Hermes Hermessence – perfumowe haiku

Gdy w 2004 roku Jean-Claude Ellena przyjął od Veronique Gautier niezwykłą, prestiżową i bardzo intratną propozycję zostania perfumiarzem Hermesa (rzecz w przypadku tej marki  bez precedensu), musiał porzucić swoje perfumeryjne, maleńkie jeszcze dziecko, jakim była firma The Different Company, którą Ellena stworzył razem z projektantem Thierry De Baschmakoffem. Szczęśliwie Celine Ellena zgodziła się przejąć firmę od ojca i przez klika lat z powodzeniem tworzyła pod jej marką wspaniałe pachnidła. Ellena tym czasem – już jako odpowiedzialny za perfumy Hermesa – przystąpił do prac nad sławnym dziś Un Jardin Sur Le Nil. Jednak – jak każdy perfumiarz – pracował równolegle nad kilkoma projektami. Między innymi nad perfumami, które w założeniu miały być jego najważniejszą i najwyraźniejszą jak dotąd propozycją dla mężczyzn (Terre d’Hermes).

Hermes zatrudniając Ellenę chciał znacząco poprawić pozycję marki na rynku perfum. Jako swego głównego konkurenta postrzegał Chanela, którego perfumowym działem z powodzeniem od lat zawiaduje Jacques Polge. Jednym z milowych kroków Chanela na rynku perfum było wprowadzenie tzw. linii butikowej (Les Exclusifs) – dostępnych wyłącznie w butkiach Chanela zapachów o najwyższej jakości, złożonych z najszlachetniejszych składników, tworzonych wg nieskrempowanych wizji twórcy, bez marketingowych wytycznych i ograniczeń. Był to znak, że Chanel dystansuje się od dziesiątek designerów, którzy wypuszczają setki nic nie znaczących zapachów, mających jeden cel – bić rekordy sprzedaży. Tworząc Les Exclusifs Chanel wrócił do chwalebnej tradycji ekskluzywnej perfumerii artystycznej, przeznaczonej dla swoich najwierniejszych i najzamożniejszych, a także najbardziej wymagających klientów. Hermes, by dotrzymać kroku konkurentowi, odpowiedział linią Hermessence.

Jak głosi notka reklamowa: „Hermessence – zmysł, esencja, kwintesencja. Esencja Hermesa i dusza zapachu. Kolekcja olfaktorycznych poematów, które bardzo swobodnie eksplorują nowe ścieżki prowadzące do emocji. Podróż do serca materiału. Ponownie wynalezione, niezwykłe i poetyckie w swej naturze. Ulepszone, udoskonalone materiały i ich unikalne i zaskakujące kombinacje.”

Choć może to być odebrane jako dorabianie ideologii do zapachu (co tak częste w tym biznesie), to jednak w przypadku Jean-Claude’a Elleny mamy do czynienia z czymś zgoła odmiennym. Ellena to artysta z potężną wizją, którą w sposób konsekwentny realizuje w Hermesie. Hermes pozwala mu na to, biorąc w ten sposób udział w cichej perfumowej rewolucji. Ta niezwykła symbioza trwa w najlepsze. Ellena tworzy zupełnie nową poetykę perfum, maksymalistyczną w swym minimalizmie. Z możliwie najmniejszej liczby ingrediencji stara się uzyskać maksymalny efekt. Pisząc „ulepszone materiały” ma on na myśli bardzo konkretne zagadnienie. Chodzi o tzw. izolaty, które pod jego nadzorem Laboratoire Monique Remy z Grasse wydobywa z tradycyjnych naturalnych materiałów perfumiarskich. Laboratorium wydobywa interesujące Ellenę frakcje, dajmy na to, olejku z róży (który w naturze składa się z kilkuset różnych molekuł). Perfumiarz wybiera, powiedzmy, pięć z nich i w oparciu o nie tworzy nie tyle zapach róży, ile jego iluzję. Kto miał okazję wąchać Rose Ikebana, ten wie, o czym piszę. Ten mechanizm znajduje swoje odbicie w kolejnych perfumach tego artysty, jednak w sposób zdecydowanie najbardziej wyraźny właśnie w ekskluzywnej serii Hermessence, której minimalizm środków i maksymalizm przekazu ma wiele wspólnego z japońską poezji haiku.

Mimo tej całej bardzo intrygującej otoczki, po przetestowaniu kilku hermesowych esencji przyznam, że mam dość mieszane uczucia. Dlaczego? To wyniknie z moich poniższych króciutkich impresji na temat wybranych Hermessences.

Vetiver Tonka – czyli duet wetiweru i orzecha. Wg deklaracji samego Elleny ten zapach łączy ostrość wetiweru z delikatnością orzecha laskowego. Od pierwszej chwili nie mam wątpliwości, że to zapach o wetiwerze, zaś temat orzechowy – skoro już sprecyzowany – ma swój czas właściwie tylko w pierwszych minutach zapachu. Później już niepodzielnie rządzi wetiwer, a właściwie jego najbardziej charakterystyczny aspekt, faktyczna esencja wetiweru. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że dominuje tu vetiverol, a więc izolat pochodzący z wetiwerowego olejku będący swoistym wetiwerem „w pigułce” i prawdopodobnie byłbym bliski prawdy, choć nie mam przecież wglądu w formułę. Jego zapach pozbawiony został swojej naturalnej ziemistości i ostrości. Miast tego mamy wetiwer bardzo przyjazny, niemal…. transparentny. Kto zna i lubi woń wetiweru, ten z pewnością doceni jego ellenowską iluzję. Ja – jako fan tego składnika – jestem średnio zachwycony, bo choć Vetiver Tonka to sympatyczna mikstura, to jednak czegoś mi tu brakuje…. Bardziej zdecydowanego charakteru. Mocy. Projekcji. Trwałość jest dobra, bo Vetiver Tonka siedzi na skórze około osiem godzin, ale mimo, że to główny temat i składnik, pozostaje on przez cały czas jakby na drugim planie, przy braku aktora pierwszoplanowego…

Brin De Reglisse – modernistyczne fougere, czyli duet lawendy i czarnej lukrecji. Lawenda, podobnie jak wetiwer, to jedna z moich ulubionych perfumowych ingrediencji. Często ignorowana lub niedoceniana przez perfumowych entuzjastów, ale przede wszystkim samych twórców (!) jest wg mnie jednym z najpiękniejszych zapachów, jakie dała nam natura. Sam olejek lawendowy to już niemal gotowe perfumy, a absolut to czysta olfaktoryczna poezja. Niesamowita, głęboka, ziołowa i nieco pikantna woń z nutką tabaki. Brin De Reglisse jest uroczym ellenowskim studium nad tym klasycznym prowansalskim składnikiem. Tylko studium, bo perfumami nie ośmieliłbym się tego nazwać. Zapach jest przesadnie delikatny i bardzo szybko – bo po ok. 2 godzinach – całkowicie ulatuje ze skóry, co uważam za gigantyczną przesadę. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że twórca mógłby znacząco poprawić ten aspekt, ale tego nie zrobił. Niestety. Poza tym pytam: gdzie ta lukrecja?

Iris Ukiyoe –  termin Ukiyoe w nazwie po raz kolejny podkreśla inspirację Elleny japońskimi dziedzinami sztuki (mieliśmy już Rose Ikebana, gdzie ikebana to sztuka układania kwiatów, zaś ukiyoe to rodzaj malarstwa i drzeworytu japońskiego).  Iris Ukiyoe zaczyna się nieco marchwiową nutką irysa, bardzo wyważoną i ładną, z delikatnym odcieniem zielonym i akcentem mlecznym. Tak trwa przez kilka godzin, tracąc jedynie na intensywności (której i tak nie ma za wiele). Nie ewoluuje, raczej trwa w zawieszeniu niczym zatrzymany kadr. Jest olfaktorycznym odpowiednikiem obrazka widzianego po prawej stronie. Irysem w butelce. Nie. Iluzją irysa w butelce. O – tak lepiej… Ogólnie ładny, ciekawy, ale … 

Poivre Samarcande – czyli pieprz i drewno, a ściślej czarny pieprz i …. ambroxan lub coś w ten deseń. Dominująca pieprzowa nuta bez wyraźnego kontrapunktu w postaci jakiejkolwiek innej ingrediencji budzi we mnie tylko jedno – nienajlepsze – skojarzenie: BANG! Marca Jacobsa. Zaraz. Jest jeszcze coś. Poivre Samarcande przez pierwsze 30 minut pachnie przyprawioną pieprzem rybą. Później pieprz powoli znika z pola węchowego i pozostaje – nie! nie ryba!, ale delikatna, jedwabna syntetyczna nutka niby-drzewna. Podobnie jak w przypadku Brin De Reglisse, zapach ma bardzo słabą projekcję i skandalicznie krótką żywotność. Raczej zapachowa ciekawostka, niż interesujące perfumy. Szczerze, to jeśli ktoś lubi tak „zapieprzone” zapachy, lepszy interes zrobi kupując wspomniany BANG!. To samo za o wiele mniejsze pieniądze w o wiele bardziej oryginalnym flakonie.

Ambre Narguile – czyli ambra i orientalne przyprawy, ale przede wszystkim skadnik, o którym nie wspomina się oficjalnie – kwiat tabaki. W przypadku Ambre Narguile mam zdecydowanie lepsze odczucia. Zapach jest przed wszystkim dość esencjonalny, jak na standardy Hermessence. Rozpoczyna się cytrusami i suszonymi owocami, po czym nozdzrzom objawia się jakże charakterystyczny, miodowo-owocowy zapach kwiatu tabaki. W składzie mamy także miód i oczywiście ambrę, a raczej jej iluzję, bowiem naturalnej ambry – pochodzącej z wnętrzności kaszalota – tu z pewnością nie znajdziemy. Ambre Narguille jest całkiem donośny i trwały i wyróżnia się pozytywnie pośród innych Hemressences. Dla mnie w tym zestawie to najlepsze pachnidło, zaraz za nim stawiam Vetiver Tonka, później Iris Ukiyoe, następnie Brin De Reglisse (mimo mojej ukochanej lawendy), długo długo nic i wreszcie na szarym końcu Poivre Samarcande – taki olfaktoryczny pieprzony żarcik.

Jean-Claude Ellena twierdzi, że jedną z podstawowych różnić pomiędzy perfumerią klasyczną, a współczesną, za której pioniera się uważa, choć oficjalnie tego nie mówi, jest sposób odbioru zapachów przez otoczenie. Kobieta lub mężczyzna noszący klasyczne perfumy, usłyszy od kogoś, komu przypadły do gustu, słowa: „Twoje perfumy pięknie pachną”. Nosząc Hermessence ma szanse usłyszeć „Pięknie pachniesz”. Może i coś w tym jest? Moim zdaniem Hermessence to raczej szkice, niż skończone kompozycje perfumiarskie. Rezultat zabaw i eksperymentów perfumiarza z potwornie drogimi izolatami i syntetykami. Ellena przedstawia nam swoje kolejne zapachowe obrazy, ujęcia, iluzje, niczym malaż pejzaże. Możemy je podziwiać lub nie. Nasza sprawa. Prawda jest taka, że 99,9% użytkowników dowolnego z tych zapachów nie ma pojęcia, co jest w nich zawarte, jakie przemyślenia, jaka koncepcja oraz jakie biotechnologie za nimi stoją. Czy wobec tego Hermessence to sztuka dla sztuki? Zdecydowanie tak. To bardziej efekty profesjonalnego „samozadowalania się” Jean-Claude’a Elleny, niż zapachy obmyślone na zdobycie szerokiej rzeszy klienteli. Zresztą już sam fakt, że sprzedawane są wyłącznie w – nie tak licznych przecież – butikach Hermesa (np. w Polsce nie ma ani jednego), czyni je przeznaczonymi dla bardzo wąskiej, elitarnej grupy koneserów.

Za flakon Hermessence 100 ml w butiku Hermesa trzeba zapłacić aż 175 EUR. Ale czy te zapachowe „drafty” są aby warte takich pieniędzy? Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko jest warte tyle, ile ktoś jest skłonny za to zapłacić. Ja – mimo całego podziwu, jakim darzę wybitnego perfumiarza, jakim jest Jean-Claude Ellena – pozwolę sobie tutaj na wyraz mojej dezaprobaty. Czuję w projekcie Hermessence jakąś niefajną, przesadanie snobistyczną motywację. A może po prostu lubię piękne perfumy, nie koniecznie zaś ich ulotną iluzję? Obrzydliwie kosztowną iluzję, pozwolę sobie dodać. No tak… Ale czy to nie ją właśnie nazywamy luksusem?

18 uwag do wpisu “Hermes Hermessence – perfumowe haiku

  1. Bardzo ciekawe ujęcie tematu fqjcior. Gratuluje tekstu!
    A w kwestii samych zapachów, to cóż… Czasem mam wrażenie, że on tworzy przede wszystkim dla samego siebie, że te wizje są jego na wyłączny użytek, a dzieli się nimi jakby przy okazji, ale wtórnie. Więc i dbałości nie ma o to co użytkowe, praktyczne – projekcja, trwałość, pełnia zapachu? A po co? Nie podzielam takiego myślenia i zgadzam się z Twoją konkluzją, że jest w tym jakiś bardzo snobistyczny wątek. Mam nadzieje, że Ellena obdarzy nas kiedyś jeszcze dziełem na poziomie Deklaracji czy Ziemi. A jeśli nie..? cóż, i tak dał już sporo 🙂

    1. Dziękuję belor. Rzeczywiście Declaration i Terre do doskonałe perfumy pod każdym względem. Właśnie dlatego, że wiem na co stać Ellenę, gdy się naprawdę spręży (;-) dla mnie jedną z najbardziej ekscytujących premier byłby nowy męski zapach Hermesa. Ciekaw jestem, czy Hermes coś takiego zamierza w najbliższym czasie…

  2. przeczytałem jednym tchem… Ellena jest niekwestionowanym geniuszem i wizjonerem w tym co robi, sądzę, też że jego wizja jest głęboko przemyślana i on sam mocno w nią wierzy… wszystko czego dotkną jego palce, przeistacza się w coś niesamowitego i perfekcyjnego…
    uwielbiam jego kompozycje, choć linii hermenessence nie znam, to jestem pewien, że i na nią znajdzie się oddane grono nabywców… w końcu Hermes to marka wybitnie prestiżowa i czym jest te 175 ojro w zestawieniu z jedną z ich torebek, albo skórzaną pachnącą bransoletą?

      1. wysoką? dla mnie Ellena to geniusz i bóstwo na ziemskim padole… bez cienia ironii i sarkazmu…
        dopisałem do mojej listy marzeń spotkać się z nim kiedyś osobiście i uścisnąć mu dłoń…

      2. Oczywiście podziwiam kunszt Mistrza J.C. Elleny, jednak daleki jestem od przypisywania mu boskich cech 😉 Co do spotkania – jak już do niego dojdzie, wspomnij Jeanowi słówko o mnie, proszę 😉

  3. Odkąd Ellena pracuje dla domu Hermes, dochody z tytułu sprzedaży perfum wzrosły w tej firmie ponad dwukrotnie, także decyzja o zatrudnieniu tego perfumiarza była prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

    Odnośnie firmy, którą przejęła jego córka…Pewnie okazało się, że zmysł przedsiębiorczy Elleny nie był wystarczająco rozwinięty, żeby mógł on samodzielnie rozwijać założoną przez siebie firmę. Ostatecznie w wywiadach perfumiarz deklaruje przecież, że zrezygnował z pracy dla innych firm ze względu na to, że czuł się w nich dostawcą produktu dla działu marketingu. Przyjmując propozycję pracy dla Hermes otrzymał nie tylko wolność w tworzeniu kompozycji zapachowych, ale również (a może przede wszystkim?) zabezpieczenie finansowe i gwarancję kilkuletniej pracy.

    Ellena zawsze interesował się japońską kaligrafią i malarstwem azjatyckim – nic dziwnego zatem, że linia Hermessence to odzwierciedla (zapewne wiesz, że to zamiłowanie do prostoty Eleena przejął od swojego guru – Edmunda Roudnitska, który zawsze powtarzał mu, że prostota jest najważniejsza).

    Izolaty to bardzo ciekawa „rzecz”. Laboratoire Monique Remy z Grasse pierwszy raz zobaczyłam w fimie „Perfumy. Francuska finezja”, w którym to pokazano jak Ellena wybiera sobie poszczególne składniki (polecam, jeśli jeszcze nie widziałeś).

    Zauważyłam, że jeśli ktoś ładnie pachnie, to na ogół otrzymuje komplement w stylu: ładnie pachniesz, mogę wiedzieć, co to takiego? Nie wiem zatem, czy jest w ogóle sens w dążeniu do tego, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo tego, że ktoś mi powie: „pięknie pachniesz” zamiast „Twoje perfumy ładnie pachną”.

    A może po prostu lubisz piękne perfumy, niekoniecznie natomiast ich wysoką cenę? 😉

    1. „Odkąd Ellena pracuje dla domu Hermes, dochody z tytułu sprzedaży perfum wzrosły w tej firmie ponad dwukrotnie, także decyzja o zatrudnieniu tego perfumiarza była prawdziwym strzałem w dziesiątkę.”

      Rzeczywiście było to bardzo trafne posunięcie biznesowe.

      „Odnośnie firmy, którą przejęła jego córka…Pewnie okazało się, że zmysł przedsiębiorczy Elleny nie był wystarczająco rozwinięty, żeby mógł on samodzielnie rozwijać założoną przez siebie firmę. Ostatecznie w wywiadach perfumiarz deklaruje przecież, że zrezygnował z pracy dla innych firm ze względu na to, że czuł się w nich dostawcą produktu dla działu marketingu. Przyjmując propozycję pracy dla Hermes otrzymał nie tylko wolność w tworzeniu kompozycji zapachowych, ale również (a może przede wszystkim?) zabezpieczenie finansowe i gwarancję kilkuletniej pracy.”

      Mówiąc o dostarczaniu produktu do działu marketingu Ellena miał z pewnością na myśli te zapachy, które robił za zlecenie designerów (a zrobił ich sporo). The Different Company było jego dzieckiem (i Baschmakoffa), w którym mógł realizować swobodnie swoje pomysły. Z pewnoscia jednak nie było tak dochodowe, nie dawało tak wielkich mozliwości i nie miało takiego budżetu, jak Hermes.

      „Ellena zawsze interesował się japońską kaligrafią i malarstwem azjatyckim – nic dziwnego zatem, że linia Hermessence to odzwierciedla (zapewne wiesz, że to zamiłowanie do prostoty Eleena przejął od swojego guru – Edmunda Roudnitska, który zawsze powtarzał mu, że prostota jest najważniejsza).”

      Rzeczywiście Roudnitska to mentor Elleny.

      „Izolaty to bardzo ciekawa „rzecz”. Laboratoire Monique Remy z Grasse pierwszy raz zobaczyłam w fimie „Perfumy. Francuska finezja”, w którym to pokazano jak Ellena wybiera sobie poszczególne składniki (polecam, jeśli jeszcze nie widziałeś).”

      Oczywiście widziałem ten film. Bardzo interesujący.

      „Zauważyłam, że jeśli ktoś ładnie pachnie, to na ogół otrzymuje komplement w stylu: ładnie pachniesz, mogę wiedzieć, co to takiego? Nie wiem zatem, czy jest w ogóle sens w dążeniu do tego, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo tego, że ktoś mi powie: „pięknie pachniesz” zamiast „Twoje perfumy ładnie pachną”.”

      Cóż taką filozofię przyjął Ellena. Też nie wiem, czy ma to sens, aczkolwiek domniemam, że przesłanie tej folozofii jest takie, że perfumy mają uzupełniać noszącego, dodawać mu „czegoś” zamiast przesłaniać go swą potęgą i mocą.

      A może po prostu lubisz piękne perfumy, niekoniecznie natomiast ich wysoką cenę?

      To na pewno 🙂 Nie lubię wysokich cen – zdecydowanie nie!

  4. Ekstrakcja olejków i absolutów przypomina mi trochę modyfikowanie żywności.
    Istnieją zwolennicy i przeciwnicy.
    Ja należę do tych ostatnich.
    Nie przepadam za poprawianiem natury.
    Lawenda, wetiwer, róża, są piękne same w sobie.
    Wydzielanie z nich frakcji, tylko dlatego, że nie odpowiadają Ellenie jest mocno dyskusyjne.

    Hermesowskie produkty zachowują się jak wody kolońskie.
    Są delikatne i zwiewne.
    U mnie, nie zyskują tym sympatii.

    1. Z tą dyskusyjnością to bym dyskutował 🙂 Artysta perfumiarz ma prawo korzystać z dobrodziejstw techniki, czy będą to izolaty czy syntetyki. Choć oczywiście i w tej – jak w każdej dziedzinie – są puryści i zwolennicy wierności naturze. Zgadzam się, że bardzo wiele naturalnych składników pachnie powalająco pięknie. Kłopoty zaczynają się przy ich łączeniu. Nagle okazuje się, że dwa pięknie pachnące z natury składniki po połączeniu dają olfaktoryczny dysonans…

  5. Bardzo trafnie to ująłeś… droga luksusowa iluzja.Ja też podziwiam Ellene, ale całkowicie zgadzam się z tym co napisałeś.
    A Santal Massoia udało Ci się już poznać?

    1. Santal Massoia jeszcze nie znam i powiem szczerze, że jakoś specjalnie nie pragnę go poznać….Zniechęciłem się do Hemessence, choć Ambre Narguile i Vetiver Tonka są całkiem do rzeczy. Jednak koniec końców po takiej marce i takiej cenie spodziewałbym się czegoś poważniejszego.

  6. Świetny tekst. Jako perfumomaniak jestem początkującym miłośnikiem. Ale jakby to ująć w jakieś filozoficzne ramy ? Wygląda na to, że J.C.E. doskonale wie, jak stworzyć arcydzieło typu Terre. Jednak Hermessences to doprowadzenie jego wizji artystycznej już do granic . Minimalizm w swoim samodążeniu właśnie doprowadzi do szkicu, a w konsekwencji do coraz cieńszej kreski, linii … a w efekcie do zaniku; w ujęciu olfaktorycznym do perfum bez zapachu … albo nawet pustej butelki ;), tak jak słynny utwór Johna Cage’a ” 4.33 „, gdzie pianista siedzi 4 minuty i 33 sekundy i po prostu nie gra.

    1. Świetne porównanie. Ellena rzeczywiście zabrnął w minimalizm, czasem graniczący z przesadą. Niemniej to wizjoner perfum, który dopracował się rozpoznawalnego stylu i naznaczał swoją sygnaturą kolejne pachnidła. Jego następczyni w Hermes niestety nie posiada owych cech. Owszem jest bardzo sprawną perfumiarką, ale póki co mam wrażenie to co proponuje jest zbyt zachowawcze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s