Jovoy Paris czyli krótka powtórka z niszy

Obcowanie z zapachami Jovoy Paris to prawdziwa frajda dla perfumisty. Dlaczego? Dużo znanych skądinąd nut, akordów i tematów, ale podanych w bardzo solidny, kompetentny, uroczy i przekonujący sposób. Pachnidła te bez wątpienia złożono z wysokiej jakości składników, w dużej mierze naturalnych. Testując poszczególne zapachy marki mam wrażenie, jakbym na nowo wchodził w świat perfumowej niszy. Niby przewąchałem już całkiem sporo (choć gdzie mi tam do pionierów perfumowego blogowania!), a jednak odnajduję w zapachach Jovoy jakąś niewytłumaczalną świeżość. I nie chodzi tu bynajmniej o świeżość rozumianą dosłownie (choć ta też niektóre z nich cechuje), ani też o jakąś szczególną pomysłowość (choć owszem są wyjątki). Raczej o wrażenie, że te pachnidła są świeżo zinterpretowanymi tematami, które od lat podejmują niszowe marki, poczynając od pionierów w postaci Diptyque, Serge’a Lutensa, L’Artisan Parfumeur czy Annick Goutal.

jovoy paris

To nie powinno dziwić, gdy już znajdziemy nieco informacji nt. Jovoy Paris. Była to efemeryczna marka perfumowa, którą w 1923 roku powołała do życia Blanche Arvoy. Zaraz po wydaniu czterech pachnideł przemianowała ją na Corday i pod tym brandem wydawała perfumy aż do początku lat 60-tych (zaraz po wybuchu II Wojny Światowej Arvoy przeniosła się z Paryża do Stanów Zjednoczonych, gdzie później Corday odniosło największe sukcesy). W 2006 roku siostra, brat oraz kuzyn Blanche Arvoy postanowili przywrócić markę Jovoy do życia. Pod kierownictwem niejakiego Francoisa Henina – wielkiego entuzjasty pachnideł – powstało najpierw siedem pachnideł na klasyczne tematy (Les 7 Parfums Capitaux).  Następnie w 2010 roku otworzył on w Paryżu – pod tą samą marką – perfumerię oferującą rzadkie, niszowe pachnidła. Miejsce to obecnie aspiruje do roli głównej i najważniejszej perfumerii niszowej i artystycznej w Paryżu. Stworzona i prowadzona przez prawdziwych miłośników perfum, oferująca niszowe i artystyczne marki. Nic więc dziwnego, że ich własna, zupełnie nowa linia perfum, zaprezentowana w 2011 roku, jest tak udana i stała się bliska miłośnikom niszy na całym świecie. Od niedawna zapachy wskrzeszonego Jovoy Paris można testować i nabyć także w warszawskiej perfumerii Quality Missala.

Z tego co zdążyłem się dowiedzieć, warsztatowym zapleczem dla Jovoy jest słynne Robertet – francuska firma znana z produkcji doskonałej jakości ingrediencji naturalnych, a także pozyskiwania z nich coraz szerzej stosowanych w perfumerii izolatów. Naturalną konsekwencją profilu firmy jest zatrudnianie doskonale wykwalifikowanych perfumiarzy, nie tylko po to, by oceniali jakość produkowanych substratów, ale by pracowali nad kompozycjami perfumeryjnymi na zamówienia zewnętrznych zleceniodawców, np. właśnie Jovoy Paris.

Dziś mam nie lada przyjemność opisania pięciu pachnących kompozycji Jovoy Paris, które okazały się na tyle udane i interesujące, że polecam je nie tylko znawcom niszy, ale także tym osobom, które chciałyby rozpocząć swoją fascynującą przygodę z perfumami niszowymi i artystycznymi. Te zapachy mogą być doskonałym i całkiem „bezbolesnym” wprowadzeniem w świat pachnideł niezwykłych, tematycznych, rozbudzających wyobraźnię, budzących prawdziwe emocje. Nie należą one do woni trudnych w odbiorze. Przeciwnie – są bardzo wdzięcznym materiałem do testów.

La Liturgie des Heures – Liturgia Godzin

Ukochany przez wielbicieli niszowych pachnideł temat kadzideł, tak niesamowicie i wielowymiarowo przedstawiony swego czasu przez Comme des Garcons (a także niezwykle twórczo rozwijany przez Oliviera Durbano), tu potraktowany został z arcymistrzowską inwencją. Powiem krótko – od pierwszych do ostatnich sekund trwania La Liturgie des Heures na skórze czuję, że to dzieło bardzo kompetentnie zrobione. Jacques Flori – odpowiedzialny m.in. za pachnidła marki Etro – to fachowiec pierwszej klasy. Połączył on kadzidło olibanum oraz mirrę z nutą iglakową (cyprys – tu niesamowicie naturalnie pachnąca esencja), uzyskując w ten sposób zapach zaskakująco lekki, świeży – mimo kadzidła przecież. Zrobił to w podobny sposób, jak Christopher Sheldrake w fantastycznym L’Eau Froide Serge’a Lutensa. Chłodna, lekko cytrusowa natura żywicy olibanum w sposób naturalny połączyła się tu z pinenami obecnymi w żywicy cyprysa, podobnie jak połączyła się z mentolem u Lutensa. W efekcie Liturgia pachnie bardzo wyraźnie i długo cyprysem, spod którego naprawdę leniwie wyłania się kadzidlane centrum, któremu ciepła dodaje labdanum. Perfumiarz utrwalił zapach piżmami, dzięki którym akord kadzidlano-żywiczny trwa na skórze przez długie godziny finiszując ciepłą, żywiczną wonią mirry. Mimo bardzo dosłownej nazwy, La Liturgie… to typ kadzidlaka wcale nie tak bliski liturgicznym skojarzeniom, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Poza tym to najjaśniejszy punkt opisywanej kolekcji Jovoy.

Jovoy Liturgie

nuty głowy: świeże, zielone, cyprys

nuty serca: kadzidło (olibanum), czystek (labdanum), mirra

nuty bazy: piżmo

twórca, rok: Jacques Flori, 2011

L’Enfant Terrible – orientalny niszowiec

Kompozycja znana już co do treści z dzieł m.in. Serge’a Lutensa (Feminite du Bois) czy Parfum d’Empire (Aziyade). W wykonaniu Jacquesa Flori’ego pięknie i harmonijnie zrównoważona (dużo lepiej niż wspomniane pachnidło Marca-Antonio Corticchiato), z idealnie dobranymi proporcjami przypraw (gałka, kolendra, kminek) i nut owocowych, w tym daktyla. Całość – nad którą w pierwszych kwadransach unosi się świeża, lekko mentolowa aura – zbudowana została na solidnym drewnianym rusztowaniu złożonym z esencji sandałowej i cedrowej. Dzięki piżmu woń nabrała głębi i spaja się pięknie oraz na długo ze skórą. Ewolucja zapachu jest dość ewidentna – od wibrującego przyprawami akordu głowy, przez akord serca suszonych owoców, aż po drzewną bazę. L’Enfant Terrible jest po idealnym niszowym zapachem z gatunku orientalno-drzewnego, a jego noszenie to czysta rozkosz. Doprawdy świetna rzecz. Zapach tak doskonały, że naprawdę nie ma się tu do czego przyczepić, no może poza tym, że to już było. Ale co z tego? Pięknych pachnideł nigdy dość. Wiem coś o tym! 🙂

jovoy L Enfant

nuty głowy: gałka muszkatołowa, kolendra, kminek

nuty serca: drzewo pomarańczowe, daktyle

nuty bazy: piżmo, sandałowiec, cedr

twórca, rok: Jacques Flori, 2011

Les Jeux sont Faits – mieszanka bardzo męskich aromatów…

Rozpoczyna go mocny, bogaty, wieloskładnikowy, zatykający dech akord, w którym obok dość oczywistych cytrusów wyczuwam nutę pachnącej lekko miodowo tabaki, czy raczej lekko wilgotnych liści szlachetnego tytoniu. Tu przyznam, że to jedna z najlepszych nut tytoniowych, jakie dotąd spotkałem. Otwarcie jest zaiste piękne i przez pierwsze kilkadziesiąt sekund kojarzy mi się z klimatami w typie klasycznego Dolce & Gabbana Pour Homme, ale to nie trwa długo. Już po kilku minutach zapach przeobraża się w bardziej niszowym kierunku, a wzbogacona kminem i suszonymi owocami (na wzór Arabie S. Lutensa) tabaka zaczyna grać pierwsze skrzypce. Ten centralny akord pachnie bardzo męsko, rzekłbym samczo i dość długo. Finisz to głównie słodkawo i skórzanie pachnące labdanum. Zapach zdecydowany, esencjonalny, ciepły i otulający, na którym unosi się tytoniowa aura. Idealny kandydat na męskiego towarzysza słotnych jesiennych dni, które już za pasem…

Jovoy Les Jeux

nuty głowy: angielski gin, dzięgiel, kandyzowane i suszone owoce, akord kubańskiego rumu

nuty serca: liście brązowej tabaki, kmin

nuty bazy: drewno sandałowe, labdanum, skóra, wanilia i paczula

twórca, rok: Dorothée Piot, 2012

Ambre Premier – ambra… po prostu ambra

Każda szanująca się kolekcja niszowej marki powinna zawierać zapach ambrowy. Piszę to z przymrużeniem oka, bowiem znam kilka kolekcji, które tematu ambrowego nie podjęły, a na miano szanujących się jak najbardziej zasługują. Ale trzeba przyznać, że Michèle Saramito postarał się, by Ambre Premier nie nudził, co wcale nie jest takie oczywiste. Temat bursztynu w perfumach został już wg mnie dawno temu wyeksploatowany, choć ambra w tym rozumieniu ma przecież szerokie grono wielbicieli. Tu dzięki wzbogaconemu w cytrusy intro oraz inkorporowaniu evergreena w postaci duetu róży i paczuli udało się uzyskać pewną żywość, wibrację. Musze dodać, że ja już gdzieś wąchałem taką „wariację molekuł”, nie pomnę jednak, cóż to było. Może i lepiej. Poza tym nie oszukujmy się – robiąc zapach ambrowy nie sposób mimo wszystko uniknąć ewidentnych powtórzeń i skojarzeń, podobnie jak to jest w przypadku eau de cologne. Mało jest z kolei tak niesamowitych przypadków gdy zapach ambrowy zachwyca unikatowością – ja na szybko kojarzę tylko trzy – Ambre Sultan S. Lutensa, Ambre Fetiche Annick Goutal (twórca: Isabelle Doyen) oraz L’Air du Desert Marrocain Andy’ego Tauera. Jeżeli ktoś lubi ten gatunek – będzie z Ambre Premier co najmniej zadowolony. Dla mnie to to po prostu kolejna ambra…

Jovoy-AmbroPremier-1

nuty głowy: akord cytrusowy, akord przypraw

nuty serca: róża

nuty bazy: paczula, ambra, wanilia

twórca, rok: Michèle Saramito, 2011

Private Label – dymny, wetiwerowy

Dla mnie wetyweria to typowy niszowy temat. Szczególnie gdy przedstawiony w sposób gęsty, dymny, lekko wilgotny – tak jak zrobił to swego czasu słynny Lorenzo z Florencji zwany Villoresim lub jak uczynili to rzymscy mistrzowie z Profvmvm w postaci Fumidusa czy amerykański duet D.S.&Durga w swym niebywale pięknym Cowboy Grass. Właśnie temu ostatniemu zapachowi najbliższy jest moim zdaniem Private Label. Piękne, nostalgiczne i mocno naturalne ujęcie esencji korzenia wetywerii, lekko dymne, lekko wilgotne, roślinne. Znajduję tu jego połącznie z innym składnikiem, który bardzo lubię – papirusem. To on dodaje tej suchej dymności, goryczki. Z kolei paczula przydaje egzotycznej, orientalnej – no dobrze – indyjskiej głębi. Umieszczenie w bazie labdanum dodatkowo wzmaga efekt skórzanej aury zapachu, zaś sandałowiec przytwierdza go do skóry na długie godziny. Piękny, snujący się, nieco wzniosły i tajemniczy zapach dla wielbicieli woni palonej, lekko nadgniłej jesiennej ściółki leśnej, do których ja absolutnie i bezwzględnie się zaliczam (tzn. nie palę (nic!), ale jak już ktoś pali, to i powącham chętnie…). Mam jednak jedno ale. Ogromna szkoda, że Private Label dużo lepiej pachnie na papierku testowym, niż na mojej skórze. Szczerze mówiąc naprawdę mnie to zmartwiło, ale cóż zrobić – widocznie nie jesteśmy sobie pisani.

Jovoy-PrivateLabel-2

nuty głowy: papirus, turzyca (absolut)

nuty serca: wetiwer, skóra, paczula

nuty bazy: czystek (labdanum), sandałowiec

twórca, rok: Cecile Zarokian, 2011

3 uwagi do wpisu “Jovoy Paris czyli krótka powtórka z niszy

  1. Warto kupić dla samego flakonu, dawno nie widziałem takich dopracowanych. Private Label kusi szczególnie mocno jeszcze ten opis.

  2. Privet Label to piękne perfumy,dla mnie nie są dymne lecz skórzane.otwierają się ciekawą wonią kleju z zakładu szewskiego( bardzo sugestywna ta woń),po chwili zapach mięknie i robi się przyjemnie skórzany…polecam obfitą aplikację- perfumy nie są zbyt „głośne” a użyte w dużej ilości na długie godziny otulają noszącą je osobę bardzo przyjemnym zapachem.po paru godzinach ujawnia się zmysłowa woń olejku sandałowego.polecam!

  3. Les Jeux sont Faits …podobają mi vie te kolejne akordy, może nawet bardzo….a La Liturgie des Heures – hmmm…liczyłem na coś a la O. Durbano- w rozumieniu piękna… ten cyprys i tu nie gra jakoś… Rock Crystal i B.Tourmaline – czekają juz na swoją pełnoflazkową wersje …

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s