Najnowszy, dziewiąty Opus kolekcji bibliotecznej Amouage (Library Collection) zainspirowany został operą Giuseppe Verdiego La Traviata, którą włoski kompozytor osnuł na kanwie powieści Aleksandra Dumasa Dama Kameliowa. Nie przez przypadek więc Opus IX zawiera w swym otwarciu akord kwiatu kamelii. Jest on czystym zapachowym abstraktem, stworzonym od podstaw wyobrażeniem tej woni, która w naturze… nie istnieje, bowiem kamelia nie pachnie. Ot taka perfumiarska sztuka dla sztuki.
Olfaktorycznie jako całość Opus IX to pierwszy zapach w tej niezwykłej kolekcji, który sprawia wrażenie wtórnego, a wręcz nosi znamiona autoplagiatu. Można też określić go eufemistycznie jako kontynuację bardzo oryginalnej, kwiatowo-drzewnej estetyki poprzedniego Opusu VIII. Niemniej aż takie podobieństwo obu pachnideł zaskakuje i dziwi. Może mieć ono związek z autorem kompozycji, którym – podobnie jak w przypadku Opus VIII – jest Pierre Negrin. Tym razem jednak współpracowała z nim Nathalie Lorson, która zastąpiła Richarda Herpina.
Opus IX otwiera się akordem kwiatowym początkowo zamaskowanym sporą ilością czarnego pieprzu. Po tym jak jego molekuły ulecą w powietrze, kwiatowa woń wyłania się na skórze w swej pełni. Jest jednak daleka od kwiatowości w potocznym perfumowym znaczeniu. Nie jest z pewnością typową, kojarzoną zwykle z perfumami dla kobiet. Opus IX jest bowiem – jak wszystkie Opusy – pachnidłem, które równie dobrze zaistnieje na kobiecej, co męskiej skórze. Domniemana kamelia połączona tu została z jaśminem, a ten wraz z drewnem gwajakowym prawdopodobnie w największym stopniu przyczynia się do wspomnianego wcześniej podobieństwa do Opusu VIII. Oba pachną dla mnie jak dwie różne wersje tego samego perfumiarskiego pomysłu. Czyżby Negrinowi skończyły się nowe idee? Oby nie. Osobliwy, suchy i gorzki aromat wraz z upływem czasu traci na i tak mało wyrazistej kwiatowości i staje się bezprecedensowo…. zwierzęcy. Tak jest. Tu tkwi zasadnicza różnica pomiędzy oboma Opusami. Nuty tzw. animalne nigdy dotąd nie były tak mocno obecne w żadnym Opusie i chyba w żadnym znanym mi zapachu Amouage. Odważne połączenie rzadko stosowanego w perfumerii wosku pszczelego z nutą skórzaną po czasie zostaje wzmocnione przez cywet, a wszystko to podbudowane zostało najprawdziwszą szara ambrą, która pozostaje na skórze najdłużej, budując zadziwiająco miękki, delikatny, zmysłowy, słodko-przytulny, piżmowy finisz tego zapachu, po tym gdy znikną już resztki fekalnego cywetu. A na to trzeba poczekać wiele godzin.
Opus IX jest oryginalnym pachnidłem kwiatowo-drzewno-zwierzęcym z akcentem na to ostatnie, jakkolwiek dziwnie to określenie zabrzmi. To zapach w swej treści i charakterze bezkompromisowy i wymagający, bardzo dobrej jakości, skierowany od konesera Christophera Chonga do koneserów perfum. Dochowuje wysokiego poziomu Library Collection, ale brak w nim świeżego pomysłu, no chyba że za ten przyjmiemy swobodne i obfite wypełnienie formuły nutami pochodzenia zwierzęcego. Bo to głównie to odróżnia go od moim zdaniem bardziej udanego Opusu VIII.
Wciąż są to jednak doskonałe perfumy, na poziomie – co nieraz już przy okazji pachnideł Amouage stwierdzałem – niedostępnym dla większości perfumowych marek.
nuty głowy: akord kamelii, czarny pieprz, jaśmin
nuty serca: drewno gwajakowe, wosk pszczeli, skóra
nuty głębi: szara ambra, wetiwer, cywet
twórca: Pierre Negrin i Nathalie Lorson
rok wprowadzenia: 2015
moja ocena:
zapach: *****/ trwałość: *****/ projekcja: *****