Współczesne perfumiarstwo zna już przypadki, gdy wielbiciele perfum, tzw. perfumiści (ang. perfumistas) pod wpływem swej pasji i miłości do perfum, postanawiają znaleźć się po drugiej stronie olfaktorycznego świata i z koneserów stać się twórcami. Najsławniejszym bodaj przykładem jest Andy Tauer, za oceanem zaś – Kerosene. Od niedawna do tego duetu dopisać należy Francuza Anatole’a Lebretona, kolekcjonera i entuzjastę pachnideł vintage, a także perfumowego blogera, który podczas tegorocznej edycji Esxence zaprezentował kolekcję autorskich pachnideł inspirowanych stylistyką retro.
Anatole jest osobą niezwykle sympatyczną i kontaktową, z pasją opowiadającą o swej twórczości, która swój obecny perfumowy kształt zawdzięcza także wcześniejszym zajęciom, jakimi Lebreton się parał (próbował swych sił na deskach teatrów, później zajął się sprzedażą rzadkich gatunków herbat i ekskluzywnych czekolad, co było doskonałym treningiem dla jego zmysłów zapachu i smaku). Jego perfumy pod wspólną nazwą Parfums de liberte to dzieła perfumiarskiego rzemiosła, w których czuć pasję i radość tworzenia. Obcowanie z nimi to swoisty reset dla nosa i mózgu, powrót do źródeł francuskiej perfumerii, nieskażonej grupami docelowymi, oczekiwaniami rynku, briefami zleceniodawców czy obawą o komercyjną flautę.
Lebreton mówi:
Tworzenie perfum, ale także ich noszenie jest jak odkrywanie i podróż, jak bycie zdobywcą i zdobywanym jednocześnie. Używać perfumy oznacza mieć wyobraźnię, to jest to „małe co nieco”, które dodaje naszemu życiu magii.
Jakże się z nim nie zgodzić?
Incarnata
Mocne, wyraźne, unikatowe intro przykuwa uwagę niecodziennym połączeniem zieloności nuty fiołkowej z maliną, irysem i akordem pudrowym. W tle szybko ujawnia się śliczna nuta zamszowa, tworząc idealne towarzystwo dla coraz bardziej wyraźnego irysa. Tak oto z sekundy na sekundę konstytuuje się przewodni motyw Incarnata – wizerunek tajemniczej kobiety oraz jej atrybutów, przy pomocy których przeistacza się w powabną piękność. Stąd wyczuwalne tu nuty szminki, pudru, malinowego różu do policzków i skórzanej torebki, w której przechowuje swoje niezbędne kosmetyki, poukładane w sugestywną i doprawdy zachwycającą całość. Z upływem czasu, powoli zapach traci początkowy lekko zielony odcień, staj się cieplejszy, bardziej zmysłowy, zamszowo-pudrowo-sypki i ambrowy (w tej właśnie kolejności), a na samym końcu delikatnie balsamiczny.
Incarnata to hipnotycznie piękne pachnidło w niesamowitym klimacie retro, które każe spojrzeć na Anatole’a Lebretona nie tylko jako na sympatycznego perfumistę, ale przede wszystkim jako na świadomego swych umiejętności i utalentowanego perfumiarza. Taki zapach nie może być dziełem intuicji i przypadku!
główne nuty: malina, fiołek, rododendron, akord kosmetyczny, irys, mirra, róża, ambra, skóra, benzoes, wanilia
moja ocena:
zapach: *****/ trwałość: ****/ projekcja: ****
L’Eau Scandaleuse
Białokwiatowe, a ściślej tuberozowe cudo z zaznaczoną na początku jakże vintage‚ową nutką zmywcza do paznokci, tu utrzymaną wszakże w ryzach, ale nie pozostawiająca wątpliwości co do klasycznych inspiracji artysty. W sercu akord kwiatowy z dominacją tuberozy zgrabnie połączonej z nutą brzoskwini poprzez ylang ylang mający w istocie nektarową naturę. W tle zaś tego niesamowitego akordu solidna podstawa, w której akcent animalny, znany z naturalnej woni tuberozy, uzyskany tu przez użycie kastoreum, został ciekawie podbudowany sucho-drzewnym cypriolem oraz mchem dębowym. L’Eau Scandaleuse ewoluuje od krótkiego, lekko „zmywaczowego” początku poprzez tuberozowe, najpierw świeże, ale z czasem coraz mroczniejsze i bardziej animalne serce, aż po gorzkawą, oldskulowo skórzaną i jednocześnie sucho-drzewną bazę.
Możliwie, że zaskakuję w tym momencie sam siebie, ale to prawdopodobnie jedne z najpiękniejszych perfum z tuberozą w centrum, jaki kiedykolwiek miałem okazję wąchać (a na recenzje czekają jeszcze poznane już przeze mnie, tyle że jeszcze nie opisane, fenomenalne Carnal Flower Frederica Malle i Luci ed Ombre Masque Milano).
Warto wiedzieć, że L’Eau Scandaleuse otrzymało w 2014 roku Adjiumi Award w kategorii „Najlepszy niewłoski zapach niszowy” przyznawaną przez włoskie forum wielbicieli niszowych perfum, a sam Anatole Lebreton został uznany przez to samo grono za najlepszego perfumiarza 2014 roku.
główne nuty: bergamotka, brzoskwinia, dawana, tuberoza, ylang ylang, skóra, kastoreum, cypriol, mech dębu
zapach: *****/ trwałość: *****/ projekcja: ****
L’Eau de Merzhin
W tej nieco delikatniejszej kompozycji Lebreton zawarł swoje żywe wspomnienia z dzieciństwa spędzonego pośród łąk i lasów Bretanii, gdy jako dziecko spędzał czas obcując z wszechobecną roślinnością, która każdej wiosny eksplodowała olfaktoryczną feerią. Szczególnym wspomnieniem perfumiarz darzy woń zielonego siana i głogu, których ślady zawarł w pięknym, sugestywny, naturalnie pachnącym L’Eau de Merzhin.
Pachnie on jak stworzona przez młodego chłopca mikstura z soków roślin napotkanych po drodze z lasu, poprzez łąkę i ogród, w drodze na podwieczorek do babci i dziadka. Zamknięta w słoiku po to, by w pełnym trosk dorosłym życiu mieć zawsze na wyciągnięcie ręki swoje słoneczne dziecięce wspomnienia.
Perfumiarz zbudował ten niezwykły wiejski pejzaż za pomocą połączenia popularnych zielonych nut (galbanum, zielona porzeczka, liście fiołka) z chętnie wykorzystywaną w niszy perfumowej bylicą (patrz np. French Lover Frederica Malle) oraz z użyciem nietypowych składników, które raczej rzadko napotykamy w pachnidłach (głóg, tomka wonna, siano). Stąd prawdopodobnie jego bardzo oryginalny i zarazem naturalistyczny charakter. Zapach jest początkowo lekko soczysty, zielony, z czasem nieco bardziej ziołowy, na finiszu przyjemnie mszysty z nutą siana.
L’Eau de Merzhin przypomina mi cudny Yerbamate Lorenzo Villoresiego, choć dzieło Lebretona jest bardziej surowe, paradoksalnie mniej perfumeryjne, bardziej naturalistyczne, ma w sobie nie tylko zieleń, ale i wyraźną goryczkę roślinnych soków. Przywołuje jednak ten sam, co zapach Villoresiego, radosny, wiosenno-letni obraz dzikich, zielonych, kwiecistych łąk. Ma tę magiczną zdolność do przywoływania najlepszych wspomnień z beztroskich lat dzieciństwa, które ja także bardzo często spędzałem w otoczeniu natury – łąk, lasów i przepełnionych wonnymi roślinami ogródków działkowych. Może właśnie dlatego nie potrafię przejść obojętnie obok L’Eau de Merzhin?
główne nuty: galbanum, bylica, liście fiołka, czarna porzeczka, głóg, tomka wonna, zielone siano, tonka, irys, mech
zapach: ****/ trwałość: ****/ projekcja: ****
Bois Lumiere
Pamiętacie niezwykłe lutensowskie Miel do Bois? Wciąż mam jeszcze kilka ml tej niezwykłej cieczy zdominowanej przez chyba najbardziej ekspansywną nutę miodu pszczelego, jaką kiedykolwiek spotkałem w perfumach, słodką tak, że aż trzeszczy między zębami. Anatole Lebreton nie poszedł w swoim Bois Lumiere aż tak daleko, nie mniej to właśnie intensywna nuta miodu pochodząca z rozpylonego podczas Esxence na stoisku sympatycznego Francuza Bois Lumiere zaintrygowała mnie do tego stopnia, że zwróciłem uwagę na ofertę twórcy.
Bois Lumiere jest idealnie wyważony. Niczego mu nie brak i jednocześnie niczego nie jest tu za wiele. Ta równowaga przydaje kompozycji szlachetności świadczącej o ponadprzeciętnym talencie Anatole’a Lebretona.
Miód, choć wyraźny, jest tylko jednym z elementów tej przepięknej układanki, która – gdy zapomnieć na chwilę o składnikach wymienionych w materiałach promocyjnych -olfaktorycznie zmierza w kierunku wytyczonym przez Tobacco Vanille Toma Forda, pachnąc przy tym jednak bardziej „niszowo” i bardziej szlachetnie. Obok miodu mamy tu nuty balsamu z jodły i benzoesu oraz wosku, które pogłębiają balsamiczny charakter zapachu. Potencjalna jego ociężałość została tu wyeliminowana przez użycie mandarynki i przydających „życia” przypraw: jagód jałowca i goździka. W sercu umieszczono bardzo subtelną nutę róży, dodającą całości szlachetności. No i nie można nie wspomnieć o nieśmiertelniku, który wprost genialnie uzupełnia się z miodowym tematem. Wszystko to razem tworzy jedną z najlepszych kompozycji w na razie skromnym, ale już imponującym treścią i jakością dorobku Lebretona
główne nuty: jałowiec korsykański, szałwia, mandarynka, balsam jodłowy, miód, róża, goździk, nieśmiertelnik, wosk, cedr, benzoes
zapach: *****/ trwałość: ****/ projekcja: ****
Parfums de Liberte to kolekcja pachnideł zupełnie wyjątkowych. Każde z nich jest małym cudem perfumerii i dowodem na to, że prawdziwa pasja połączona z talentem i pracą mają zawsze szanse zaowocować czymś wyjątkowym. Anatole Lebreton zabiera nas w podróż do krainy perfum-marzeń, pozwalając obcować z zapachami nietuzinkowymi, zapatrzonymi w przeszłość, ale zupełnie współcześnie brzmiącymi. Gdy powącha się je po raz pierwszy, trudno o nich zapomnieć. Czyż nie takie powinny być prawdziwe perfumy? Trudne do zapomnienia? Pozostawiające w nas pozytywne wspomnienia i budzące dobre emocje? Kuszące, by do nich wracać i ponownie cieszyć się ich niezwykła magią? To właśnie w pracowni Lebretona i jemu podobnych, a nie w laboratoriach wielkich korporacji perfumiarskich, dzieją się współczesne perfumowe cuda. Parfums de Liberte mają wszakże jeszcze jedną cechę, którą osobiście bardzo sobie cenie – pozbawione są pretensjonalności, w którą potrafią popaść także i niszowi twórcy. Czuć tu szczerość przekazu i niczym nie zmąconą pasję twórcy. To dziś towar na rynku perfum zdecydowanie deficytowy.
Warto więc mieć na oku poczynania Monsieur Lebretona.
Czy dobrze zgaduję bez wąchania, że to raczej zapachy skierowane w stronę Pań?
I gdzie można powąchać i kupić te cudeńka?
Pozdrawiam
Wg mnie dwa z nich: Incarnata i L’Eau Scandaleuse to pachnidła kobiece. Pozostałe zaś dwa to uniseksy. Kupić te cudeńka można póki co jedynie tutaj: http://www.anatolelebreton.com/boutique/?lang=en
Do poczytania:
http://kobieta.onet.pl/uroda/zapachy/niszowy-mistrz-nosa/she80m
pokochałam wszystkie, kupuję jako pierwsza skandaliczną wodę. Sa niesamowite, zapachy z duszą
To prawda. Wyjątkowe pachnidła.