Luksusowa holenderska marka Puredistance, o której mniej więcej rok temu pisałem przy okazji recenzji zapachu M, w listopadzie roku 2013 powiększyła swą ofertę o zapach o jakże obiecująco brzmiącym tytule: Black. Niespodzianką był wówczas fakt, że właściciel marki Jan Ewoud Vos tym razem wybrał na autora pachnidła Antoine’a Lie – perfumiarza znanego przede wszystkim z nowoczesnych, niejednokrotnie awangardowych projektów zapachowych dla Comme des Garcons, Etat Libre d’Orange czy Nu_Be. Już ten fakt zapowiadał odmienność Black od pozostałych pachnideł holenderskiej marki, stworzonych przez Annie Buzantian oraz Roja Dove w neoklasycznymi stylu – bazujących na klasycznych wzorcach, ale podanych we współczesnej estetyce (zielono kwiatowy szypr Antonia, kwiatowo-ambrowe Puredistance I oraz kwiatowy Opardu czy skórzany szypr M). I rzeczywiście Black różni się od nich znacząco, także pod względem towarzyszącej mu narracji, która – podobnie jak sama woń – jest nieco tajemnicza, spowita czernią mistycyzmu. To jedyny zapach Puredistance, którego składniki i nuty zapachowe nie zostały przez Jana Ewouda Vosa ujawnione…

Wyrafinowana elegancja w nowoczesnym, subtelnym stylu, hołdująca naczelnej zasadzie Jana Ewouda Vosa „less is more” to najkrótsze podsumowanie tego zapachu. Black to pachnidło czysto abstrakcyjne, wykonane przez wirtuoza aromamolekuł w oparciu o koncept wynikający stricte z nazwy zapachu.
Ale czy zapach może mieć kolor (i nie chodzi tu o fizyczną barwę cieczy)? Oczywiście że tak i by to poczuć, nie potrzeba wcale synestezyjnych umiejętności. By nadać zapachowi koloru, trzeba odpowiednio dobrać składniki i ich proporcje, tak by woń budziła skojarzenia z rzeczami materialnymi o oczekiwanej barwie. Najprościej zobrazować to można na na przykładzie koloru zielonego. Składniki takie jak bazylia, galbanum, cis-3-Hexen-1-ol doskonale nadają się do nadawania zapachowi zielonego kolorytu, gdyż pachną zielonymi roślinnymi sokami. Biel? Nie ma sprawy. Wszystkie ingrediencje kojarzące się z czystością, czyli przede wszystkim kwiat pomarańczy i tzw. białe piżma (pachnące czystością, detergentami). Niebieski? Nuty wodne. Czerwony? Przyprawy – papryka, cynamon. Wreszcie czarny? Popiół, kadzidło, guma, asfalt. Te nuty – jak najbardziej osiągalne we współczesnej sztuce perfumeryjnej – gdy inkorporowane do perfum, nadadzą im skojarzeń z czernią. Antoine Lie chcąc osiągnąć czerń w Black stworzył woń pachnącą magmą, popiołem, kadzidłem, węglem…
W pierwszych Black minutach oczarowuje mieszanką suchych nut przyprawowych (jakby pieprz), drzewnych (jakby cedr) i balsamicznych (jakby benzoes) dających w sumie ten niecodzienny, nieco ostry, niemal popielisty aromat. Ten jednocześnie bardzo harmonijny początek szybko przechodzi w serce zapachu, w którym dominuje woń ciepła, żywiczna, coś jak labdanum z odrobiną kadzidła. Wciąż jest sucho i „sypko”. Od czasu do czasu pojawia się i znika niczym „nuta-duch” zaskakująca woń niby-owocowa, przypominająca mi – z braku lepszych porównań – zapach malinowego syropu. Ale nie jest to coś wyraźnego i namacalnego, jak choćby w Tuscan Leather Toma Forda. To raczej płatający figle i wirujący w powietrzu „owocowy abstrakt”. Cichutki aczkolwiek długo obecny na skórze finisz subtelnie projektuje ciepłą piżmowo-drzewną wonią zamykając ten przedziwny, oryginalny i enigmatyczny zapach.
Black to w założeniu perfumy eleganckie i subtelne, niekrzyczące, lecz szepczące. Mimo deklarowanej i podkreślanej przez Puredistance 25% zawartości pachnącego ekstraktu poza pierwszymi dwoma wyrazistymi kwadransami Black lokuje się blisko skóry i pozostaje delikatnie wyczuwalny głównie dla osoby noszącej, pozostawiając wszakże za nią delikatny i intrygujący ogonek.
Black przez swą szorstkość, wytrawność, dymność i popielistą, suchą drzewność pasuje mi bardziej jako pachnidło męskie i jako takie bym je zakwalifikował. Penetruje te same rejony olfaktoryczne co np. Black Cashmere Donna Karan, Casbah Roberta Pigueta, Ormonde Man Ormonde Jayne czy Serge Noire S.Lutensa, ale robi o na swój indywidualny, bardzo wyrafinowany i pełen niedopowiedzeń sposób. Testując go nie mam wątpliwości, że oto mam do czynienia z wybitnym dziełem współczesnej perfumerii, którego estetyka trafi jednak jedynie w gusta najbardziej wyrafinowane.
Na przyszły rok Predistance szykuje kolejną premierę: White. Autorem zapachu będzie ponownie Antoine Lie. Spodziewam się więc olfaktorycznej gratki z drugiej strony kolorystyczno-zapachowego spektrum. Nie muszę dodawać, że bardzo jestem ciekaw, w jaki sposób ten perfumiarz zinterpretuje biel w zapachu…
główne nuty: pieprz, szafran, róża, fiołek, cedr, wanilia, labdanum, beznoes, piżmo, paczula, ambra, drewno sandałowe
twórca: Antoine Lie
rok wprowadzenia: 2013
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 5/ projekcja: 4/ trwałość: 5/ flakon: 5
Osobną i wartą uwagi częścią doświadczania perfum Puredistance jest ich niezwykłe, luksusowe opakowanie, do którego marka ta przywiązuje szczególną wagę. Poczynając od pięknie zawiązanej na zewnętrznym pudełku wstęgi, poprzez eleganckie, wykonane z bardzo grubej tektury pudełko-futerał (wyściełany miękkim materiałem), w którym – obok flakonu – znajdziemy certyfikat autentyczności z własnoręcznym podpisem Jana Ewouda Vosa, aż po niezwykły, sygnaturowy flakon. Masywny, czarny, z masywną metalową z zatyczką w złotym kolorze, doskonale wykończony, w kształcie próbówki, z nazwą nadrukowaną złotymi literami i dodatkowo na znajdującym się pod zatyczką pierścieniu. Poniżej kilka fotografii obrazujących flakon i sposób jego opakowania:
Jakoś BLACK mnie nie porwał (chociaż jestem niemal bezkrytyczny wobec wypustów Lie) może za bardzo liczyłem na coś formatu M,które dosłownie wyrwało mnie z butów.
Generalnie pierwszy raz tak miałem,że po aplikacji perfum pobiegłem sprawdzać stan
konta:) M jest genialne.BLACK inne i takie pewnie były założenia.
Black to rzeczywiście zupełnie inne pachnidło od M. Mnie również nie porwało tak, jak M. Niemniej ma „coś w „sobie…
Cześć!
Odmienność Black od M z perspektywy czasu wydaje mi się wielkim atutem tego pierwszego. Pachnidło takiego formatu jak M pojawia się raz na jakiś czas i fakt ten trzeba mieć na uwadze. Nie ma jak widać patentu na seryjne tworzenie zapachów genialnych. W tym kontekście Black i tak prezentuje się bardzo dobrze. Z jednej strony wyrasta z tego specyficznego stylu Antoine’a Lie, stylu który można określić mianem high-tech, z drugiej zaś strony idealnie wpisuje się w prawdziwie ekskluzywny wizerunek Puredistance. Czyli – jak mawia mądre przysłowie – „wilk syty i owca cała” ;). Black pachnie świetnie i pozostaje tylko mieć nadzieję, że nadchodzący White będzie równie udanym zapachem.
Serdecznie pozdrawiam –
Cookie
Roja Dove-Antoine Lie-.?
Kto następny? Może Geza Schoen;)
Pozdrawiam
Kolejny zapach White będzie także autorstwa Antoine Lie, co dowodzi że marka stawia na nowocześniejsze kompozycje. A kto później – zobaczymy, choć pewnie nieprędko, bo Puredistance rzadko wprowadza nowe zapachy (chyba że się to zmieni).