Niejaki Etienne de Swardt – twórca marki Etat Libre d’Orange – nie wziął się w świecie perfum znikąd. W 2006 roku, gdy tworzył swą firmę, miał już bagaż poważnych doświadczeń w branży. Jako dyrektor kreatywny w Parfums Givenchy Etienne obmyślał koncepcje nowych pachnideł marki. Poznał zagadnienia marketingu perfum oraz tajniki branży. Później pracował już na własny rachunek dla koncernu LVMH (Louis Vuitton & Moet Hennessy) jako konsultant ds. trendów. Jego zadaniem było dostarczanie nowych, ekscytujących i śmiałych pomysłów marketingowcom i perfumiarzom, tak by ci mogli wykorzystać je w swej pracy twórczej. Niestety, ku rozczarowaniu de Swardta, jego pomysły były z reguły odrzucane jako zbyt śmiałe (m.in. koncepcja pachnidła o nazwie Lucifer, z którego firma zrezygnowała po krótkim czasie). Ostatnim pomysłem, jaki w 1999 roku Etienne zaprezentował LMVH były perfumy dla psów o nazwie Eau (Oh) My Dog (a później także dla kotów – Eau (Oh) My Cat). Niestety jego żywot był identyczny z wieloma innymi ideami de Swardta. Twórca jednak nie poddał się i w 2000 roku odkupił pomysł od LMVH i zrealizował zapach dla psów. Niestety finansowo rzecz okazała się klapą. Jak wiadomo jednak, ludzi sukcesu cechuje upór i dążenie do celu bez względu na często niesprzyjające im okoliczności…
Etienne de Swardt podążając za swymi marzeniami postanowił w 2006 roku utworzyć galerię perfum pod oryginalną nazwą Etat Libre d’Orange (Wolny Stan Pomarańczy). Jako swoją misje przyjął sentencję: Le parfum est mort, vive le parfum! (Perfumy umarły, niech żyją perfumy!). Odtąd nic już nie było w branży perfum takie same. Będąc wreszcie „na swoim” de Swardt przystąpił do realizacji swych najbardziej niesamowitych olfaktorycznych koncepcji. By jednak mogły one materializować się w postaci wonnych płynów, musiał znaleźć wykonawców – perfumiarzy, którzy byliby na tyle utalentowani i zdolni, by ożywiać „odjechane” pomysły Etienna. Znalazł ich początkowo w osobach dwóch Antoine’ów: Lie i Maisondieu – absolutnie wybitnych i niekonwencjonalnych perfumiarzy o ogromnym doświadczeniu i gruntownym fachowym przygotowaniu. Później – w kolejnych jego projektach pod szyldem ELdO – brały udział także inne znane „nosy” (Christine Nagel, Mathilde Bijaoui, Shyamala Maisondieu, Violaine Collas, Nathalie Feisthauer, Ralf Schwieger, Cecile Matton). Etienne De Swardt – będąc osobą znaną w branży, ale i znającą prawa nią rządzące – od początku grał z klientami – odbiorcami swej sztuki – w otwarte karty, nie przypisując sobie autorstwa perfum ELdO, za to przedstawiając publice prawdziwych twórców. Zresztą – jak sam przyznaje – wielu perfumiarzy z radością wita zaproszenie do pracy dla ELdO, gdyż wolność twórcza, jaką im daje, jest czymś zupełnie przeciwnym do codzienności, w jakiej pracują w swych zapachowych korporacjach.
De Swardt podsuwa perfumiarzom tematy i wizje, później daje im absolutną wolność i nieograniczony dostęp do ingrediencji, po czym oczekuje rezultatów. Poza tym pisze coś na kształt króciutkich scenariuszy na temat poszczególnych perfum (oryginalna wersja briefu, który w wykonaniu De Swardta nabiera wręcz artystycznego wymiaru). Jako dyrektor artystyczny marki lubi opisywać swoją role jako autora tekstów do perfum Etat Libre d’Orange – analogicznie jak to jest w przypadku piosenek. Podkreśla, że jego styl udzielania się w pracach nad kolejnymi perfumami jest inny od powszechnie przyjętego w tego typu działalności (niszowe marki perfumeryjne). W dużo mniejszym stopniu kontroluje on kształtowanie się pachnideł, dając nieporównanie więcej swobody perfumiarzom, co z kolei ośmiela ich do realizacji często bardzo odważnych koncepcji zapachowych.
W ten sposób w ciągu 7 lat powstała jedna z najbardziej progresywnych, awangardowych, niekonwencjonalnych, odważnych i łamiących bariery kolekcji pachnideł, które same w sobie – choć czasem balansują na granicy – są od początku do końca doskonałymi dziełami perfumeryjnej sztuki użytkowej, które pomysłowością biją większość obecnej na rynku konkurencji. To przykłady współczesnej perfumerii, w której śmiało, a nawet brawurowo wykorzystywane są najnowsze osiągnięcia syntezy chemicznej i współczesne techniki pozyskiwania wonnych molekuł. Każdej kompozycji towarzyszy wymyślona historyjka, zabawna opowiastka, która mogła być briefem de Swardta przedstawionym perfumiarzom. Czasem ta historia przerasta sam zapach, który okazuje się być prostą, aczkolwiek zawsze solidną, kompozycją (lawendowy Antiheros, skórzany Je Suis un Homme, wetiwerowy Fat Electrician). Ale i to jest częścią pomarańczowego świata, który uwydatniają bardzo nietypowe i adekwatne do koncepcji marki nazwy perfum, z reguły w języku francuskim, niejednokrotnie podszyte skojarzeniami seksualnymi. Pełni obrazu dodają grafiki dedykowane każdemu zapachowi. De Swardt twierdzi, że od czasu do czasu jest gotów nawet poświęcić praktyczność danego pachnidła tylko dla realizacji swej wizji. Tak było w przypadku debiutanckiego i chyba wciąż najbardziej znanego (głównie ze swej kontrowersyjności) Secretions Magnifiques, które w 2006 roku popełnił Anotoine Lie. Pachnidło ewokujące woń ludzkich płynów ustrojowych (krew, pot, nasienie) dla wielu jest po prostu nie do zniesienia, dla innych stanowiąc chwalebny przykład przekraczania olfaktorycznych barier. Także kolejne perfumy – Jasmin Et Cigarette (Antoine Maisondieu) – stanowią dowód poszukiwań nowych zapachowych skojarzeń i środków wyrazu. Zestawienie dwóch tytułowych nut: jaśminu i tytoniu są osobliwą, bardzo francuska realizacją wizji kobiecości. Podobnie niecodzienne połączenie nut pochodzących z dwóch światów – gumy balonowej i kadzidła w Encens et Bubblegum czy przekorne i zabawne jednocześnie ochrzczenie jednego z najintensywniejszych zapachów w ofercie marki imieniem Rien (fr. Nic), by – gdy już zwróci czyjąś uwagę i ten zapyta: „czym pachniesz?” móc odpowiedzieć: „niczym”…
Niezwykle spójną i przemyślaną wizję marki De Swardt zawarł w swoistej i bezprecedensowej Deklaracji Niezależności, która opublikowana jest na stronie internetowej Etat Libre d’Orange. W sześciu punktach zamieścił założenia swej działalności: 1) wolność twórcza dla artystów-perfumiarzy, 2) ukierunkowanie na klientów poszukujących, indywidualistów, którzy poprzez niebanalne zapachy chcą wyrażać siebie, 3) bazowanie na najlepszych składnikach przekazywanych w ręce najwybitniejszych twórców, 4) prostota opakowań mająca podkreślać koncentrację na zapachu, a nie jego opakowaniu, 5) kreatywność i sugestywność zapachów, 6) perfumy jako indywidualne odkrycia i fragment większego przeżycia estetycznego.
Nie mam wątpliwości, że ELdO to marka proponująca obecnie najbardziej ekscytujące zapachy na świecie (z tych mi znanych). Jeżeli więc poszukujemy w perfumach niesztampowego pomysłu, prowokacji, radości, rubasznego poczucia humoru, negacji pretensjonalnego „nabzdyczenia” – tak częstego w perfumowej niszy, znajdziemy je wszystkie w Wolnym Stanie Pomarańczy.
Jak twierdzi de Swardt: „Nie jesteśmy po prostu marką perfumową, lecz autentycznym stanem umysłu, zabawy, emocji.”
Wkrótce na blogu nieco szerzej o samych zapachach ELdO.
intrygujace:):)
Owszem! 🙂