Etat Libre d’Orange – perfumy na nowo (1) – „Nombril Immense”, „Divine Enfant”, „Rien”

Dziś kontynuuję zapowiedzianą tu, a rozpoczętą tu podróż przez niezwykłe pachnidła niezwykłej marki Etat Libre d’Orange. Każde z nich to malowane pachnącymi molekułami obrazki, często bardzo sugestywne.

Nombril Immense czyli ogrom pępka…

… jest historyjką o paczuli sparowanej z powinowatym wetiwerem i zanurzonej w niemal kulinarnym syropie, którego recepturę stanowią: balsamu Peru, opopopnax i ziarno marchwii. Wszystko to rozświetlone z początku bergamotką wieńczy zmysłowo-cielesna nuta ambrette seed (ketmii piżmowej). Nie potrafię oddzielić tego zapachu od skojarzeń czysto zmysłowych, a nawet erotycznych, z premedytacją wzmacnianych przez jego nazwę, czy – lepiej – tytuł. Natalie Feisthauer stworzyła tu pozbawioną pewnej charakterystycznej dla Chanela wzniosłości i wysublimowanej elegancji wersję Coromandela. Gdybym ten zapach wyobraził sobie jako wieczorową suknię od Chanel, to Nombril Immense byłoby założoną pod tą suknią zmysłową bielizną, zaś sama baza zapachu byłaby wonią kobiecej skóry. Uwielbiam Coromandel, więc siłą rzeczy podoba mi się Nombril Immense. Nawet bardzo. Czy muszę jeszcze dodawać, że to naprawdę śliczne, choć wcale nie koniecznie stricte kobiece perfumy?

bellybutton

głównie składniki: paczula, balsam Peru, wetiwer, absolut czarnego pieprzu, opoponax, bergamotka, ziarno marchwi, absolut z ketmii piżmowej

nos: Nathalie Feisthauer

rok premiery: 2006

Divine Enfant czyli boski dzieciak…

…. bo jaki zapach może lepiej kojarzyć się z cudownym, słodziutkim, kochanym bobasem, jeśli nie delikatna, słodkawa, nieco cielesna, ciepła i miękka jak aksamit woń kwiatu pomarańczy połączonego z apetyczną nutą ptasiego mleczka, skórą i piżmem? Antoine Lie właśnie tak skojarzył dzidzię, a kwiat pomarańczy ubrał w kilka dodatkowych, dość niecodziennych składników (m.in. kawa, tytoń) osiągając bardzo sugestywny efekt zapachu ciepłego ciałka niemowlaka. Nie jest to woń ciałka w sensie dosłownym. To raczej projekcja naszych skojarzeń i marzeń o tym, jak dzidziuś powinien pachnieć (bo przecież nie zawsze pachnie tak słodko, prawda?). Zapach jest subtelnie słodki, ciepły, powodujący uczucie komfortu i – zwyczajnie – wywołujący pełen miłości uśmiech, niczym widok śpiącego bobasa Wśród znanych mi pachnideł z dominantą orange flower Divine Enfant jawi się jako najcieplejsza, najspokojniejsza i najbardziej ujmująca swa białą niewinnością. Śliczna. 

Warto tu zacytować wyjątkowo udany tekst z materiałów reklamowych ELdO:

„Dziecko może zauroczyć i zdenerwować z tą samą bezwzględną energią. Uśmiech aniołka może ukrywać pragnienia demona. Po łagodnych górnych nutach kwiatu pomarańczy i ptasiego mleczka, (błogi) nastrój zostaje zakłócony niespodziewanym akordem kawy, skóry i zimnego tytoniu, przypominającym o nieprzespanych nocach. Mini tyrani narzucają swoje zachcianki, jednak jakże słodkimi, małymi potworkami one !”

dziecko

głównie składniki: kwiat pomarańczy, ptasie mleczko, róża, moka, skóra, ambra, piżmo, tytoń

nos: Antoine Lie

rok premiery: 2006

Rien czyli nic…

… a raczej dużo, dużo więcej. Żartobliwa nazwa wymyślona wg Etienne de Swardta po to, by na pytanie „Czym pachniesz” móc odpowiedzieć „Niczym”. A pytania z pewnością w przypadku tego zapachu mogą się pojawiać. Oto bowiem jedno z najmocniejszych i najbardziej wyrazistych pachnideł ELdO – współczesna, odważna i bezkompromisowa interpretacja zapachu skórzanego. Podobne ujecie tematu pojawia się w Tom of Finland tego samego autora, jednak w Rien skóra jest na pierwszym planie. Antoine Lie z rozmachem i zręcznością stosuje aldehydy, o czym przekonywał już niejednokrotnie (Odeur 73 dla Comme des Garons, nu_be [8O], Tom of Finland ELdO) nadając swym zapachom niecodziennego charakteru. Tak też jest i tym razem. 

Już od pierwszych sekund po naniesieniu na skórę wyraźnie wyczuwam współcześnie skórzany charakter zapachu. Otwarcie jest naprawdę mocne, zatykające dech sporą dawką aldehydów, które – przy współudziale czarnego pieprzu – unoszą w przestrzeń ociężałe z natury molekuły olibanum, labdanum i skóry. Całość pachnie nieco słodkawo i orientalnie, a głębi zapachowi dodaje mech dębu.  Inkorporowana w to wszystko bardzo zręcznie róża, której nie czuję w sposób ewidentny, ale gdzieś tam wewnątrz formuły jest ona obecna. Baza zapachu jest wręcz uzależniająca, z głównymi nutami wanilii i opium -jak to opisują materiały reklamowe ELdO.

Rien to pachnidło bardzo charakterystyczne, sygnaturowe, charyzmatyczne, nie do pomylenia z niczym innym. W jakimś sensie – jak wszystko, co proponuje ELdO i sam Antoine Lie – koncepcyjnie świeże i awangardowe. Czuć złożoność i wielowymiarowość kompozycji. Jest ona fascynująca i ekscytująca zarazem. Doprawdy świetny zapach uniseks, idealny dla osób poszukujących w perfumerii nowych doznań, a także dla zwolenników pachnideł skórzanych w typie Knize Ten,  A*Men Pure Leather T. Mugler, a nawet Tar Comme des Garons. Dla mnie jeden z najlepszych zapachów w obszernej ofercie ELdO i jednocześnie jedno z najlepszych dzieł Antoine Lie’a, jakie dotąd testowałem. Rien to wirtuozerskie arcydzieło współczesnej perfumerii.

ELdO Rien

głównie składniki:  kadzidło, róża, skóra, labdanum, mech dębu, paczula, ambra, kmin, czarny pieprz, aldehydy

nos: Antoine Lie

rok premiery: 2006

cdn.

3 uwagi do wpisu “Etat Libre d’Orange – perfumy na nowo (1) – „Nombril Immense”, „Divine Enfant”, „Rien”

  1. Rien.To jedna z tych kompozycji,którę hipnotyzują i uzależniają.Z drugiej strony,nie jest to zapach w którym możnaby wyskoczyć np.do klubu,czy na randke.
    Diabelnie mocna mikstura przy której nawet Amłaźe projektują cieniutko(dosłownie ułamek kropli i jedziesz 24h:-)
    Pachnidło do nurzania się w domowych pieleszach do dobrej książki;-)

  2. Mój pierwszy kontakt z ELdO … i w pierwszym kontakcie był szokiem. Pojawiło się hasło rozpoznawcze ” asfalt z cukrem” … pojawił się obraz panów w pomarańczowych kamizelkach, układających nowy plaster asfaltowej drogi. No nie mogłem długo. Po tygodniu było już odrobinę lepiej, choć ta słodycz wydawała mi się dość ” overdose ” … kolejny miesiąc poźniej zapach się jakby oswoił, przyjął. czy to jakaś forma syndromu sztokholmskiego .. głośno się zastanawiam, ale coraz bardziej m się podoba.

    1. Rien kiedyś także wydawał mi się trudny do przebrnięcia. Później testowałem Rien Intense Incense, który – wyobraź sobie – jest jeszcze mocniejszy, gęstszy i totalnie „overwhelming”i po prostu nawet jak dla mnie okazał się być ogólnie zbyt. Gdy po czasie wróciłem do klasyczne Rien – pokochałem go. Dziś traktuję go jako zapach neo-skórzany o doskonałych parametrach i wyrazistej sygnaturze, ale jedno zastrzeżenie – trzeba bardzo uważać z aplikacją. Bo to killer!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s