Czekałem na ten zapach ze sporym zaciekawieniem głównie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to następca rewolucyjnego Kenzo Pour Homme z 1991 roku, które bardzo lubię i cenię. Po drugie – ponieważ stoi za nim Olivier Polge. Perfumiarz młodego pokolenia, który ma najlepsze wzorce (jest synem Jacquesa Polge’a z Chanela) i talent, co udowodnił tworząc choćby arcydzieło w postaci rewolucyjnego Dior Homme, ale i odważnego kwiatowca w postaci Kenzo Power. Muszę się przyznać, że Kenzo Boisee czekał na recenzje dobre kilka miesięcy. Dawno już bowiem nie czułem się tak pozbawiony jakiejkolwiek inspiracji do pisania, jak w przypadku tego zapachu. Nie żeby były to kiepskie perfumy. Nie. Właściwie to niczego im nie brakuje. Pachną nowocześnie, intrygująco, harmonijnie, słowem – dobrze, choć dość syntetycznie. Mają do tego dobrą projekcję i przyzwoitą 6-8 godzinną trwałość. Czegoś im jednak brak… Czego?? Sam nie wiem. Charakteru? Jaj? Punktu zaczepienia?
Zacznijmy od tego, że Kenzo Pour Homme Boisee nie ma prawie nic wspólnego z klasykiem Pour Homme. Nic prócz nazwy i kształtu flakonu oraz…… Kompozycja penetruje inne obszary zapachowe i nie stara się nawet nawiązać do protoplasty, choć obie je łączy odważne użycie przypraw. W przypadku Boisee jest jednak ono bardziej zręczne i harmonijne. Zawarta w otwarciu mięta nie dominuje akordu. Wzmacnia i zmienia oblicze bazylii i rozmarynu, przez co akord nabiera synergicznego charakteru. Czarny pieprz dodaje całości lśnienia, unosi molekuły i powoduje, że te skrzą się w powietrzu niczym pachnące iskierki. Tytułowe drewno jest tu obecne od samego początku, jednak w czystej postaci objawia się w finiszu zapachu, gdzie cedrowe igiełki wyłaniają się z laktoniczno-sandałowej masy. Sądzę, że prócz cedru z Wirginii w ruch poszła solidna dawka drzewnych aromamolekuł w typie ebanolu czy santanolu.
Reasumując Boisee to interesująca i oryginalna kompozycja, która naprawdę dobrze wypada na tle massmarketowej konkurencji, choć sama w sobie jednak mnie rozczarowała. Dlaczego? Może po prostu miałem zbyt wygórowane oczekiwania?
nuty górne: mięta, bazylia
nuty środkowe: rozmaryn, czarny pieprz
nuty głębi: cedr, wetiwer
twórca: Olivier Polge
rok wprowadzenia: 2010
moja klasyfikacja: uniwersalna, całoroczna, nowoczesna kompozycja przyprawowo-drzewna; bezpieczna choć nie sztampowa; może być „rytuałem przejścia” do niszowych drewniaków, ale nie musi 😉
ocena w skali 1-6: kompozycja: 4/ moc: 4/ trwałość:4/ flakon: 5
hmmm a dlaczego dopatrujesz się konotacji i podobieństw do klasycznego PH?
Na podstawie kształtu flakonu??? Nazwy PH??? Przecież na flaszce nie pisze PH2, a zresztą Tokyo miało ten sam flakon…
stawiam że w przypadku Kezno podobieństwo między starszym i młodszym bratem jest na zasadzie Gucci PH i PH2, czyli hmmm znikome 😉 i należy je rozpatrywać jako dwie nie powiązane ze sobą kompozycje, nie zapominając że każdej następnej odsłonie czegokolwiek (film, książka, płyta, ciasto babuni) ciężko jest przeskoczyć „genialny” pierwowzór…. nawet jeśli tylko czas wywyższył go na szczyt piedestału….
Dzięki za wyjaśnienie tych kwestii. Pozdrawiam 🙂
Rozmoknięty wetiwer
uniwersalna, całoroczna, nowoczesna kompozycja przyprawowo-drzewna; bezpieczna choć nie sztampowa; może być „rytuałem przejścia” do niszowych drewniaków, ale nie musi <—- lepiej bym tego nie ujął 😉 Bardzo lubie go nosić do pracy i na kazdą niezobowiązującą okazję, ociera się o signature scent…
U mnie jakoś się nie przyjął, choć ma swój urok.
Proszę ZERKNIJ na nowe KEnZo …PH edt … taka bambusowa butelka , walec w przekroju , u seph jako nowość , zaskoczyl mnie ciekawą „wodnością” ..tak , wiem jest pelno molekuł ,…ale to takie przejemne…nawet chce sie marzyć