Etat Libre d’Orange – perfumy na nowo (7) – “Malaise of the 70’s″, „Charogne”, „Secretions Magnifiques”

W ostatnim wpisie dotyczącym absolutnie niezwykłych pachnideł niszowej marki Etat Libre d’Orange postanowiłem dozować wrażenia i napięcie. Rozpoczynam od „ciszy przed burzą”, czyli od dość nijakiego jak na standardy marki Malaise of the 70’s, by w drugiej kolejności powąchać padlinę (Charogne), a zakończyć cykl moimi wrażeniami nt. tego, jak pachną płyny ustrojowe wg Antoine’a Lie’a i jego Secretions Magnifique… Zaczynajmy więc.

Malaise of the 70’s czyli nic specjalnego…

… w wykonaniu Mathilde Bijaoui – podobnie jak Bijou Romantique tej samej autorki – niestety pozostawia mnie zupełnie obojętnym. Nie ma w tym zapachu rewolucyjnego ducha ELdO. Jest za to zwyczajność, zachowawczość, w sumie mizeria… Cytryna i pieprz. Później suszona śliwka i odrobina nut kwiatowych. Drzewna baza ze spora ilością Iso-E-Super. Wszystko to podane w sposób ograny, zwyczajny do bólu, innymi słowy – mainsteramowy. Tego typu pachnidła zasiedlają dzielnie i gęsto półeczki sieciowych perfumerii, krzycząc do zdezorientowanych klientów chwytliwymi nazwami, marketingowymi sloganami i kolorowymi flakonami. Wszystko po to, by przyciągnąć i przekonać do zakupu. Malaise of the 70’s nie przyciąga uwagi nawet flakonem… Pomyłka. Zupełnie niepotrzebna. Plotka głosi, że ten sam zapach firma wydała dwa lata wcześniej pod nazwą Sex Pistols. Można go było nabyć właśnie w sieciowych perfumeriach. Jeśli to prawda, to wszystko co opisałem wyżej, przestaje dziwić…

eldo malaise

głównie składniki: cytryna  czarny pieprz, suszona śliwka, elektryczne aldehydy, heliotrop, paczula, orcanox, skóra

nos: Mathilde Bijaoui

rok premiery: 2012

Charogne – ścierwo…

Mocna nazwa jak na pachnidło, oj mocna. Można by się spodziewać jakiegoś traumatycznego przeżycia olfaktorycznego. Poniekąd słusznie. Wbrew lakonicznej recenzji Luca Turina z jego Perfumes. The A-Z Guide, Charogne to coś więcej, niż tylko „przyjemny, ale mało interesujący akord przyprawowo-balsamiczny” (!). Taką „recenzję” można napisać bazując chyba jedynie na oficjalnym spisie nut podawanym przez producenta. Jak można nie zauważyć dominującej przez pierwsze godziny nuty lilii, z całym jej potężnym ładunkiem kojarzącego się jednoznacznie fekalnie indolu lub pokrewnego skatolu? Pojęcia nie mam. O to przecież właśnie chodzi w tej kompozycji! To czarny, zdechły kwiat. Padlina. Ścierwo, które – mimo w pewnym stopniu odrażającego charakteru – dziwnie przyciąga dzięki faktycznie przyprawowo-balsamicznej oprawie. Charogne to zapach kwiatowo-orientalny w doskonałym, przejmującym wydaniu. Jest jak olfaktoryczne epitafium. Czyż lilia nie jest kwiatem popularnym przy okazjach ostatnich pożegnań? Czyż to wszystko nie spina się tu „pięknie” w jedną koncepcyjną całość? Padlina, trup, ścierwo. Nuta fekaliów wpisana w naturę pogrzebowego kwiatu. Zapach przemijania. Ostatecznego rozwiązania, które czeka każdego z nas. Shyamala Maisondieu (małżonka Antoine’a) doskonale zrealizowała powierzony jej temat tworząc jedno z najmocniejszych w przekazie, najlepszych ale i jednocześnie najbardziej wymagających pachnideł Etat Libre d’Orange. Charogne to rzecz dla koneserów.

eldo charogne

głównie składniki: lilia, bergamotka, skóra, kardamon, imbir, ylang ylang, jaśmin, kadzidło, wanilia

nos: Shyamala Maisondieu

rok premiery: 2008

Secretions Magnifiques – czyli cudowne wydzieliny…

Metaliczny, aldehydowy, mleczny, fizjologiczny, słony. Na początku faktycznie odstręczający mdlącymi spermo-podobnymi aldehydami. Nieco później zadziwiający mocną metaliczną nutką krwi. Z czasem nabierający przyjaznej mleczności, by po kilku godzinach pachnieć już tylko którymś z popularnych syntetyków. Secretions Magnifiques – legendarne debiutanckie pachnidło Etat Libre d’Orange – miało szokować. Miało obrzydzać lub oczarowywać. Miało zapadać w pamięć, a wręcz zapisywać w pamięci nazwę marki. Bardzo mocny debiut marki Etienne de Swardta do dziś pozostaje jednym z najbardziej szokujących i głośnych zapachów niszowych. Antoine Lie poszedł w nim na całość. Skonstruował go w przeważającej ilości z syntetycznych aromamolekuł, które przyporządkował jednemu celowi – oddaniu pomysłu De Swardta na perfumy pachnące ludzkimi wydzielinami. Lie tą stylistykę kontynuuje dziś w zapachach robionych dla Blood Concept. Jeśli jednak ktoś miał do czynienia z Secretions Magnifiques, dla niego żaden z „krwawych” zapachów nie będzie już zaskoczeniem.  

sécrétions magnifiques

Secretions Magnifiques to prawdziwie awangardowe dzieło sztuki olfaltorycznej. Abstrakcyjny, nienaturalny byt, który wzbudza skrajne emocje odbiorców – niczym kontrowersyjny film, rzeźba czy malowidło. O tym zapachu się mówi, pisze, czyta. On jako pierwszy kojarzy się z Wolnym Stanem Pomarańczy. Słusznie. Jest niejako credo marki i jej najdalej posuniętym oraz najbardziej szokującym dziełem. Z mojego punktu widzenia nienadającym się do noszenia jako perfumy, niestety. Mimo że z upływem czasu zapach staje się nieco bardziej przyjazny niż w pierwszych kwadransach, to jednak nie potrafiłbym go nosić. Jego nuty po prostu mnie odpychają i nic na to nie poradzę. Przy tym potężna projekcja i bardzo solidna trwałość, które w tym konkretnym przypadku mogą stać się przyczyną udręki. Ale cieszę się, że mogłem go poznać. Wiem już przynajmniej, jak daleko można się w perfumerii posunąć i wciąż być komercyjnym. Bowiem wg Etat Libre d’Orange Secretions Magnifiques to podobno bestseller…

eldo secretions

głównie składniki: akord jodowy, akord adrenaliny, akord krwi, akord mleka, irys, kokos, drewno sandałowe, opoponax

nos: Antoine Lie

rok premiery: 2006

*    *    *

Po zapoznaniu się i opisaniu na blogu niemal wszystkich pachnideł Etat Libre d’Orange jedno mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem – warto było. Nie mam wątpliwości, że to jedna z najciekawszych i najbardziej odkrywczych oraz najodważniejszych marek współczesnej perfumerii. Proponuje pachnidła dla osób poszukujących, dla indywidualistów, outsiderów, wreszcie osób ceniących sobie pomysłowość i doskonałe wykonanie. Obok zapachów bazujących na tradycyjnych wzorcach (lawendowy Antiheros, szyprowy Je Suis Un Homme, wetiwerowy Fat Electrician, czy konwaliowe Don’t Get Me Wrong Baby…), znajdziemy przede wszystkim pachnidła współczesne, zwykle bardzo intrygujące i niesztampowo wykonane (Divine Enfant, Nombril Immense, Like This, The Afternoon of A Faun, Vraie Blonde, Noël au Balcon, Delicious Closet Queen, Dangerous Complicity, Bijou Romantique, Bendelirious, Eau de Protection, Malaise of the 70’s). Istotną częścią portfolio marki są pachnidła awangardowe (Rien, Tom of Finland, Vierges et Toreros, Eloge du Traitre, Fils de dieu, du riz des agrumes, Archives 69, Charogne) oraz olfaktoryczny eksperyment (Jasmin et Cigarette, Encens et Bubblegum, Secretions Magnifiques). Poznawanie ich po kolei to dla perfumowego entuzjasty prawdziwa frajda, której towarzyszy dziecięca wręcz radość obcowania z przysłowiowym „pudełkiem czekoladek”, z którego co rusz wyjmuje się inny smakołyk. Gwoli ścisłości dodam, że wszystkie te zapachy bez wyjątku mają świetną trwałość oraz dobrą lub bardzo dobrą projekcję (w zależności od typu). Niemal wszystkie robią wrażenie przemyślanych i dopracowanych. Gdybym miał wybrać swoich faworytów, to byłyby to (w kolejności przypadkowej):

Antiheros – za 100% lawendy w lawendzie bez wchodzenia do babcinej szafy;

Je Suis Un Homme – za wskrzeszenie tematu męskiego szypru we współczesnej oprawie,

Fat Electrician – za ciepły i głęboki wetiwer, sporo zawdzięczających wzorcowi od Givenchy;

Divine Enfant – za cudowny, podany nieco kulinarnie kwiat pomarańczy (a ja ten składnik wprost uwielbiam);

Nombril Immense – za paczulę i nuty balsamiczne czyli podobieństwo do Coromandel Chanela,

Eau de Protection – za niezwykle oryginalne i uniseksowe ujęcie róży połączonej z kadzidłem i kakao,

Rien – za bycie współczesną wersją Knize Ten (czyli skóra,  jakich mało),

Vierges et Toreros – za to, że Kouros nie jest już sam;

Eloge du Traitre – za bardzo męskie połączenie iglaków i wawrzynu w aromatyczną, wibrującą, zielono-pikantną całość,

Archives 69 – za zupełnie niecodzienne połączenie nut tworzących razem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem, a co jednocześnie intryguje, zachwyca i zastanawia, a przy tym doskonale sprawuje się na skórze.

2 uwagi do wpisu “Etat Libre d’Orange – perfumy na nowo (7) – “Malaise of the 70’s″, „Charogne”, „Secretions Magnifiques”

  1. Witam . Bardzo mnie za interesował ten wpis . Ciekawa koncepcja . Chciałem zapytać gdzie można próbki tych perfum nabyć ? Czy jakiś polski sklep prowadzi taką sprzedaż ? Pozdrawiam

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s