Woda kolońska – jako taka – może wydawać się tematem zamkniętym i mało wdzięcznym do podejmowania. Bo cóż można odkryć, gdy wszystko już odkryte? Jak ulepszyć formułę, która jest genialna w swej prostocie i grzebanie przy ktorej z góry skazane jest co najmniej na zboczenie z wyznaczonej ścieżki z napisem Cologne? Ostatni czas dowiódł, że i w tej dziedzinie wciąż można zaskakiwać i może nie tyle ją rewolucjonizować ile poddawać pewnej ewolucji.
Całkiem niedawno Francis Kurkdjian udowodnił, że można ten typ pachnidła z powodzeniem reinterpretować, podać go w unowocześnionej i bardzo atrakcyjnej formie. Jego Aqua Universalis, Cologne Pour le Matin czy Cologne Pour Le Soir to wody kolońskie XXI w, choć miano pierwszej – w tym wieku – przypada o 10 lat starszej Cologne Thierry Muglera (Alberto Morillasa).
Zeszły rok – 2010 – był dla wody kolońskiej rokiem szczególnym, bowiem to właśnie wtedy francuska para „wielbicieli gatunku” Sylvie Ganter i Christopher Cervasel zrealizowała swoje marzenie. Przedstawiła światu swą kolekcję Colognes Absolues. Nad zapachami pracowali zawodowi perfumiarze Jerome Epinette, Cecile Krakower i Ralf Schweiger, a głównym założeniem było stworzenie trwalszych niż tradycyjne zapachy kolońskie absolutów w różnych zapachowych odcieniach, choć wspólnym, dość ograniczającym temacie cologne.
Stężenie pachnących substancji w Colognes Absolues zawiera się pomiędzy 12 i 20%, więc z punktu widzenia tradycyjnej semantyki zapachy te nie zaliczają się do kategorii wód kolońskich, a raczej do wód perfumowanych (eau de parfum). Nie zmienia to faktu, że pomysł ten zdaje się być rozwiązaniem największej bolączki wód kolońskich – ich kiepskiej trwałości – naturalnie uwarunkowanej składnikami o niskim ciężarze molekularnym. Ganter i Cervasel zrealizowali w ten sposób swoje marzenie – noszenia ich ukochanej wody kolońskiej, do której pasję dzielą, jako wody perfumowanej. Teraz także i my możemy tego marzenia skosztować, bowiem zapachy Atelier Cologne dostępne są już w perfumerii Quality Missala.
Zapachy te cechuje urocza prostota przekazu, ograniczona, choć obecna – ewolucja i niezła, nawet ośmiogodzinna trwałość. Wszystkie Cologne Absolues „kręcą się” wokół kilku, niezbędnych przecież z racji gatunku, nut-składników: cytrusowych, zielonego petit grain i kwiatowego neroli. Różnią się one natomiast pewnymi kluczowymi składnikami, nadającym każdej z nich odrębnego charakteru.
W tym wpisie pierwsze dwa kolońskie absoluty – najoryginalniejsze z całej linii wg mojej skromnej opinii – Oolang Infini oraz Orange Sanguine.
Oolang Infini – to zapach dla wielbicieli nut herbacianych, do których zresztą się zaliczam. Otwarcie jest tu pełne mocnej herbaty, która później okazuje się herbatą posłodzoną, z lekką nutką ozonową. Herbatę zresztą najwyraźniej czuć na blotterze. Niestety na skórze wyraźniejsza jest nutka „cukrowa”. W ogóle na początku zapach dziwnie czai się na skórze, jest jakby stłamszony. Później jednak zaczyna się rozwijać i staje się bardziej donośny. Bez względu na upływający czas ta herbaciana kolońska cały czas pozostaje lekka, świeża i orzeźwiająca, jak mrożona herbata z plasterkiem limonki i listkiem mięty w upalny letni dzień. Ładne. Oolang Infini jest – moim zdaniem – jednym z dwóch najmniej typowych, a przez to i najciekawszych propozycji w zestawie Atelier Cologne. Jest także niestety najcichszym.
głowa: bergamotka, tunezyjskie neroli
serce: herbata oolang, płatki jaśminu, jasna skóra
baza: kwiat tabaki, drewno gwajakowe, haitański wetiwer
nos: Jerome Epinette
* * *
Orange Sanguine – zapach Ralpha Schweigera niewątpliwie pozytywnie wyróżnia się w całej linii. Niezwykle sugestywne użyciem olejków pochodzących ze skórki pomarańczy słodkiej oraz gorzkiej daje bardzo soczysty i pełny efekt. Dzięki nim intro od razu „wpada w nos” (by użyć analogii do chwytliwej, „wpadającej w ucho” melodii), bo któż z nas nie zna cudnej woni obieranych ze skórek pomarańczy! Najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy. Tak też jest w przypadku Orange Sanguine. Sugestywne, naturalistyczne wręcz otwarcie zapachu jest po prostu imponujące i urocze zarazem. Ale to pachnidło to nie tylko tytułowa pomarańcza. To także jaśminowe serce z zielonym geranium. Jaśmin poczuć możemy na skórze już kilkadziesiąt sekund po aplikacji, przy czym z czasem zyskuje on na znaczeniu. Odległy o ładnych kilka godzin finał to nie mający w sobie już nic z poprzednich etapów drzewny akord ambrowo-sandałowy.
Orange Sanguine, obok Oolang Infini, reprezentuje najbardziej nietypowy „odcień” kolońskiej, bo zamiast kwaśnych, cierpkich, orzeźwiających i zielonych nut mamy tu niemal słodkie, wręcz spożywcze pomarańcze. Z takim ujęciem tematu – owocu pomarańczy, a nie jego kwiatu – spotykam się w perfumach po raz pierwszy i jestem pod dużym wrażeniem. Uśmiech, słońce, szczęście – z tym kojarzy mi się Orange Sanguine…. Byłbym zapomniał – sanguine znaczy optymistyczny 🙂 Idealnie.
góra: pomarańcza słodka, pomarańcza gorzka,
serce: jaśmin, geranium z Płd. Afryki
baza: ambra, tonka, drewno sandałowe
nos: Ralf Schweiger
c.d.n.
pomysł bardzo praktyczny i życiowy jak na tę branżę 😉 jestem mile zszokowany 🙂
załatwia kwestię największej bolączki tematyki wód kolońskich – czyli fatalnej trwałości… choć jeśli mam być szczery, to jest to częsta przypadłość nie tylko w przypadku eau de cologne…
gdyby tak mistrzowie zechcieli poddać wzmocnieniu Hermesowe ogródki i d’orange verte to byłbym wniebowzięty 😉
Na mnie ogródki wcale nie są nietrwałe. Spokojnie 6 godzin.
pirath, napisz do Hermes.
Z Twoim darem przekonywania, kto wie.
Dla mnie na plus tej marki jest również cena-za 30 Orange zapłaci się poniżej 150 zł-za 200 ml poniżej 380-na tel innych produktów z perfumerii Q.jest to bardzo ciekawa propozycja-pytanie tylko jak jest z projekcją i żywotnością opisywanych zapachów?
Nie wszysteki mają taką samą trwałość. Wyróżnia się Orange Sanguine, Grand Neroli i Trefle Pur. Wszystkie wytrzymują 8 godzin. Pozostałe nieco krócej – ok. 6ciu.
no gratuluję odsłony bloga na nowej platformie blogerskiej 😉
nowy layout bardzo czytelny i miły dla oka 😉
przyznaj się pozazdrościłeś? 8)
Dzięki Pirath, ale nie jestem pewien tego layoutu jeszcze. A czy pozazdrościłem? Pewnie 😉 A tak na poważnie – po prostu blog ma już ponad rok, więc pomyślałem, że warto by go troszeczkę odświeżyć pod względem szaty graficznej.
Mam inne zdanie od piratha – lepsze jest wrogiem dobrego.
Pewnie jak to zwykle bywa w takich przypadkach – minie trochę czasu i się człowiek przyzwyczai do nowej szaty.
Nie jestem przekonany, że ta szata pozostanie Być może będzie inna. Pobróbujemy – zobaczymy. Zgadzam się, że lepsze często bywa wrogiem dobrego 😉
eksperymentuj, czemu nie, ale odświeżanie layoutu zawsze daje pewien pozytyw…
wordprwss pod tym względem nie zawodzi… co rusz coś nowego powstaje…
dzisiejszy zakup: Oolang Infini, miał być w założeniu dla żony… ale i ja korzystać z niej będę. Typowy unisex – bardzo interesująca propozycja na ciepłe, casualowe dni.
Gratuluję zakupu! Faktycznie bardzo sympatyczny zapach na ciepłe dni. Oby te wkrótce wróciły do Polski. 🙂