Technologia pozyskiwania zapachów z naturalnych substancji wciąż ewoluuje. Także w tej dziedzinie (obok chemicznej syntezy) dokonuje się innowacja i postęp. Daje to ogromne nadzieje na rozwój sztuki perfumeryjnej, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę coraz szersze obostrzenia w zakresie dopuszczonych do użytku komponentów (działalność IFRA). W porównaniu do lat 80-90-tych XX w. ostatnio dużo rzadziej pojawiają się nowe syntetyczne aroma-molekuły. Prawdziwie innowacyjne prace prowadzone są nad składnikami naturalnymi w laboratoriach firm takich jak Robertet czy Laboratoire Monique Remy. Jedną z dynamicznie rozwijanych tam technologii jest destylacja frakcyjna (frakcjonowanie), w której – wykorzystując pewien przedział temperatur wrzenia danej substancji naturalnej – uzyskuje się do kilku frakcji molekularnych o czasem bardzo różnych charakterystykach zapachowych. (Innym zagadnieniem jest ko-destylacja dwóch ekstraktów, która w efekcie daje zupełnie nową zapachową jakość, nieosiągalną w wyniku prostego wymieszania tych samych, ale wcześniej osobno wydestylowanych olejków).
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że oba pachnidła będące przedmiotami niniejszego wpisu, powstały właśnie przy użyciu m.in. składników pochodzących z frakcjonowania. Perfumiarz firmy Robertet, Jerome Epinette (autor m.in. niektórych perfum Byredo), wykorzystując je stworzył dla Atelier Cologne dwie nieprawdopodobnie charakterystyczne, piękne, oryginalne i niezwykle współczesne kolońskie absoluty (Cologne Absolue – zgodnie z przyjętym przez firmę nazewnictwem): Rose Anonyme z frakcją ekstraktu z Ylang Ylang oraz Vétiver Fatal z – rzecz jasna – frakcją ekstraktu haitańskiej wetywerii. Oba zapachy w jakimś sensie podążają drogą wyznaczoną już wcześniej przez Jean-Claude’a Ellenę, który składniki pochodzące z frakcjonowania już od dość dawna wykorzystuje na szeroką skalę w ekskluzywnej linii Hermessence. Oba są też prawdziwymi manifestami współczesnej perfumerii. Tak pachną perfumy XXI wieku, bazujące na współczesnych zaawansowanych technologiach wykradania wonności naturze.
Rose Anonyme – bezimienna róża?
Mocne, intensywne intro przedstawia nam różę z towarzyszeniem paczuli oraz szczypty imbiru. Początkowo soczystości zapachowi nadaje bergamotka. Później zapach nieco łagodnieje, a nozdrzom ujawnia się turecka róża w pełnej krasie. Zastosowany tu ekstrakt z róży pochodzi z własnych upraw firmy Robertet zlokalizowanych w Senir w Turcji. Trzon Rose Anonyme to akord, który z czasem zaczyna dominować, pozostawiając różę wciąż wyraźnie wyczuwalną. Tajemna, mistyczna mieszanka kadzidła, paczuli i papirusu żywcem wyjęta z mojego ukochanego Timbuktu L’Artisan Parfumeur autorstwa Bertranda Duchaufoura. Drzewno-zielona. Nie do pomylenia z niczym innym. Perfumiarz umieścił w formule także akord ewokujący oud oraz benzoes, z tym że zrobił to z ogromnym wyczuciem, gdyż mimo wielości składników oraz ich dużej często wagi gatunkowej Rose Anonyme pozostaje w swej naturze Cologne Absolue, czyli zapachem z założenia lekkim, orzeźwiającym i niezobowiązującym, choć dzięki wysokiej koncentracji składników (18% esencji) wyrazistym i trwałym daleko bardziej, niż tradycyjna kolońska. Rose Anonyme jest szczególnie trwałym zapachem, pozostającym na skórze dobre kilkanaście godzin.
„Prostota to mój styl. Kocham naturę, jedzenie, przyprawy… i lubię często przedobrzyć z jakimś składnikiem, by osiągnąć element zaskoczenia. Kocham czuć zapachowy ogon (fr. sillage). Użyłem imbiru, róży, kadzidła. Esencja z róży jest złożona niczym miód, jednocześnie owocowa jak osmantus. Lubię używać ciemnych, korzennych nut, jak papirus, a później np. właśnie imbiru, by dodać świeżości. To dlatego użyłem kalabryjskiej bergamotki zamiast petitgrain.”
Jerome Epinette o Rose Anonyme
Różę – jako składnik doskonale łączący się z każdym innym – perfumiarze na przestrzeni dekad przedstawiali już na setki sposobów. Z reguły w dość ciężkich kompozycjach kwiatowych kierowanych do kobiet. Kilka lat temu przełomowy zapach z tym względzie popełnił (a jakże) wizjoner Jean-Claude Ellena tworząc Rose Ikebana, kompozycję różaną, jednocześnie świeżą, zieloną, lekką, orzeźwiająca i doskonale letnią. Rose Anonyme to ten sam obraz, choć stworzony przy pomocy nieco innych kolorów. Fascynująco piękny i naprawdę wyjątkowy. Poprzez połączenie wilgotnych płatków róży z tym niezwykłym „afrykańskim” akordem Rose Anonyme zachwyciło mnie bez dwóch zdań. To róża, jaką z przyjemnością mógłbym nosić na co dzień. Zapach zdecydowanie uniseksowy, żywy, charakterystyczny i doskonale skomponowany. Arcydzieło!
nuty: kalabryjska bergamotka, chiński imbir, turecka róża, frakcja z ekstraktu z Ylang Ylang, somalijskie kadzidło, oud, indonezyjska paczula, indyjski papirus, benzoes z Laosu
twórca: Jerome Epinette
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry
- projekcja: dobra +
- trwałość: pow. 12 h
Vétiver Fatal – śmiertelna wetyweria?
Ten zapach to kolejne miłe zaskoczenie w wykonaniu Atelier Cologne. Wetyweria na świeżo, zielono i… kremowo. Spora ilość składników nie jest tu od razu wyczuwalna, ale w miarę jak pachnidło rozwija się na skórze, poczuć można jego niezwykle harmonijną złożoność. Oczywiście nutą przewodnią zapachu jest mój najulubieńszy wetiwer, a konkretnie jego środkowa frakcja, zielona, trawiasta, pozbawiona drzewności i ziemistości wetywerii w pełnym spektrum.
Sposób potraktowania cudnego trawska jako żywo przypomina mi to, co zrobił mistrz Jean-Claude Ellena w swoim Vetiver Tonka, w którym połączył wybraną, pozbawioną charakterystycznej ostrości i ziemistości, frakcję wetiwerowej esencji z fasolą tonka, osiągając efekt gorzkiej, niemal orzechowej bazy. Także tu zapach jako całość robi wrażenie niemal kulinarnego. Haitańska wetyweria zanurzona została w niezwykle aksamitnej, wręcz kremowej masie złożonej z wielu składników (wg opisu). Wspomniana wcześniej kremowość, pojawiająca się w tle zielonej wetywerii zaraz po tym, jak ze skóry uleci bukiet bardzo naturalnie pachnących cytrusów wzmocniony esencją z gorzkiej pomarańczy, pochodzi prawdopodobnie od kwiatu pomarańczy i akordu czarnej śliwki. Ewolucja postępuje w kierunku drzewnej bazy, w której umieszczono m.in. akord imitujący oud (choć wg twórcy nieco inny aniżeli ten w Rose Anonyme).
Vétiver Fatal wydaje się być aksamitny, świeży, orzeźwiający i zmysłowy jednocześnie. Lata świetlne daleki od banału. Obok Vettiveru CdG to na ten moment najlepsza znana mi kolońska z tym składnikiem w roli głównej. Choć właściwie to już eau de toilette (zawiera 15% esencji). Co za tym idzie, zapach ma solidną projekcję i naprawdę dobrą trwałość (wyczuwalny spokojnie 8 godzin, a kolejne kilka godzin tkwi na naskórku bez projekcji).
Tak – ta wetyweria jest śmiertelna. Albo ściślej: śmiertelnie urocza. Vétiver Fatal to mój wybór na przyszłoroczne lato. Zdecydowanie!
nuty głowy: kalabryjska bergamotka, sycylijska cytryna, paragwajska gorzka pomarańcza
nuty serca: tunezyjski kwiat pomarańczy, liście fiołka, czarna śliwka,
nuty głębi: frakcja z ekstraktu haitańskiej wetywerii, teksański cedr, akord ciemnego oudu
twórca: Jerome Epinette
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry
- projekcja: dobra
- trwałość: 8-10 h
* * *
Obie nowe porpozycje Atelier Cologne to wg mnie najciekawsze i najbardziej wyraziste zapachy w ofercie marki. Dowodzą tego, że Sylvie Ganter i Christophe Cervasel (właściciele firmy) postanowili mocniej zakcentować swoją obecność w perfumowym świecie i postawić na charakterystczność i nowoczesność. Oba zapachy odróżniają się (w moim odczucia na korzyść) od poprzednich propozycji Atelier. Są sporym krokiem naprzód. Dla mnie jeszcze jeden element jest tu niezwykle ważny – to sylwetka perfumiarza Jerome’a Epinette’a, który popełniając oba zapachy wyrasta w moich oczach na czołowego perfumiarza młodego pokolenia.
Muszę koniecznie sprawdzić, cóż takiego Epinette zgotował dla Bena Gorhama i jego Byredo…
Nie podałeś ocen końcowych tych dwóch zapachów – rozumiem, że to było zamierzone? 🙂
PS Widzę, że noir i femme fatale rozpanoszyły się w perfumiarstwie na dobre. Najpierw Givenchy Dahlia Noir, potem kolekcja Tokyo Milk Femme Fatale Collection, Chanel Coco Noir, a teraz Atelier Cologne Vétiver Fatal…
A wiesz, że jakoś mi te oceny umknęły. Ale uzupełnię to. 🙂
Miło przeczytać, że Rose Anonyme ma ponadprzeciętną trwałość i projekcję. Mam nadzieję, że i ja się nie zawiodę, bo w następnym tygodniu będę miał z tą wodą pierwsze spotkanie 😉
Oba opisywane zapachy mają bardzo solidne parametry użytkowe, co jest ich niewątpliwym atutem. Ciekaw jestem Twoich wrażeń nt. Rose Anonyme 🙂
Jak już pisałem w innym komentarzu, Vetiver Fatal strasznie się słodki na mnie robi i to mi zupełnie nie odpowiada, za to Rose Anonime i owszem, owszem… Nie przepadam za różą w perfumach męskich (czy uniseksach), a tu proszę – bardzo mnie ujęła. I nie tak toporna, jak w Montalowskim Black Aoud, które są pierwszymi perfumami z różą, które polubiłem.
Fatal ma tą – jak napisałem – jakby kremową bazę, ale na mnie jest ona jak najbardziej OK. Oba zapachy zdecydowanie warte nabycia.
Epinette dla Byredo „zrobil” M/Mink
Zgadza się. A także kilka innych (jest głównym perfumiarzem Byredo, obok Olivii Giacobetti). 🙂
Wczoraj testowalem Rose Anonyme i Vetiver Fatal. Rose Anonyme jest swietnym pachnidlem – swietna roza (troche schowana) z oudem otoczona doskonale dobranymi akordami pozostalych skladnikow. I swietna trawalosc!
Natomiast Vetiver Fatal na mojej skorze sie mocno wysladza.
Oba zapachy swietne.
Myslisz, Marcin, ze Vetiver Fatal jest bardziej na lato? Nie nadaje sie tez na zimniejsze pory roku?
Szczerz mówiąc to nie wiem. Jest dość lekki, ale może i zimą też się sprawdzi. Trzeba potestować.