Ciekawość i potrzeba wciąż nowych wrażeń olfaktorycznych to immanentna cecha rasowego perfumo-maniaka. Czyż nie? To owa ciekawość każe regularnie przeglądać coraz zresztą bogatsze internetowe bazy danych perfum w poszukiwaniu intrygujących pachnideł. Czasem są to trudne do dostania białe kruki, czasem zapachy dostępne, choć w bardzo ograniczonej dystrybucji. Co mnie popycha do poszukiwań, prócz owej ciekawości? Chęć znalezienia zapachu męskiego, który byłby moim ideałem. Tyle, że taki zapach prawdopodobnie nie istnieje- tak w każdym razie czuję. Jednak wciąż go szukam.
Z tych właśnie przyczyn niedawno sięgnąłem po zapach ze wszech miar unikatowy. Mark Birley for Men. W przypadku takich pachnideł ważna jest – moim zdaniem – otoczka i historia ich powstania. Oto jakie informacje znajdziemy na oficjalnej stronie Marka Birleya:
Mark Birley – legendarny twórca klubu ANNABEL’S w Londynie – połączył swe siły z niejakim Pierre’m Bourdonem – twórcą zapachów dla YSL, Shiseido i Davidoff – w celu stworzenia doskonałej wody toaletowej: nowoczesnego męskiego zapachu który ucieleśniałby jakość i elegancję tradycyjnych wód toaletowych. Osiemnaście miesięcy i 180 prób zajęło przygotowanie tego zapachu, który na początku powstał z myślą o członkach klubu ANNABEL’s, jednak bardzo szybko zdobył serca szerszej publiczności i znalazł się w ofercie wiodących domów handlowych Anglii (Harrods w Londynie) i USA (Bergdorf Goodman w Nowym Yorku). Obecnie zapach ten jest sprzedawany jako perfumy niszowe, a jego dystrybucja jest ograniczona do USA, Anglii, Niemiec i Włoch.
Tyle oficjalne informacje. Nieoficjalnie natomiast można dowiedzieć się, że w procesie tworzenia tych perfum maczał swe palce niejaki Frederic Malle… Ekscytujące? Dla perfumo-maniaka owszem – i to bardzo. Wszak ten sam Malle zaledwie cztery lata później wystartował ze swą absolutnie unikatową high-endową kolekcją Editions de Parfums, do której dwa fenomenalne pachnidła popełnił właśnie Pierre Bourdon – żywa legenda pachnących molekuł. Wszystkie te informacje spowodowały, że musiałem sprawdzić, jak pachnie Mark Birley for Men. Celowo nie windowałem oczekiwań, choć podświadomie z pewnością były one wysokie…
Cztery przymiotniki nasuwają mi się same, gdy używam tego zapachu: dyskretny, elegancki, nowoczesny i niebanalny. Dwa inne z pewnością nie pasują, choć miałem obawy, że będą podstawowym opisującymi naturę tego zapachu: konserwatywny i retro. W istocie jest to nowoczesna, świeża woda toaletowa z pięknym hesperydowym otwarciem, w którym od razu wyczuwam coś charakterystycznego i nietypowego, przydającego całości wymiaru szorstkiego i przyprawowego – to prawdopodobnie nasiona marchwi. Zieleni w sercu w sposób niezwykle wyważony przydaje fiołek. Zapach dość wyraźnie ewoluuje i po ok. 4 godzinach (sprawdzałem wielokrotnie) wchodzi w fazę bazy, w której zupełnie niespodziewanie pojawia się całkiem donośna nuta kadzidła. Uwielbiam takie zaskakujące wolty (przypomina mi się Geranium Pour Monsieur z rzeczonej kolekcji Frederica Malle, rozpoczynające się tytułowym geranium i miętą, a finiszujące niebywale naturalnym kadzidłem). Na tym etapie zapach przestaje się zmieniać i trwa jeszcze ze 3 godziny stopniowo cichnąc.
Mark Birley for Men to pozornie cytrusowa woda toaletowa. Pozornie, bo przełamana została pikantnością ziarna marchwi i kadzidlano-drzewną bazą ze sporą ilością białych, czysto pachnących piżm. Nie znam podobnego zapachu, co już mówi samo za siebie. Dodatkowego smaczku dodaje wspomniane ziarno marchwi – składnik, który – choć rzadki w perfumach – zdaje się, że dołączył do moich ulubionych.
Jestem w stanie zaakceptować subtelność tej wody, bo pachnieć nią całkiem wyczuwalnie przez ok. 6 godzin to czysta i niekłamana przyjemność. Kolejne dwie godziny to gaśnięcie zapachu na skórze. By jednak osiągnąć ten efekt, Mark Birley for Men wymaga jednak obfitej aplikacji, co zresztą ułatwia bardzo dobrej jakości atomizer pozwalający różnicować dawkę od drobnych psiknięć po potężne chmury. Całości dopełnia prosty i męski flakon w kształcie sześcianu zwieńczony potężną, trochę – mam wrażenie – przerośniętą i ciężką zatyczką.
Czy oto znalazłem idealne perfumy męskie? Oczywiście, że nie. Znalazłem za to znakomitą i unikatową wodę toaletową dla mężczyzn. Tylko tyle? Nie – aż tyle. Indywidualista poszukujący perfum, które mają stać się jego unikatową zapachową sygnaturą powinien rozglądnąć się za flakonem Mark Birley for Men, nawet jeśli będzie to nieco trudne ze względu na jego ograniczoną dystrybucję. Moim zdaniem naprawdę warto.
P.S. W 2011 roku powstał drugi męski zapach tej marki – Charles Street. Współczesna kompozycja skórzana z wyraźną nutą maliny, opisywana jako doskonała alternatywa dla Tuscan Leather Toma Forda. Na dodatek podobno stworzył go ponownie Pierre Bourdon. Nie muszę chyba dodawać, że nie uwierzę, póki sam tego nie sprawdzę?
nuty głowy: bergamotka, cytryna, mandarynka
nuty serca: fiołek, nasiona marchwi
nuty bazy: cedr, drewno sandałowe, wetiwer, kadzidło, piżmo
twórca: Pierre Bourdon
rok wprowadzenia: 1996
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry
- projekcja: początkowo i w sercu średnia, w bazie subtelna, ale wyczywalna
- trwałość: 7-8 godzin
Dla mocniej zainteresowanych: oba zapachy Marka Birleya dostępne są w niemieckiej perfumerii internetowej Aus Liebe zum Duft.
Cudowny, świeży i przepysznie cytrusowy! Kocham tą wodę, choć jest bardzo nietrwała… Pachnie typową cytrynką, ponoć z dodatkiem piżma, ale mój nos tego nie łapie 🙂 Miałam też żel pod prysznic z tej serii i kąpiel była prawdziwym, przyjemnym orzeźwieniem. Znacie jakiś trwalszy odpowiednik w tym zapachu? Czytałam u kogoś, że DKNY ma werbenę, miał ktoś?
Mark Birley for Men jest na tyle unikatowy i wyrafinowany, że wg mnie trudno będzie znaleźć coś takiego, jak jego „trwalszy odpowiednik”. Moim zdaniem sprawę załatwia obfita aplikacja – sam stosuję i zapach wytrzymuje na mnie ok. 7 godzin, przy czym pierwsze 4 to prawdziwa rozkosz.
Kilkakrotnie przymierzałem się do zakupu próbki z Aus Liebe zum Duft i zawsze coś krzyżowało moje plany zakupy obu kompozycji M. Birleya. Czytałem już entuzjastyczne recenzje tej kompozycji, po Twojej przychodzi na nią jeszcze większa ochota. Także uwielbiam gwałtowne zmiany nuty przewodniej, a tutaj jeszcze kadzidło! Dziękuję za recenzję!
To jeden z tych pozornie typowych zapachów, które jednak kryją w sobie drugie dno. Dla mnie bomba. Gdybyś zdecydował się na zamówienie próbek z ALzD, chętnie podepnę się, o ile nie masz nic na przeciw – z kilkoma pozycjami (m.in. Charles Street właśnie). 🙂