Całkiem niedawno, w czerwcu br. odbyło się w Paryżu uroczyste wręczenie francuskich nagród FiFi. W odróżnieniu od amerykańskiej edycji, francuska jest dużo uboższa w show oraz celebrities, za to nieporównanie bogatsza w ludzi z branży, w tym perfumiarzy oraz m.in. właścicieli niszowych brandów (w tym roku choćby Frederic Malle czy Patricia De Nicolai). W kategorii „Nisza i zapachy ekskluzywne” nagrodę ekspertów FiFi otrzymał zapach Orange Sanguine Atelier Cologne, o którym swego czasu miałem przyjemność całkiem pochlebnie napisać… Cieszę się, że uhonorowano akurat to pachnidło, ale jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że marka rozwija swą ofertę nowoczesnej formuły kolońskiej i wprowadza do niej kolejne zapachy: jakiś czas temu Vanille Insensée i ostatnio Rose Anonyme i Vétiver Fatal. Najlepszą jednak wiadomością dla mnie jest to, że te dwa ostatnie pachnidła to najciekawsze i najlepsze propozycje Atelier Cologne jak dotąd. Przynajmniej wg mojej oceny. O nich jednak napiszę na blogu już wkrótce. Dziś natomiast:
Vanille Insensée – nonsensowna wanilia?
Mam pewną traumę związaną z wanilią. Oto bowiem wiele lat temu moja znajoma ze studiów lubiła zlewać się, czy wręcz kąpać się w Vanilla Fields Coty. W efekcie podczas trwania wykładów lub ćwiczeń niezwykle gęsty i niewyobrażalnie słodki zapach dosłownie wypełniał całe pomieszczenie, powodując u mnie mdłości i ból głowy. Z przeświadczeniem, że tak oto właśnie pachną perfumy waniliowe, unikałem wanilii we flakonie niemal jak ognia. Dopiero jakiś czas temu uległo to pewnej pozytywnej zmianie. To dzięki Guerlainowi, który znany jest (a przynajmniej był w przeszłości) ze stosowania doskonałej jakości wyselekcjonowanych składników, pochodzących od zakontraktowanych plantatorów, w tym wanilii. Stosowana przez Jean-Paula Guerlaina wanilia z Madagaskaru stanowi trzon legendarnego Shalimar, który stał się punktem wyjścia do stworzenia męskiego klasyka – Habit Rouge. Wanilii jest tu obok cytrusów i przypraw naprawdę sporo. I ta wanilia pachnie zupełnie inaczej, niż to, co zapamiętałem z nieszczęsnych zajęć podczas studiów. Zmysłowo, głeboko i wcale nie mdło.
Jak dobrze, że istnieją niszowe marki perfumowe. W przeciwnym razie nigdy nie dowiedziałbym się, jak piękną woń ma prawdziwa wanilia, użyta w perfumach jako dominanta. W zeszłym roku zachwyciłem się niesamowicie zmysłową, dymną Vanille nieodżałowanej Mony Di Orio. Dziś zaś mam okazję testować Vanille Insensée Atelier Cologne. I tu także moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne.
Zapach oparty jest na trzech zasadniczych ingrediencjach, oficjalnie zresztą wymienionych, które determinują jego charakter. Tytułowa wanilia, mech dębu oraz ambra (w sensie akordu ambrowego). Całość została wg mnie bardzo solidnie doprawiona ISO-E-SUPER, które przydaje subtelnej, aksamitnej drzewności (jest go tu tyle, że chwilami wręcz nie mogę opędzić się od skojarzeń z Molecule 01 wiadomej marki). Vanille Insensée przebiega na skórze liniowo. Tworzy bardzo erotyczną, lekko pikantną, lekko drzewną aurę, daleką od kulinarnej przecież natury wanilii. Przypomina mi wspomniane pachnidło Mony Di Orio, jednak pozbawione tej niezwykłej dymnej nutki. Jak każdy zapach Atelier Cologne tak i Vanille Insensée jest uniseksem, a przede wszystkim przykładem współczesnej kolońskiej – codziennego zapachu „dziennego”, odświeżającego i nienachalnego – mimo że jego treść nijak ma się do kolońskiego archetypu.
nuty: limonka, cedrat, kolendra, jaśmin, wetyweria, mech dębu, wanilia z Madagaskaru, drewno dębowe, ambra
moja ocena:
- zapach: dobry
- projekcja: średnia +
- trwałość: 7-8 h
Hmmm… Nie przepadam za wanilią, choć zdaje się, że w tym przypadku mogłybyśmy się polubić. Szkoda tylko, że póki co nie mam szans na zweryfikowanie swoich domysłów w tej kwestii (brak materiału do testów) 😉 Jeśli tak się stanie, z pewnością dam znać 🙂
PS Dlaczego w Polsce nie ma konkursów podobnych do FiFi, w których udział braliby nie tylko celebryci czy gwiazdy, ale również (a może przede wszystkim) prawdziwi pasjonaci i znawcy perfum? Oto jest pytanie 😉
Myślę, że odpowiedź na Twoje pytanie dot. FIFI jest prosta. Polska branża perfumowa jest rachityczna i ogranicza się do Pollena Aroma (chyba że o czymś nie wiem, a to zawsze jest możliwe). Trudno wymagać, by organizowała tego typu imprezy, skoro nawet nie jest obecna w sektorze tzw. fine perfumes. Pozdrawiam!
Ależ ja wcale nie wymagam, by podobny konkurs organizowała branża perfumeryjna. Miałam raczej na myśli podobny konkurs organizowany przez prawdziwych pasjonatów perfum – moim zdaniem byłoby to o wiele lepsze niż konkursy organizowane przez czasopisma, w których o przyznawaniu nagród decyduje garstka celebrytów i redaktor 🙂