Dziś udajemy się do miasta, które nigdy nie śpi. Big Apple. Nowy York. W czołówce mojej prywatnej listy marzeń – miejsc do odwiedzenia. Kiedyś. Może. Póki co, dzięki magii perfum, mogę „poczuć” zapachy tej słynnej metropolii nie ruszając się z miejsca…. Ale ta magia nie ziściłaby się, gdyby nie francuska perfumiarka mieszkająca w Nowym Jorku, Laurice Rahmé, która postanowiła wskrzesić tradycję nowojorskiego perfumiarstwa i jednocześnie oddać hołd temu niezwyklemu miastu tworząc wciąż rozwijającą się kolekcję perfum Bond No. 9 inspirowanych jego dzielnicami i znanymi ulicami. Jestem pewien, że te perfumy sprzedają się w USA świetnie. Mają coś w sobie. Poznałem już kilka z nich i powiem szczerze – wg mnie są bardzo dobre.
Najpierw wstąpimy na kawę do New Haarlem. To szczerze mówiąc jedne z najlepszych perfum kulinarnych, jakie dotąd poznałem. Kupiły mnie dwoma genialnymi składnikami – lawenda (oj tak) i…. kawa. Napój artystów, intelektualistów i ludzi czynu. No i mój, rzecz jasna 😉 Mała czarna w Nowym Jorku, najlepiej w Starbucksie. A co tam. Na dodatek z odrobiną wanilii – w bazie. Wanilia i idealnie ją uzupełniający tonka. Całość zbudowana na cedrze, ambrze i – jakże bliskiej nutom czekoladowo-waniliowym – paczuli. Mniam. Początek nieco rozjaśniają bergamotka i nuty zielone, ale później szybciutko robi się ciepło i zmysłowo. Jakby tego było mało, składniki te w sposób absolutnie mistrzowski wymieszał wielki „smakosz perfumerii”, facet robiący najbardziej zmysłowe perfumy na świecie, lubujący się w akcentach kulinarnych, niejaki Maurice Roucel (ten od Musc Ravageur dla Frederica Malle – kto próbował, ten wie, co ten zapach robi z ludźmi ;)). Roucel przyznaje w jednym z wywiadów, że jest sybarytą i czerpie z życia garściami. I to czuć w jego kompozycjach. Także w New Haarlem. Tu musi pojawić się sam On:
Ten zapach pomaga rozpocząć aktywny dzień niczym filiżanka doskonałej czarnej arabiki. Jest doskonały tak jak ona. No i jest ze mną przez większość dnia w sposób subtelny dając o sobie znać. To doprawdy świetne pachnidło.
W podróżniczym cyklu pozostajemy w Nowym Jorku…
nuty górne: lawenda, bergamotka, zielone liście
nuty środkowe: kawa, drzewo cedrowe
nuty dolne: ambra, wanilia, paczula, tonka
twórca: Maurice Roucel (m.in. Hypnose for Men Lancome, KenzoAir, Lalique Lion Pour Homme, Hermes 24, Faubourg)
rok wprowadzenia: 2003
moja klasyfikacja: fougere, uniwersalny co do okazji, na chłodniejsze pory roku, uniseks, pełen zmysłowej kulinarnej głębi; dla smakoszy i wielbicieli czarnej kawy
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 5/ moc: 5/ trwałość: 5/ flakon: 5
Nowy Jork ehhh mam nadzieje że kiedyś będzie mi dane…
Marzenia się spełniają! 🙂
ach… gdybym tak miał kuponik rabatowy, nie to żebym był straszne skąpy, 30% by już starczyło 🙂
No właśnie. Bond No. 9 nie należą do najtańszych, niestety. Te 30% mniej zrobiłoby duuużą różnicę 🙂
Podzielam fascynację podróżą do NY, też bardzo chciałbym 🙂
Co do samego zapachu, u mnie w szufladzie próbka leży jeszcze nietknięta, już dobre pół roku. Nie wiem dlaczego… po tej recenzji będę do niej podchodził z jeszcze większym „strachem” 😉
A dlaczegóż ze strachem?
Ponoć tańsze odpowiedniki to Rochas Man, Givenchy play intense.
Boję się, że może mi się tak spodobać, że będę musiał zacząć na niego odkładać 😉 To są zdecydowanie moje klimaty. A tak na poważnie, to dużo zaległości mam. Ale teraz już się wszystko prostuje, więc będzie dobrze 🙂
mamy dobrą porę roku do testowanie więc nie ma co zwlekać
przyznam, że jako poznawałem zapach to w początkowej fazie zapachu coś mnie uwierało, jakaś cząstka kierowała moje myśli do niewłaściwej kategorii kulinarnej.
odłożyłem próbkę na półkę i wróciłem do niej za jakiś czas – jak ręką odjął,
niestety płyn się skończył – uczucie pożądania pozostało
O tak, 100% racji i mojego poparcia 🙂 Pora jest zdecydowanie idealna na testy jak i używanie tego typu zapachów.
polecam Bond no. 9 – Brooklyn. Cena wysoka ale zapach nieziemski.
Nie omieszkam przetestować przy okazji.
Totalny gniot za niebotyczną kwotę… początkowo po aplikacji pomieszanie Rochas Men z Jacques Bogart Pour Homme… a potem w końcowej fazie Calvin Klein Obsession EDP(damski). Żadnego polotu zawartego w kompozycji i liniowość charakterystyczna jak w Rochas i Bogarta. Sztandarowy przykład jak „nabijać w butelkę” bogatych pawianów i frajerki.
Kupilem probke i dobrze ze tylko ową probke bo to dno dla snobow, nigdy przenigdy nikomu bym nie polecal!!!!!