Gdy w grudniu zeszłego roku recenzowałem niezwykły i bardzo oryginalny Black marki Puredistance, będący wspaniałym przykładem współczesnej perfumerii abstrakcyjnej, wspomniałem, że Jan Ewoud Vos, właściciel i artystyczny dyrektor marki, szykuje wraz z perfumiarzem Antoine Lie (autorem Black) premierę nowego pachnidła ochrzczonego po prostu White. Byłem wówczas bardzo ciekaw, w jaki sposób ten wyjątkowy perfumiarz zinterpretuje biel w zapachu. Przyznam, że po cichu liczyłem na kolejny perfumowy abstrakt, na równie udaną co Black próbę zamknięcia we flakonie – tym razem – bieli.
Oczywiście wiele marek przed Puredistance już tego próbowało, nie zawsze zresztą odnosząc się do bieli bezpośrednio w nazwie perfum (choć i tak bywało, np. słynne White Linen Estee Lauder, czy współcześniejsze Byredo Blanche, Tauer Pentachords White lub Michael Kors White z 2014). Mnie osobiście z bielą kojarzą się takie pachnidła jak L’Eau Serge Lutens czy Aqua Universalis Maison Francis Kurkdjian.
Biel wg Antoine Lie – o czym przekonałem się testując White – nie jest tak awangardowa jak jego czerń w Black. Właściwie to nie jest awangardowa w ogóle. Jest zdecydowanie bardziej klasyczna, wręcz tradycyjna w swym charakterze, choć oczywiście podana na współczesny sposób. Innymi słowy współczesna kompozycja w oparciu o bardzo klasyczne składniki, która w efekcie pachnie neo-klasycznie. Przejdźmy zatem do szczegółów.

Antoine Lie postanowił stworzyć biały zapach z dominującą rolą białych piżm. Że mało oryginalnie? Cóż, ważne jest, czego użył prócz piżm i jak to zrobił, a także to, czego nie użył. By zachować luksusowy charakter perfum Puredistance, perfumiarz sięgnął po absolutnie szlachetne ingrediencje z najwyższej, także cenowej półki: włoską bergamotę, francuską różę majową, włoski irys, indonezyjską paczulę, haitański wetiwer, absolut z tonka z Wenezueli, wreszcie prawdziwy skarb czyli esencje z drewna sandałowego z Mysore. Już same składniki brzmią jak perfumowa poezja, a Lie poukładał je w zaiste mistrzowski sposób, tworząc piękną, sygnaturową i ultra kobiecą woń. Tak – te perfumy to jak dotąd chyba najładniejszy pachnący prezent Jana Ewouda Vosa dla kobiet. Warto zauważyć, że w formule nie ma białych kwiatów (jaśmin, neroli, konwalia, tuberoza itp.), a przecież sięgnięcie po nie byłoby najbardziej oczywiste w kontekście bieli. Jednak Antoine Lie to perfumiarz absolutnie nieoczywisty…
Na pierwszym planie White jest duet szlachetnego sandałowca z Mysore ze sporą dawką piżm. Ta para pozostaje do samego końca. Zmienia się natomiast – choć w sposób bardzo minimalny – plan drugi. A na nim nuty kwiatowe, przede wszystkim irys, później zaś róża, a z nią paczula wmiksowana zręcznie jako budulec zmysłowego akordu. Drzewną część natury White wzmacnia wetiwer, zaś tonka pogłębia zmysłowy finisz zapachu – wspomniane połączenie białych piżm z esencją sandałowca. Szczerze mówiąc próby wyławiania poszczególnych nut z kompozycji White są szczególnie nie na miejscu, bowiem to pachnidło to przykład bardzo zbalansowanej perfumowej kompozycji, w której wyraźna jest synergia składników, o której czasem wspominam w swoich recenzjach. Wtedy gdy grupa ingrediencji połączonych w akordy tworzy nową, bardzo spójną i zapadającą w pamięć całość, z której trudno wyodrębnić konkretne składniki-nuty.
Mimo subtelnej ewolucji, White nie zmienia się zbytnio w czasie, pozwalając noszącemu delektować się głównym, bardzo pięknym, niezwykle kobiecym i zarazem subtelnym akordem. Nie jest to akord nowatorski, nieznany czy odkrywczy. Jest za to doskonale skonstruowany. Mimo klasycznych składników White pachnie współcześnie i jako takie idealnie pasuje do dzisiejszej kobiety. Posiada przy tym cechy perfum ponadczasowych, które tak samo dobrze pachnięć będą za kilka lat, jak choćby i za pół wieku. Wieszczę White sporą karierę, tym bardziej, że od przedstawicielki marki Puredistance dowiedziałem się, że zapach już stał się bestsellerem. Nie dziwi mnie to ani trochę.
Czy więc White jest równie przekonujący, co Black? Owszem. Uważam, że Antoine Lie wspaniale oddał w swej kompozycji biel, jej jasność, czystość i świeżość. Zrobił to wszakże inaczej, niżbym się tego po nim spodziewał, bowiem nie wszedł na ulubione przez siebie tereny olfaktorycznego eksperymentu, stawiając tym razem na przekaz klasyczny, a przy tym bardzo, bardzo kobiecy.
White – podobnie jak pozostałe perfumy marki Puredistance – jest pachnidłem wysoko skoncentrowanym (38%), co gwarantuje jego wybitną trwałość, przy czym moc zapachu jest – w sposób jak sądzę zamierzony – umiarkowana.
Jeszcze jedno. Zarówno biel flakonu, jak i charakter zapachu, a także towarzyszące mu tzw. wizuale (fotografie i grafiki) oraz hasło „A Dream in Gold and White” zdają się jednoznacznie wskazywać idealną użytkowniczkę Puredistance White. Spójrzmy na tę zadumaną kobietę w białej sukni, na te białe, niby-świątynne nawy, wreszcie na tą złotą niczym obrączka zatyczkę flakonu. Co widzimy?
Zadziwiająco konserwatywnie jak na markę o holenderskim rodowodzie, prawda?
nuty głowy: bergamotka z Włoch
nuty serca: róża majowa z Francji, absolut kłącza irysa z Włoch, paczula z Indonezji
nuty głębi: wetiwer z Haiti, absolut tonka z Wenezueli, sandałowiec z Mysore, piżmo
twórca: Anthoine Lie
rok wprowadzenia: 2015
moja ocena:
zapach: *****/ trwałość: *****/ projekcja: ****