Wysoki, przystojny, o egzotycznej, orientalnej urodzie, doskonałym guście, obyciu oraz szerokich horyzontach. Swoje zainteresowanie zapachami przekuł w jedną z najlepiej obecnie funkcjonujących i najbardziej dochodowych – jak sam przyznaje – niszowych firm perfumeryjnych. Ben Gorhman, którego matka była Hinduską, a ojciec na poły Szkotem, na poły Kanadyjczykiem, urodził się w Szwecji, szkołę średnią skończył w Nowym Jorku, rozpoczął studia biznesowe w Toronto, zamienił je na politologię, po czym na projektowanie wnętrz. Od młodych lat poszukiwał swojej profesji. Po skończeniu koledżu został… zawodowym koszykarzem (!). Jako że nie odnalazł się także w tej dziedzinie, zadomowił się na dłużej w sztokholmskiej szkole artystycznej. Studiował malarstwo, rzeźbę, historię, fotografię. Zaczął specjalizować się w malarstwie farbami akrylowymi i kończąc te studia był zdecydowany temu się poświęcić. Wtedy to spotkał na swej drodze perfumiarza Pierre’a Wulffa. To spotkanie odmieniło pogląd Bena na to, czym chce się w życiu zajmować. Zapach. Najpierw świece, które ten wyrabiał samemu, później perfumy, o pomoc przy tworzeniu których zwrócił się do zawodowych perfumiarzy…
Ben prowadzi swą perfumeryjną firmę Byredo od 2006 roku (nazwa marki pochodzi od słów by redolance – staro-ang. przez aromat) i robi to w sposób wzorowy, proponując nie tylko doskonały i nowoczesny produkt, ale także i pewien estetyczny koncept nacechowany czarno-białym minimalizmem i … nowoczesnością właśnie (to słowo może powtarzać się częściej, bowiem jest immanentną cechą produktów Byredo). Patrząc na flakony, na opakowania, na materiały promocyjne czy design strony internetowej nie da się nie zauważyć wspólnej estetycznej koncepcji potwierdzającej artystyczne zdolności i spójną wizerunkową wizję Gorhama. Zapachy Byredo wymykają się tradycyjnym kategoriom, także jeśli chodzi o płeć ich potencjalnych użytkowników. Są w większości wzorcowymi uniseksami, które realizują olfaktoryczne tematy, obrazy, skojarzenia, ewokują miejsca i wspomnienia samego Gorhama. Green przywołuje wspomnienia Bena nt. jego ojca i został mu dedykowany, Chembur z kolei powstał z myślą o matce Bena, Palermo – przywołuje obraz kobiety tam przez niego poznanej, Blanche z kolei powstał dla towarzyszki życia Bena.
Ben nie jest perfumiarzem sensu stricto. Jest – podobnie jak wielu jego kolegów po fachu – artystycznym szefem marki, nadaje jej kierunek i oprawę. Nad kolejnymi zapachami współpracuje z perfumiarzami – zawodowcami najwyższej próby – przede wszystkim z Jeromem Epinette oraz Olivią Giacobetti. Przestawia im wizję, pomysł, obraz, skojarzenie, opowieść bądź też konkretny składnik, na którym chciałby oprzeć kolejny zapach swej kolekcji, a oni w następstwie pracują w swych laboratoriach nad kompozycjami przedstawiając Gorhamowi kolejne ich propozycje do oceny. Tak powstają perfumy Byredo.
Zapachy Byredo są z pewnością specyficzne. Wykorzystują najnowsze zdobycze perfumerii i chemii, eksplorują nowe olfaktoryczne obszary i byty, zachowując przy tym awangardowy szlif, ale przede wszystkim rzadko spotykaną prostotę i klarowność. Gorham twierdzi, że jego pachnidła składają się z kilku do maksymalnie kilkunastu składników, za to najwyższej próby. Zależy mu na klarowności i prostocie przekazu. Wiele z nich ma liniowy charakter, bez klasycznego układu nut głowy-serca- bazy. To co czujemy po zaaplikowaniu danych perfum Byredo, po odparowaniu alkoholowego nośnika, jest mnie więcej tym, czym dany zapach będzie przez cały okres trwania na skórze. Konsekwentnie i bez niespodzianek. Bez przeładowania ingrediencjami, bez przerostu formy nad treścią. Minimalistycznie, ale z klasą.
„Perfumy są dla wielu synonimem francuskości. Przez lata ukształtowała się w tej branży hierarchia. To dobrze, bo są w niej obecne niesamowite talenty i wyrafinowanie, ale z drugiej strony panuje tam stagnacja. Więc moim wyborem na dobre i na złe było upraszczanie. W przeciwieństwie do pracy z pięćdziesięcioma, siedemdziesięcioma lub osiemdziesięcioma ingrediencjami, ja pracuje z pięcioma, może dziesięcioma. Niektóre składniki naturalne są tak piękne. O zakup jednego z nich – specjalnego olejku Neroli – walczyłem nawet z Chanelem. Byłoby stratą zamaskować tę cudną woń różnymi innymi dodatkami. Może ma to jakiś związek ze szwedzkim etosem, prostotą… Jest to upraszczanie w sensie tworzenia klarownego, jasnego przekazu.”
Ben Gorham
Zapraszam na cykl recenzji fascynujących zapachów Byredo.
Czekam na wrażenia, jestem ciekaw kilku pozycji, m.in Sunday Cologne,