowa ciekawostka dla najbardziej zainteresowanych i… nie żałujących pieniędzy. Tak na marginesie, to wydaje mi się, że Fucking Fabulous mógł powstać przy okazji opracowywania zapachów z mini-serii Vert z 2016 (Vert Boheme, Vert d’Ensens, Vert de Fleur i Vert de Bois), a być może nawet nie zmieścił się w głównej czwórce, więc został odłożony na później. Idealna opcja na limitowaną edycję, prawda? Ach, ten fordowski marketing…
główne nuty: szałwia, gorzki migdał, tonka, kłącze irysa, skóra, cashmeran
nos: bd.
rok premiery: 2017
moja ocena: zapach: 4,0/ trwałość: 4,5/ projekcja: 4,0-3,5
Słowo ‚fucking’ podobno zasłonięte, ponieważ są to egzemplarze na rynek arabski – tak powiedziała pani na Okęciu.
No proszę. To co one robią w Europie? W Monachium na ten przykład? 🙂
Dzisiejsze Niemcy to nie rynek arabski?Nawet zbyt arabski…
Recenzja mija się z rzeczywistością. Zapach jest obłędny! Oszałamiający, straszliwie seksowny, uzależnia : ) nie można przestać chcieć wąchać tego zapachu, no i nieprawdopodobnie trwały: po dwóch praniach moja sukienka nadal pachnie tym zapachem. CUDO!!!
Recenzja to moja osobista opinia. Pani może być inna. 🙂 Cieszę się, że FF się podoba. 🙂 Pozdrawiam. 🙂
Recenzja, to nie opinia : ) Recenzja to – na tyle na ile to możliwe – obiektywna ocena. To omówienie, w odróżnieniu od opinii, która – z racji tego, że jest własną opinią – jest subiektywna.