Serge Lutens -„Dent de lait”, czyli ząb mleczny…

Styl perfum Serge’a Lutensa wyewoluował na przestrzeni lat od bardzo dosłownego, skoncentrowanego na składnikach, nutach i ich kombinacjach oraz korelacjach do niemal całkowicie abstrakcyjnego. Stało się to mniej więcej wraz z opublikowaniem w 2006 roku Gris Clair, którego tytułową „jasną szarość” twórca osiągnął przy użyciu lawendy, tonki i białych piżm. Odtąd oryginalne, pełne inwencji nazwy kolejnych pachnideł towarzyszyły równie oryginalnym, niekiedy bardzo nowatorskim, ale zawsze niezwykle „noszalnym” aromatom. Apogeum abstrakcji duet Lutens/Sheldrake osiągnął w ramach zapoczątkowanego przez L’Eau w 2009 roku cyklu „wodnego”. L’Eau, L’Eau Froide, Laine de Verre, L’Eau de Paille to czystem perfumowe abstrakty penetrujące temat nut wodnych w perfumach. Zapachy minimalistyczne, intrygujące, wykorzystujące aromamolekuły dla osiągnięcia bardzo konkretnego artystycznego celu. Publikowane w tym samym czasie kolejne pachnidła głównej linii Lutensa także nie przypominają jego naturalistycznych klasyków. Przedziwne, kulinarne Jeux de Peau, totalnie abstrakcyjne i nieuchwytne L’Orpheline, oszczędne, jaśminowo-piżmowe La Religieuse, pachnące słonym karmelem i piernikiem Bapteme du Feu. Zeszłoroczna premiera Dent de Lait wpisuje się w ten nurt, plasując się jednak w górnej stawce perfumowej abstrakcji, ex equo z cyklem wodnym i L’Orpheline.

Lutens Dent de Lait

Inspiracja transformacją z małego chłopca w dorosłego mężczyznę, której symbolem jest mleczny ząb. Pożegnanie z wilczkiem, przywitanie wilka. Wejście w brutalny, dorosły świat, w którym czuć krew i mimowolne pozostawienie ciepłego kokonu dzieciństwa, pachnącego migdałami i ciepłym mlekiem. Jakże uniwersalny temat, zamknięty we flakonie z zapachem Dent de Lait. 

Początkowy akord, migotający chłodnymi, metalicznymi aldehydami, szybko odkrywa nutę migdałową z subtelnym dodatkiem jakiejś nie do końca zdefiniowanej i bardzo delikatnej  mentolowości. Oblany ciepłym mlekiem migdał dominuje w sercu, pozbawiony symbolizujących krew aldehydów ze wstępu. Słodkawa, ciepła, pudrowa baza wieńczy ten zapach. Na papierku testowym Dent de Lait trwa pewnie z tydzień albo dłużej. Skóra obchodzi się z nim dużo mniej łaskawie, niwecząc plany twórców i ograniczając zauważalną jego obecność do kilku godzin. Dent de Lait jest – poza oryginalnym, donośnym i przykuwającym uwagę początkiem – zapachem raczej delikatnym, zwiewnym i blisko-skórnym. Brakuje mu przekonująco zwieńczenia, perfumowego ogona, sillage… Swoim generalnie ciepłym, kulinarnym, mleczno-migdałowym charakterem zdecydowanie bardziej pasuje do kobiecej, niż męskiej skóry.

To intrygujący olfaktoryczny abstrakt, ciekawie zrealizowany koncept, ale czy to wciąż są perfumy? To określenie coraz mniej pasuje do takich kompozycji, o ile przyjąć, że słowo perfumy niesie za sobą kolejne integralne elementy: akordy, nuty, piramida, ewolucja, projekcja, ogon, trwałość. W przypadku Dent de Lait lepiej będzie po prostu użyć słowa „zapach”. Oto ciekawa pachnąca historia, wonna opowiastka, zaskakująca, abstrakcyjna, nowatorska. Jako taka z pewnością warta uwagi. Kolejny rozdział niezwykłej opowieści, snutej przez Serge’a Lutensa i Christophera Sheldrake’a – wiernego towarzysza w tej olfaktorycznej wędrówce.

 Dent de Laiy bottle

 

dominujące nuty: aldehydy, mleko kokosowe, migdał, akord krwi

twórca/nos: Christopher Sheldrake/ Serge Lutens

rok premiery: 2017

moja ocena: zapach: 4,0/ trwałość: 4,0/ projekcja: 4,0-3,5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s