„Wąchamy naszym umysłem. Nasz nastrój wpływa na sposób, w jaki odczuwamy zapachy. (…) Zapachy zmieniają nasz nastrój. Nie jest dobrze, gdy jesteś zmęczony. Twój umysł musi być świeży.”
Bernard Chant (1927–1987)
Te słowa wypowiedział jeden z największych i najważniejszych perfumiarzy wszech czasów, którego bez wahania postawiłbym obok takich tuzów perfumiarstwa jak Jean Carles, Ernest Beaux, Edmond Roudnistka czy Jean Paul Guerlain. Bernard Chant stworzył takie perfumowe arcydzieła, jak Estee (1968), Azuree (1969), Cinnabar (1978) i Beautiful (1985) dla Estee Lauder, Aramis (1969), JHL (1982), 900 (1973) i Devin (1977) dla Aramis (męskiej marki Estee Lauder), Gres (1958) dla Cabochard, Halston (1974), Antonia’s Flowers (1985) wreszcie Aromatics Elixir (1971) dla Clinique. Chant był „tajną bronią” Estee Lauder. Pracując dla wiodącej amerykańskiej marki kosmetycznej tworzył perfumy do szpiku francuskie, klasycznie skonstruowane, ale i bardzo oryginalne. Jego bogaty, francuski, jednocześnie indywidualny styl można dziś spokojnie uznać za kanon. Szyprowy akord Aromatics Elixir to absolutna klasyka gatunku, doceniania nie tylko przez pokolenia eleganckich amerykańskich kobiet, ale także przez współczesnych krytyków perfum, m.in. Lucę Turina i Chandlera Burra.
Ona czyli Clinique Aromatics Elixir
Aromatics Elixir (1971) to perfumy, które – w jakimś sensie – zna niemal każdy. Nie znaczy to, że każdy miał okazję wąchać je w oryginale. Aromat ten stał się jednym z najchętniej kopiowanych, gdy chodzi o klasyczne perfumy damskie. Stąd nawet, jeśli dzieło Chanta nigdy nie miało okazji olśnić nas w swej pierwotnej, oryginalnej formie, z pewnością znamy tę woń z jednej z niezliczonych kopii. Efekt podobny do tego, jaki generuje od dziesiątek lat Chanel No. 5. Tyle, że nie ma to jak oryginał. Tak jest również w tym przypadku. Aromatics Elixir – mimo upływu lat – wciąż zachwyca. Trzeba jednak do niego dojrzeć. To nie są perfumy dla początkujących. To ponadczasowy, sztandarowy szyprowy klasyk, w którym najważniejsze role grają: mech dębu, paczula oraz białe kwiaty (jaśmin, tuberoza, ylang), a także róża, cytrusy i zioła. Ale po kolei.
Otwarcie jest upojne, cytrusowo-ziołowe (cytryna i bergamota oraz werbena, rumianek i szałwia) z subtelną, niemęczącą nutką zmywacza do paznokci. W sercu niepodzielnie rządzi bogaty, kwiatowo-drzewny akord w uroczej, klasycznej odsłonie. Bardzo ważną rolę pełni tu miodowa nuta ylang ylang, która pięknie łagodzi kwaśność paczuli i wetiweru. Nie ma tu mowy o retro nutach pudrowych, szminkowych czy aldehydowych. Jest całkiem soczyście i… coraz bardziej drzewnie, gdyż na tym etapie już całkiem wyraźnie ujawnia się kluczowa dla całej kompozycji paczula ożeniona z nie mniej ważnym mchem dębowym. Jakby tego było mało, akord bazy wzmacnia esencja wetywerii oraz drewno sandałowe. Czy można wyobrazić sobie bardziej klasyczne połączenie? Chyba nie. Ale wcale nie pachnie ono banalnie. Nie w tej genialnej kompozycji, której nadano jakże odpowiedni tytuł. Aromatyczny eliksir. Genialne!
Zapach jest wyrazisty, „nie bierze jeńców”, ma konkretną moc. Czuć, że formuła nie powstała współcześnie, aczkolwiek oczywiście przeszła zmiany, które zresztą wyszły zapachowi – jak sądzę – na dobre. Wersja vintage (a miałem okazję ją testować) ma tak obezwładniającą moc, że współcześnie jednak chyba trudno było by jej używać bez wzbudzania kontrowersji. Aktualna woda perfumowana jest owszem mocna i intensywna, ale nie „trąci myszką”, co jednak w wersji vintage jest wyczuwalne. Dodam, że obecnie Aromatics Elixir występuje w dwóch koncentracjach: wody toaletowej (eau de toilette) oraz wody perfumowanej (perfume spray). To właśnie tę drugą wersję poddałem testom.
Aromatics Elixir to ponadczasowe szyprowe perfumy dla dojrzałych i pewnych siebie kobiet, która stronią od współczesnych, nudnych, banalnych, słodko-kulinarnych pachnideł. Ich nieco wytrawny charakter akceptują także niektórzy mężczyźni, szczególnie zaś bazę zapachu można spokojnie nazwać męską. I pewnie panowie sięgaliby częściej po dzieło Bernarda Chanta, gdyby nie… inne dzieło Bernarda Chanta… Ale o tym za chwilkę.
nuty głowy: bergamotka, cytryna, werbena, szałwia, rumianek
nuty serca: geranium, róża, ylang ylang, jaśmin, tuberoza
nuty bazy: paczula, mech dębu, wetiwer, drewno sandałowe
twórca: Bernard Chant
rok premiery: 1971
moja ocena:
zapach: ******/ trwałość: *****/ projekcja: *****
On czyli Aramis 900
Gdyby jednak dla panów Aromatics Elixir okazał się być zbyt kobiecy (czyt. przede wszystkim zbyt kwiatowy), znajdą dosłownie tę samą, tylko że bardziej surową i okrojoną wersję w postaci 900 Herbal Cologne – pachnidła marki Aramis z 1973 roku, którego autorem jest… Bernard Chant.
Pochodząca z 1973 roku „dziewięćsetka” z pewnością powstała na osnowie Aromatics Elixir. Nazwałbym ją nawet męskim rodzeństwem. Wyraźnie czuć, że perfumiarz pomajstrował przy formule tak, by osiągnąć bardziej męski efekt. Zapach stał się bardziej surowy, wytrawny, ale nie zatracił tego niezwykłego sygnaturowego akordu, który czyni z Aromatics Elixir i z 900 aromaty tak trudne do zapomnienia. Otwarcie nie jest tak cytrusowe (akord zmywacza zniknął), zaś nuty biało kwiatowe jaśminu i ylang ylang zostały tu ściszone. Pojawił się za to nieco bardziej męski duet goździka i geranium. Paczula ponownie odgrywa niezwykle ważną rolę, wzmocniona przez wetiwer i mech dębu stanowi o szyprowym charakterze 900. Baza jest najbardziej zbliżona do Aromatics Elixir, aczkolwiek odrobina cywetu czyni ją bardziej męską. 900 jest ogólnie delikatniejszy od damskiego pierwowzoru, choć i tak, jak na eau de cologne, jest całkiem trwały i dobrze wyczuwalny przy założeniu liberalnego użycia (nie jest to bowiem tradycyjna, ulotna cytrusowa kolońska). Co bardzo istotne, to pachnidło wymaga skóry, by je w pełni docenić. Testy na papierze robią mu po prostu krzywdę.
Jedno mogę powiedzieć z czystym sumieniem – aktualna wersja 900 pochodząca z Aramis Gentleman’s Collection – pachnie po prostu fenomenalnie. Nie miałem pojęcia, że to jest tak niesamowite pachnidło. Bardzo charakterystyczne (na miarę Eau Sauvage, Fahrenheit czy Habit Rouge). Klasyczne, nieco oldskulowe, męsko zniewalające.
Jak powiedział Chant, wąchamy naszym umysłem oraz czujemy perfumy emocjami. Dla mnie 900 to właśnie pozytywne emocje, których nie potrafię wyjaśnić. Być może jakieś przyjemne podświadome wspomnienia, skojarzenia z przeszłości…
Za sprawą 900 wróciłem do klasycznego Aramisa (1966) tego samego perfumiarza i przypomniałem sobie, jaki jest świetny. Choć tamten to inny typ – także szypr, ale już nie kwiatowy, tylko skórzany. Bardziej wytrawny, surowy, bardziej męski. Chyba równie genialny, co 900. Oczarowały mnie pachnidła Bernarda Chanta. Może to kwestia mojego wieku? A może znudzenia współczesną perfumerią mainstreamową? Trochę także pewnie efekt obcowania z Monsieur. Frederica Malle, który właśnie do takiej estetyki mocno nawiązuje. Jestem pewien, że Bernard Chant doskonale czułby się nosząc Monsieur.
Tak czy inaczej w kolejce na testy czekają jeszcze Aramis Devin i JHL. Zgadnijcie, kto je skomponował?
nuty głowy: kolendra, nuty zielone, cytryna, bergamotka, drewno różane
nuty serca: goździk, irys, jaśmin, konwalia, róża, geranium
nuty bazy: drewno sandałowe, ambra, mech, paczula, wetiwer, cywet
twórca: Bernard Chant
rok premiery: 1973
moja ocena:
zapach: *****/ trwałość: ****/ projekcja: ***
Fqjciorze, testowałeś edt czy edp aromatics elixir Aramisa? Jakby co, służę brakującą wersją do porównań. Są inne.
Testowałem edp. Ciekaw jestem, na ile różni się edt? Chętnie przyjmę próbkę. 🙂 Kontakt jakby co mailowy. 🙂
Aromatics Elixir to Clinique, Marcinie_ _, nie Aramis.
Aramis 900 to, w mojej opinii, zapach bardziej damski, niż męski.