Składniki perfum będące niegdyś niezbędnymi elementami akordu skórzanego (np. smoła brzozowa, quinolines) są skutecznie zakazywane lub ograniczane przez coraz bardziej restrykcyjne przepisy IFRA. Siłą rzeczy, by nowe perfumy skórzane mogły wciąż powstawać, ingrediencje te musiały zostać czymś zastąpione. Ogromne zasługi dla unowocześniania skórzanej estetyki ma duet Lutens/Sheldrake (skórzany Cuir Mauresque czy zamszowy Daim Blond). Zresztą perfumiarze niszowi od dawna chętnie podejmują temat skórzany ze skutkiem lepszym (niepoprawny politycznie ze względu na dużą zawartość smoły brzozowej, ale absolutnie fenomenalny Lonestar Memories Andy Tauera, genialny Cuir Ottoman Parfum d’Empire czy nie mniej udany Iris Nazarena Aedes de Venustas) lub gorszym (James Heeley Cuir Pleine Fleur), ale pomysł perfumiarzy Jacquesa Cavalliera i Harry’ego Fremonta, by połączyć współczesny akord skórzany z ziołowym tymiankiem i owocową nutą maliny okazał się na tyle przełomowy i – co ważne – komercyjnie trafiony, że stał się inspiracją dla rosnącej liczby naśladowców. Tuscan Leather – bo o nim tu mówa – wprowadzony został do sprzedaży w 2007 roku w ramach linii Private Blend Toma Forda.
Z perspektywy niedługiego przecież czasu, jaki minął od jego premiery, zapach ten okazał się być nie tylko dużym sukcesem komercyjnym, ale stałe się współczesnym klasykiem skórzanego gatunku. Tuscan Leather jest dla mnie potwierdzeniem, że także i w obecnych czasach powstają perfumy przełomowe i ponadczasowe na miarę Eau Sauvage, Fahrenheit czy Polo, które łączą nowatorstwo z sukcesem komercyjnym, a które dzięki temu połączeniu mają szanse przetrwać na półkach perfumerii kolejne dekady.
Nie trzeba było rzecz jasna długo czekać, by pojawiły się pachnidła wyraźnie zainspirowane, a czasem wręcz kopiujące Tuscan Leather. Warto wymienić Rasasi La Yuqawam Pour Homme, Atelier Cologne Oud Sapphir czy Blood Concept Killer Vanilla (sic!).
Także i bohaterowie niniejszego wpisu: Acqua Di Parma Colonia Leather i niestety wciąż niedostępny w Polsce Mark Birley Charles Street zawdzięczają kompozycji Cavalliera i Fremonta właściwie wszystko, mimo że akurat nie są prostymi kopiami Tuscan Leather i każdy z nich ma swój własny sznyt.
Acqua Di Parma Colonia Leather
Skórzana kolońska włoskiej marki luksusowej Acqua Di Parma ukazała się całkiem niedawno, bo w 2014 roku, w ramach ekskluzywnej kolekcji Ingredient Collection, a jej twórcą jest Francois Demachy (wcześniej pisałem już na blogu o świetnym Colonia Oud z tego samego cyklu).
Już pierwsze nuty docierające do nozdrzy wysyłają wyraźny komunikat – oto pachnidło najwyższej klasy, od samego początku pachnące naprawdę pięknie i dające poczucie dzieła skończonego. Tak zresztą dzieje się na każdym etapie ewolucji Colonia Leather na skórze. Ów początkowy aromat to znane nam już z Tuscan Leather połączenie akordu skórzanego i nuty maliny z akordem cytrusowym oraz tymiankiem. Malina nie jest tu jednak tak wyraźna jak w zapachu Toma Forda. Także tymianek został użyty z większą ostrożnością. Te cztery aromaty współistnieją tu w absolutnej harmonii. Uzupełniają się tworząc olfaktoryczny majstersztyk, który nie pozwala wprost oderwać nosa od testowego blottera. Na skórze zapach nabiera dodatkowego ciepła, gdyż ujawniają się również cięższe składniki drzewne, które stanowią doskonałe rusztowanie dla dominującego akordu skórzanego, obecnego – co przecież nie powinno dziwić – od początku do samego końca.
Colonia Leather jest delikatniejszą i subtelniejszą oraz bardziej „gładką”, mniej owocową, a bardziej skórzaną, lekko nawet wytrawną interpretacją malinowo-skórzanego tematu znanego z Tuscan Leather. Bo nie ma wątpliwości, że dzieło Cavalliera i Fremonta było dla Demachy’ego inspiracją. Ale mistrz nie popełnił po prostu kopi, tylko zinterpretował temat na swój własny mistrzowski sposób. Dlatego jego skórzana kolońska ma indywidualny charakter i wg mnie zdecydowanie warto ją poznać, nawet jeżeli znamy pachnidło Forda. Colonia Leather ma w sobie więcej elegancji, jest bardziej wysublimowana, nie tak krzykliwa, nie tak dominująca. Naprawdę piękna. Skóra wg Demachy’ego jest bardzo realistyczna, niemal namacana, emanuje klasą i jakością. Znacząca obecność cytrusów (pomarańcza i cytryna) odpowiada za koloński charakter zapachu, ale głównie na samym jego początku. Co ciekawe, mimo że przecież nuty cytrusowe dość szybko ulatują, zapach wciąż zachowuje się jak koloński -tzn. nie obezwładnia mocą. Co jednak odróżnia go do typowej kolońskiej, to jego świetna ponad 10 godzinna trwałość i permanentna wyczuwalność. Czuję ją przez większość dnia jako noszący, ale czuje ją także (i komplementuje) otoczenie.
Gdyby zestawić ten zapach z inną kolońską o bardzo podobnym charakterze – Atelier Cologne Oud Saphir – to dzieło Demachy’ego okazuje się mniej owocowe, bardziej skórzane i wytrawne, zaś Oud Saphir ma zdecydowanie więcej wspólnego z Tuscan Leather, głównie za sprawa wyraźniejszej nuty malinowej, choć różni się od niego nutami cytrusowymi i delikatniejszym, bardziej kolońskim charakterem.
Colonia Leather to kolejne świetne pachnidło w ofercie Acqua Di Parma, którego noszenie sprawia prawdziwą przyjemność. Szczerze polecam przedstawicielom płci obojga…
nuty głowy: pomarańcza, cytryna, akord maliny
nuty serca: czerwony tymianek, akord wiciokrzewu, akord róży, liść gorzkiej pomarańczy
nuty bazy: akord skórzany, cedr, gwajak
twórca: Francois Demachy
rok premiery: 2014
moja ocena:
zapach: *****/ trwałość: ****/ projekcja: ****
Mark Birley Charles Street
Charles Street to chronologicznie drugie i ostatnie póki co pachnidło marki firmowanej przez brytyjskiego gentlemana Marka Birleya (o pierwszym – Mark Birley For Men – pisałem już swego czasu na blogu). W przypadku tej kompozycji, autorstwa Christiana Pescha, możemy mówić o kolejnej wariacji na temat Tuscan Leather, zrealizowanej jednak przy pomocy nieco innych środków, choć zasadnicza zbitka skóra/zamsz-tymianek-malina stanowiąca o sygnaturze tego akordu także tu jest obecna. Nuta malinowa jest wszakże zdecydowanie subtelniejsza, podobnie jak stępiona została ziołowa ostrość tymianku. Zapach Birleya wyróżnia się nutami kawy, bylicy i ziarna marchwi w otwarciu oraz naturalnie łączącego się z nią irysa w sercu, czego nie znajdziemy w innych „klonach” zapachu Toma Forda. Serce doprawiono tu szafranem, który stanowi niemal niezbędny element współczesnego zapachu skórzanego. Drzewno-skórzano-ambrowa baza dopełnia naprawdę dobrej całości.
Jak więc Charles Street wypada na tle Tuscan Leather? Jest mnie esencjonalny, nie tak wyrazisty, bardziej stonowany, mniej malinowy, a nawet mniej skórzany, bardziej zaś ambrowo-piżmowy. To taka spokojna, flegmatyczna, angielska wersja. Ma subtelniejszą moc i chyba też słabszą trwałość (ale pamiętajmy, że wspomniane perfumy Forda to pod tymi względami potęga). Przyznam, że w zestawieniu z protoplastą, czy jego podkręconą wersją w postaci La Yuquawam Pour Homme od Rasasi, wreszcie wyżej opisywaną, łagodniejszą, bardziej kolońską i bardziej elegancką wersją Acqua Di Parma zapach Marka Birleya wypada najsłabiej, ale… Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to kiepskie pachnidło. Absolutnie nie! Jest zdecydowanie warte uwagi (także cenowo wypada korzystnie, gdy zestawimy je z ceną Tuscan Leather, choć Rasasi zdaje się i tak wygrywa i jest wg mnie najlepszą alternatywą dla Forda).
Koniec końców byłbym jednak nie fair, gdybym nie polecił Charles Street, bo to naprawdę bardzo dobre współczesne, męskie perfumy skórzano-drzewno-ambrowe. A że wtórne i mające lepszych protoplastów? Cóż…
nuty głowy: bylica, kawa, gałka muszkatołowa, tymianek, ziarna marchwi
nuty serca: irys, jaśmin, kwiat pomarańczy, tuberoza, szafran, róża, konwalia, malina
nuty bazy: paczula, mech dębu, ambra, skóra, wanilia, piżmo
twórca: Christian Pesch
rok premiery: 2011
moja ocena:
zapach: ****/ trwałość: ****/ projekcja: ***