Moje spore oczekiwania wobec pierwszego w historii męskiego zapachu znanej z wyrobów skórzanych włoskiej manufaktury Bottega Veneta miały swoje racjonalne podstawy. Po pierwsze bardzo udany perfumowy debiut marki 2011 roku – przeznaczona dla pań woda perfumowana, przywołująca tradycję kobiecych kwiatowych szyprów, wzbogacona o akord skórzany, skomponowana przez samego mistrza Michaela Almiaraca. Po drugie – nad męską wersją pracował niezwykły duet absolutnie wybitnych perfumiarzy: Daniela Andrier (m.in. fenomenalne pachnidła dla Prady) i Antoine Maisondieu (m.in. zapachy dla Comme des Garcons, Burberry, Etat Libre d’Orange). Po trzecie składniki-nuty zapachowe, które zapowiadały świetną męską mieszankę: pieprz, szałwia, żywice iglaków, wreszcie główny bohater – skórzane labdanum. Czy więc mogło się nie udać?
Pierwsza minuta, może dwie – to solidne, mocne uderzenie kręcącego w nozdrzach pieprzu wzmacnianego przez esencję z jagód jałowca. Podoba mi się ten wstęp. Kilka minut później pojawia się miks delikatnych nut iglakowych ze słodkawym, zmysłowym, żywicznym labdanum, które jest nota bene głównym tematem tego zapachu. To ono połączone z będącą w tle paczulą i subtelnym akordem zamszowym tworzy bazę tego pachnidła.
Bottega Veneta PH to ładna, charakterystyczna, męska woń, niestety jednak bardzo delikatna i nietrwała, a raczej sprawiająca wrażenie nietrwałej. Dlaczego? Mam wrażenie, że coś jest nie tak z wyważeniem tego zapachu, z jego lotnością, a co za tym idzie projekcją i trwałością na mojej generalnie bardzo dobrze traktującej perfumy skórze. Czuję go dość wyraźnie przez maksymalnie 3 pierwsze kwadranse. Po jakiejś godzinie mam problem z doszukaniem się go na moim naskórku. Jednak nawet po kilku godzinach od aplikacji, pod warunkiem solidnego ogrzania skóry (np. intensywny wysiłek fizyczny), zapach powraca, odzywa się całkiem wyraźnie swoim sygnaturowym akordem bazowym. No ale chyba nie o to chodzi, prawda? Te perfumy zbyt szybko osiadają na skórze i trzeba sporego wysiłku (dosłownie), by je z niej ponownie unieść. Kto wie, może wiosną i latem BV PH zabrzmi donioślej i lepiej?
Troszkę dawać do myślenia może towarzystwo, w jakim pod szyldem Coty Prestige znalazły się perfumy Bottega Veneta: Adidas, Beyonce, CK, Guess, Hale Berry, Jennifer Lopez, JOOP!, Davidoff, Kylie Minoque, Lady Gaga, Pierre Cardin, Playboy, Tonino Lamborghini, Roberto Cavalli, ufff…. Czy mam wymieniać dalej? Nie piszę tego przez złośliwość, a jedynie po to, by zauważyć, że – podobnie jak współczesne perfumy wymienionych marek – tak i Bottega Veneta to massmarket, tyle że tu akurat podany w lepszym opakowaniu. Marketingowo aspirujący wyżej od tego, czym jest w istocie. Gdy go wącham, czuję przede wszystkim, zręcznie ukrywaną za niezłą kompozycją, taniość składników i całej receptury. Szkoda.
Naprawdę bardzo chciałem zachwycić się tym zapachem. Liczyłem przynajmniej na solidne męskie pachnidło. Gdyby popracowano nad charakterem, mocą, projekcją i trwałością tego zapachu, Bottega Veneta Pour Homme mógłby sięgnąć wyżyn, jakich Michael Almairac sięgnął w nieodżałowanym Gucci Pour Homme. Niestety tak się nie stało. Pachnidło o dużym, ale nieprawdopodobnie zmarnowanym potencjale. Wielka szkoda, bo flakon prezentuje się naprawdę obiecująco. Ja chyba jednak obiecywałem sobie po Bottega Veneta Pour Homme zbyt wiele….
nuty głowy: bergamotka, igły sosnowe, jałowiec
nuty serca: pieprz, szałwia, balsam jodłowy
nuty bazy: paczula, labdanum, skóra
twórca: Daniela Andrier/ Antoine Maisondieu
rok wprowadzenia: 2013
moja ocena:
- zapach: dobry-
- projekcja: początkowo średnia, później słaba
- trwałość: poniżej 6 h
Reguła się potwierdza- pod szyldem marki selektywnej nie znajdziemy już obiecywanej jakości.nawet Chanel kastruje swoje zapachy…
Niestety muszę się zgodzić… 😦
Ale kolega testował wodę toaletową. Ja mam butlę 90ml wody perfumowanej i trwałość oraz intensywność są zadowalające na skórze wyczuwalne przez 8-10 godzin. Laski pytają czym pachnę, więc zapach robi robotę.
mogłby być nieco lepszy
Niestety, na mojej skórze nie jest mistrzem trwałości. Jakość składników jednak za słaba, pozostaję przy wersji dla Pań – świetnie się trzyma męskiej skóry i jest o wiele ciekawsza.
Damska wersja na mnie także zrobiła dobre wrażenie.
Tu główny problem tkwi w kompozycji.Szałwia,labdanum,jałowiec,sosna to składniki które by dawać wrażenie zapachowe muszą być mocno rozcieńczone i osadzone na piżmie lub iso-e super lub ewentualnie ambrze.innego wyjścia nie widzę.to dlatego zapach jest mało nasycony i szybko niknie.gdyby naładowano go większą koncentracja niestety od razu z syropem na kaszel by się kojarzył w otwarciu i nikt by tego nie kupił.A tak jest nikły i słabiutki ale pachnie.
Ciekawa koncepcja. Wyraźnie czuję, że zapachowi brakuje tchu, projekcji, ogona. Tak jakby skomasowano zbyt wiele ciężkich ingrediencji.
To piękne perfumy owszem ich lotność mogła by być ciut lepsza ale i tak jest dobrze. Ja je na sobie czuje około 6/7 godzin ,po około 4 stają się bliskoskórne ale da sie je wyczuć. Ja tak mam z Euphorią Intens te perfumy bardzo mi się podobają ale pachną na mnie kruciutko a na innych są świetnie wyczówalne więc to ewidentnie wina mojej skóry , tak samo chyba jest u Ciebie z Bottegą
Wiedziony achami i ochami pobiegłem do Sephory celem nabycia BV. Wyszedłem … z Dior Eau Sauvage Extreme i wielkimi wyrzutami sumienia, że może nie potrafię docenić (poczuć) tego, czym zachwyciło się tak wielu blogerów. Recenzja dokładnie odzwierciedla moje odczucia odnośnie tego zapachu. Wobec mainstreamowej mizerii BV jest dobrym, ba – bardzo dobrym zapachem, ale ja nie tego szukam, wydzierając z budżetu 300-400 PLN na perfumy. Dziś moje dylematy wywietrzały (sic!), za co Autorowi dziękuję. I mój nowy stary, dobry Dior jakoś lepiej pachnie ;))
Nie ma jak klasyka, pod warunkiem, że dobrze zreformułowana. 🙂
Już pisałem, chyba u Piratha, że nie rozumiem fenomenu tego zapachu. Pirath się nim zachwycał. Ja nie potrafię. Po prostu. Parametry – zarówno trwałość, jak i projekcja bardzo mnie zawiodły. Z drugiej strony – tyle tu iglaków, a na mojej skórze zaledwie uwypukla się „leśny” akcent. Na mnie te perfumy to po prostu słodki syrop. Jakby na kaszel. I nie wiem co za to odpowiada – żywica labdanum? Nie mam pojęcia. Pan Maisondieu zaczerpnął pełną garścią z Armani Code. Dziwne, bo nie ma w Bottedze ani wanilii, ani tonki, ani drzewa gwajakowego. Mimo wszystko, czuję spore podobieństwo…
Cena – i mówię tu o cenie w sklepach internetowych – wg mnie jest za wysoka, co najmniej o połowę… Ten zapach jest wart jakieś 150 zł za 100 ml – na pewno nie więcej.
pierwsza była wersja kobieca, którą wbrew sobie pokochałam (jest niezwykle mocna, tak mocna, że czasem mnie przytłacza), później wywąchałam legere – nie umiem się do niej ustosunkować, bo wciąż uważąm to za zbyt krótką znajomość – ledwie póbeczka, później eau aromatique – które było mocnym, nieco drażniącym nos, ale uwodzącym akcentem, a później, z rozpędu bv ph. Myslałam, że będą czymś w rodzaju manifestu męskości, ale nie są. To po prostu pachnidełko, krótkotrwałe, monochromatyczne. Kojarzy mi się tylko z poprawianiem nastorju po kąpieli, przed pójściem spać- tak że czuć je tylko przy lekturze wieczornem ksiązki, ale gasną razem ze światłem. Szkoda.
Dzisiaj testowalem Bottega Veneta Pour Homme extreme. Musze przyznac, ze trwalosc jest znakomita, w porownaniu do Bottega Veneta Pour Homme. Nuty sa podobne (jak w panskiej recenzji). Niezly poziom, ale dla mnie to troche za malo. Moze troche za duzo tego Ginu. ktory jest dla mnie zbyt dominujacy i nieco plaski. Ale to tylko moje subiektywne odczucie, moze sie myle . Najbardziej mi sie podoba flakon (design). Pozdrawiam serdecznie
Muszę go koniecznie przetestować. W wersji edt czegoś mi brak. Zapach ma potencjał, ale nie do końca mnie przekonuje. Może więc extreme ma to „coś”…:)
Dzień dobry!
Posiadam próbkę BV Extreme, na forum oraz na „naszej” polskiej Fragrantice pozwoliłem sobie popełnić recenzję:
Testuję owy przybytek od dwóch dni i kilku godzin, muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Od razu powiem, że na samym początku po aplikacji na skórę miałem wrażenie, że to będzie zupełnie co innego, niż pierwowzór. Otwarcie bowiem to mocna, wyrazista skóra, momentami zahaczająca o smar silnikowy tudzież opony (motyw podobny do tego z Bvlgari Black albo Van Cleef&Arpels Midnight in Paris, ale pozbawiony słodyczy), w podstawowej wersji skóra była dla mnie niewyczuwalna. Skóra jest dla mnie motywem przewodnim tego zapachu i nutą dominującą. Drugą odznaczającą się nutą jest nuta leśna. Wg składu jest to jodła, ja nie potrafię stwierdzić, czy tak faktycznie jest, więc nazywam to nutą leśną. Jest dość autentyczna i bardzo mi się podoba, nieźle współgra z nutą skórzaną. W bazie czuję typowy dla fougere barber shop i nawet nie mam zamiaru analizować, co to za nuty.
Trwałość wynosi 10 h, projekcja jest dyskretna, „biurowa”, zapach nie narzuca się otoczeniu.
Jak na razie to dla mnie najlepszy zapach 2015 roku, ale wiele premier jeszcze przed nami i na takie nominacje jest co najmniej o 9 miesięcy za wcześnie. W każdym razie – świetny wypust, życzyłbym sobie więcej takich premier.