Wszystko to miało wyglądać inaczej. Od kilkunastu dni pracowałem nad recenzjami zapachów, które mnie zachwyciły do głębi. Perfumy Mony Di Orio okazały się być pachnidłami niezwykłymi, wymagającymi wszakże czasu, by móc je poznać i właściwie ocenić. Krótko mówiąc – nie śpieszyłem się. Planowałem jednak wrzucić pierwszy wpis na blog dosłownie „na dniach”. Ostatnie testy Vanille i Cuir przeprowadzałem jeszcze w piątek 9.12. Wczoraj wieczorem – po powrocie z wyjazdu – włączyłem komputer, by w sposób rutynowy przejrzeć najbardziej interesujące mnie serwisy, w tym Facebook, gdzie natrafiłem na informację, która mnie zaszokowała do tego stopnia, że nie mogłem w nią po prostu uwierzyć. Wynikało z niej, że Mona Di Orio zmarła nagle 9.12. Potwierdzenie tej informacji znalazłem na kilku najważniejszych perfumowych blogach. Nie zdążyłem z tymi recenzjami. To wprost nieprawdopodobne… W tej sytuacji niech moje nieudolne wpisy, próbujące opisać słowami jej wspaniałe perfumy, będą swoistym memento. Jednak nie będę zmieniał w nich czasu na przeszły…
Mona Di Orio jest klasycznie wykształconą perfumiarką. Jako młoda dziewczyna miała zaszczyt towarzyszyć w pracy twórczej samemu Edmondowi Roudnitska, artyście uważanemu za najwybitniejszego perfumiarza XX wieku. Niewinnie rozpoczęta znajomość przerodziła się w 15 letnią współpracę. Przez 6 lat Mona terminowała w laboratorium Mistrza skupiając się na naturze jako modelu i na naturalnych perfumowych składnikach. Tamten czas odcisnął swoje nieusuwalne piętno na jej dzisiejszym stylu – jako dojrzałej kreatorki perfum. Składniki naturalne oraz światłocień to dwa elementy zawsze obecne są w jej kompozycjach. Sama twierdzi, że lubi operować właśnie olfaktorycznym światłocieniem niczym malarz lub fotograf.
Mona Di Orio wypracowała swój własny styl odbudowujący bogactwo, złożoność i oryginalność perfum z ich złotego okresu – lat 20-tych i 30-tych XX wieku. Przykłada ona ogromną wagę do jakości stosowanych składników i tworzy pachnidła niezwykle oryginalne, bezkompromisowe, pełne, głębokie i prawdziwie artystyczne. Ktoś powie – nie ona jedna. Owszem. Ale artystka ta swą serią Les Nombres D’Or udowodniła, że ma niepowtarzalny i rozpoznawalny styl. Wszystkie jej zapachy dzielą tą samą estetykę, choć są różne i podejmują różne tematy. Mieć styl w każdej dziedzinie sztuki to ogromne osiągnięcie, bo oznacza to, że artysta w sposób świadomy posługuje się środkami wyrazu i umie zamknąć w swym dziele własną osobowość.
Les Nombres D’Or to w tej chwili kolekcja składająca się z sześciu kompozycji perfumeryjnych (Vanille, Tubereuse, Cuir, Vetyver, Musk, Ambre) oraz jednej kompozycji ekskluzywnej Oud. Nie są to pierwsze perfumy marki Mona Di Orio, bowiem wcześniej artystka proponowała swoją poprzednią kolekcję, którą wycofała (podobno tymczasowo) z oferty ze względu na skupienie się na nowym projekcie. Les Nombres d’Or – Złota Proporcja – jest – jak wyjaśnia Mona – kluczem do zrozumienia piękna i drogą do jego osiągnięcia. Tą estetyczną filozofią artystka kierowała się podczas prac nad swymi pachnidłami.
- Cuir
Obcowanie z zapachami Mony Di Orio rozpocząłem od testów perfumeryjnych Cuir, które to pachnidło nawet teraz – gdy znam już wszystkie inne – jest moim absolutnym faworytem. A było to około pół roku temu w Wilnie. Zostałem wówczas, szczerze mówiąc, tym zapachem powalony. Pamiętam, że Cuir zaskoczył mnie. Nie tego spodziewałem się po pachnidle ze skórą w nazwie. Zaaplikowałem wtedy kilka „sprayów” na otrzymaną od sprzedawczyni chusteczkę firmową Nasomatto (!) i nie mogłem przestać kontemplować tej wspaniałej woni przez resztę dnia. Także i dziś Cuir zaskakuje mnie nutami z początku ogniskowo-dymnymi, później wytrawnymi przyprawami (kardamon, absynt), wreszcie zwierzęcym, organicznym i zmysłowym kastoreum oraz akordem skóry. Wg mnie jest bardziej zapachem dymnym niż skórzanym, choć nigdy nie wąchałem torebki Birkin Hermesa, do której Mona przyrównuje woń Cuir. Tak czy inaczej to pachnidło wyjątkowe, o stonowanej, ale dobrej projekcji i zadowalającej trwałości. Kilkadziesiąt dni po odkryciu Cuir miałem przyjemność testować Boadicea The Victorious Complex. Ten zapach natychmiast skojarzył mi się z Cuir, z tym że pachnidło Di Orio jest bardziej subtelne i mniej „bijące” po nozdrzach. Cuir uważam za perfumy bardzo męskie i niezwykle zmysłowe oraz roztaczającą wokół noszącego tajemniczą aurę, która bez wątpienia zaintrygują otoczenie, ale jedynie przy bliższym kontakcie, bowiem perfumy nie wypełniają pomieszczeń swoim zapachem. Natomiast doskonale podkreślają osobowość noszącego. Są naprawdę wyjątkowe.
nuty: kardamon, absynt, skóra, opoponax, kastoreum, jałowiec
- Vanille
Vanille jest wg mnie kobiecym odpowiednikiem Cuir w kolekcji Mony. Jest w tej kompozycji od samego początku coś niezmiernie zmysłowego i kobiecego. Gdy widzę na perfumach etykietę „wanilia”, zaraz nosem wyobraźni czuję słodki, ulepkowy i spożywczy zapach tanich damskich perfum w typie Vanilla Fields (a fe!). Złe to skojarzenia – wiem. Vanille to na szczęście jednak zupełnie inny wymiar, inny wszechświat nawet. Zastanawiałem się przez jakiś czas, co mi ten zapach przypomina. Bo nie jest to w żadnym razie pachnidło waniliowe, do jakich się przyzwyczaiłem. Moje skojarzenie jest absolutnie subiektywne, ale i bardzo unikatowe. Pachnie ono tak, jak ukochana kobieta po długim spacerze chłodną jesienną nocą, poprzedzonym czasem spędzonym przy ognisku. W tym zapachu jest zamknięty wiatr we włosach, są ślady ogniskowego dymu i jest zapach kobiecej skóry (efekt wywołany jak sądzę przez piżma, ale i naturalną wanilię). Warto podkreślić, że Mona nie użyła tu powszechnie stosowanej w perfumiarstwie etylowaniliny (słodka, kulinarna nuta dominująca zapach naturalnej wanilii). Miast tego zastosowała czystą, naturalną wanilię w formie absolutu, jak domniemam.
To mieszanka tej wanilii oraz rumu, pomarańczy, goździka i drzew tworzy tą niezwykłą całość. Mona Di Orio tworząc Vanille miała przed oczami obraz starego statku przed wiekami, płynącego na Komory lub Madagaskar, transportującego cenne ładunki – beczki rumu, przyprawy, kwiecie ylang-ylang, wanilię i drewno sandałowe. Mimo tego całego ogromu ingrediencji, jakie umieściła autorka w tej kompozycji, jest ona zaskakująco nieskomplikowana, lekka i zwiewna. Gdyby podobne składniki wziął w obroty powiedzmy Marc-Antonine Corticchiato, otrzymalibysmy zatykającą dech w piersiach przepyszną miksturę, która dominowałabhy wszystko na swej drodze. Tu jest jednak inaczej. Vanille przylega do noszącego i tworzy z nim nierozerwalną całość.
Całość robi zupełnie fantastyczne wrażenie, a przy tym jest stonowana, spokojna i cicha. Nie krzykliwa i nie narzucająca się. Przyznam, że to jeden z najbardziej zmysłowych zapachów kobiecych, jakie znam. Drugi taki to Une Rose Vermeille Andy Tauera, ale to już temat na osobny wpis.
nuty: gorzka pomarańcza z Brazylii, absolut z rumu, liść gorzkiej pomarańczy, goździk, wanilia z Madagaskaru, balsam Tolu, drewno gwajakowe, wetiwer, drewno sandałowe, ylang-ylang, tonka, skóra, piżmo, ambra
cdn.
Perfumy Les Nombres d’Or Mony Di Orio można przetestować i nabyć w warszawskim Galilu Olfactory.
Marcin,
Czy jesteś już może posiadaczem Cuir Mony di Orio?
Jako jeden z zapachów tej marki mnie zainteresował. Przymuszczam, że trwałość ma dobrą i jest zapewne na chłodniejsze pory roku. Pozostaje kwestia czy nie idzie w zbyt zwierzęce nuty?
Tak mam Cuir. Moim zdaniem nie idzie w zwierzęce. Raczej dymno-ziołowe (w sensie palonych ziół, ale nie tych, nie, nie ;-)). Trwałość pozytywna, a zapach dobry także na nieco cieplejsze dni. Klimaty Black Tourmaline, Fumidus, choć oczywiście nie jest identyczny.
Cześć! Szukam zapachu z wyraźną nutą kastoreum. Znam Antaeusa, przeszkadza mi w nim wosk pszczeli… Davidoff Davidoff ma kastoreum, ale już jest praktycznie niedostępny… Albo dostępny za niebiańskie ceny na A… Z mainstreamu nic więcej nie znam 😦 Możesz coś polecić? 😀 Dziękuję z góry 🙂
Witaj. Nie znam lepszego kastoreum on Cuir Mony Di Orio. Więc już go poznałeś. 🙂
Dodam, że może być zarówno nisza, jak i mainstream oraz że cena nie gra roli 🙂
Przetestowałem Cuir. Kastoreum jest tam sporo i to mój faworyt jak na razie(długo nie musiałem szukać 😀 ). Ale ten zapach na mnie to przede wszystkim skóra. Kojarzy mi się z nową skórzaną kurtką. Coś pięknego! Muszę go mieć.
Cuir,Complex,Epic.To moje absolutne Top 3.
Co z tego,źe moja partnerka wynosi się do rodziców kiedy ich uźyje;-)
Dużo kastoreum jest w Nu Be- Sulphur.Na dobrą sprawe
to poza kostusem(który również brzmi fizjologicznie) główny
akord zapachu,obecny szalenie wyrażnie w całej piramidzie.
Gdybym nie znał Epica,Sulphur byłoby dla mnie objawieniem.
Ale w Complex nie ma kastoreum. Przynajmniej „oficjalnie” 🙂
Moje Top 3 ogólnie,nie pod względem „bobrowym”;)
Ja również nie wyczuwam kastoreum w Complex.Ale czuje inne fajne „brudy”;)
Tak jak pisałem polecam Nu Be-Sulphur.Jest fenomenalne.