Długie zimowe wieczory upływają mi w zaiste cudownym otoczeniu mojej kochanej rodziny, trzaskającego w kominku drewna, zielonej herbaty, otaczających mnie zewsząd perfumowych próbek i flakonów oraz – wreszcie – zajmującej, choć chwilami trudnej (ze względu na literacki język) lektury książki The Perfume Lover: A Personal History of Scent autorstwa perfumowej krytyczki i bloggerki Denyse Beaulieu, do której z pewnością szerzej wrócę na blogu zaraz po jej zakończeniu. Co jest jednak istotne – ze względu na dzisiejszy wpis – to fakt, że książka osnuta została wokół niezwykłej historii powstawania perfum Seville a L’Aube L’Artisan Parfumeur i w sposób bezprecedensowy przedstawia metody pracy i osobę jednego z najwybitniejszych perfumiarzy naszych czasów – Bertranda Duchaufoura. W chwilach takich jak te, kiedy testuje stworzone przez niego najnowsze perfumy dla Majdy Bekkali, jestem skłonny wręcz intronizować go na króla współczesnych perfumiarzy. Znam już wiele jego pachnideł i ten artysta nie przestaje mnie zadziwiać i fascynować. Gdy wydaje się, że już niemal wszystko zostało w perfumerii powiedziane (w co oczywiście nie wierzę!), Duchaufour tworzy coś zupełnie nowego, unikatowego i niemającego precedensu. Ten owładnięty obsesją autoplagiatu perfekcjonista po raz kolejny przyprawił mnie o dreszcz emocji, a wszystko to za sprawą dwóch pachnideł zrobionych dla Majdy Bekkali – Fusion Sacree Elle i Fusion Sacree Lui.
Zacznę od kilku słów na temat samej Majdy Bekkali. Podobnie jak jej koledzy z branży – Fabrice Penot i Eddie Roschi, którzy zanim założyli Le Labo, pracowali nad zapachami dla Calvina Kleina, Majda przez dekadę pracowała jako tzw. fragrance developer dla różnych znanych w branży perfumowej marek. Ona także postanowiła uciec od marketingowych briefów i pachnideł dla mas i stworzyć własną, unikatową i artystyczną markę perfum. Jak sama twierdzi:
„Chciałam eksplorować inne obszary i pracować z cennymi esencjami, nad unikatowymi projektami, pozwalając mojej kreatywności szybować. Zapachowe rzeźby są tego efektem. Chciałam wnieść całkowicie nowy współczesny dynamizm do sztuki tworzenia perfum”.
I choć tego typu deklaracje można znaleźć dość często, to na podstawie testów dwóch najnowszych pachnideł marki (w tej chwili oferta obejmuje łącznie 5 kompozycji) mogę śmiało stwierdzić, że w przypadku Majdy Bekkali nie są one pozbawione podstaw.
W 2010 roku światło dzienne ujrzały pierwsze pachnidła, łączące w założeniu sztukę perfumeryjną z rzeźbą, pod nazwą Sculptures Olfactives. Niezwykłe zapachy zamykane są w niezwykłych flakonach opracowały perfumiarki Dorothée Piot (J’ai fait un reve (women)) i Marina Jung-Allegret (J’ai fait un reve (men)). W bieżącym roku dołączyła uniseksowa Mon nom est rouge autorki Cecile Zarokian, a ostatnio para zapachów Fusion Sacree – autorstwa Bertranda Duchaufoura. Dobrą wiadomością dla zainteresowanych będzie z pewnością fakt, że wszystkie zapachy Bekkali można przetestować i nabyć w warszawskiej perfumerii Quality Missala.
Fusion Sacree Elle
Zapach w którym doświadczyć można geniuszu Duchaufoura, mimo połączenia dużej liczby składników tworzy bardzo spójną i czytelną, pachnącą bardzo współcześnie, niesamowicie pełną, piękną, oryginalną, mocną i trwałą całość. Trudno zakwalifikować jednoznacznie Elle i to też jest charakterystyczne dla stylu Bertranda. Dzięki bukietowi białych kwiatów w sercu zapach ma elementy jednoznacznie kobiecego biało-kwiatowca, ale jego otwarcie to zapierająca dech w piersiach mieszanka soczystych cytrusów z ekstraktem z kawy (ekstrakcja dwutlenkiem węgla) oraz odświeżających zielonych nut czarnej porzeczki i rabarbaru. Całość pachnie po prostu niesamowicie apetycznie, soczyście i w pewien sposób świeżo, jednocześnie zmysłowo. Wmiksowanie w formułę ziaren kawy było posunięciem tyleż rzadkim, co genialnym. Dzięki kawie właśnie oraz wanilii i rzekomej nucie chleba tostowego Fusion Sacree Elle jest także zmysłowym zapachem gourmand, kulinarnym, wręcz smakowitym. W sercu ujawniają się wspomniane białe kwiaty, ale pozbawione organicznych woni indoli czy skatoli, za to ze słoną nutką ziaren selera. Niesamowite zestawienie i zaiste niebywale pachnące. Baza jest bardzo ciepła, waniliowo-benzoesowa lub – jak kto woli – po prostu ambrowa. Zapach dzięki swej ciepłej, zmysłowej aurze jest wprost idealny na obecną porę roku.
nuty głowy: kawa CO2, absolut z czarnej porzeczki, liście rabarbaru, nasiona kolendry, bergamotka i klementynka,
nuty serca: absolut z tuberozy, zapach chleba tostowego, kwiaty pomarańczy, gardenia, jaśmin, klon, mleczko figi, ylang-ylang, nuty selera,
nuty bazy: absolut z balsamu jodły, wanilia z Madagaskaru, benzoes rezinoidowy Tolu, piżmo, heliotrop, ambra, drzewo cedrowe, paczula
nos: Bertrand Duchaufour
rok premiery: 2012
Fusion Sacree Lui
Lui to zapachowy partner Elle i z pewnością tak został pomyślany. Jego analogiczna kulinarna zmysłowość oparta została początkowo na słodkich cytrusach, rumie i kawie (bardzo wyraźna słodka pomarańcza, piękna nuta rumowa oraz kawa we wstępie), a następnie uzupełniającej lukrecji, wanilii i karmelu. Całość została doprawiona kardamonem i goździkiem, ale i tu Duchaufour nie uciekł od ingrediencji kwiatowych (zmysłowa tuberoza w formie absolutu w akordzie serca), zaś bazie nadał stosownego drzewno-żywicznego „ciała”, w efekcie czego całość ma pełny, gęsty i esencjonalny charakter. Także i tu – właściwie od samego początku – pojawia się słona nuta ziaren selera, która dodaje całości niecodziennego charakteru, a pachnidło ewoluuje w kierunku ciepłej, balsamicznej i kulinarnej bazy, przez co – podobnie jak Elle – doskonale wpisuje się w obecną aurę.
Czuć więc wiele cech wspólnych obu kompozycji, bowiem zostały one w sposób zamierzony połączone poprzez charakter i niektóre składniki. Uważam zresztą, że ich podział na Elle i Lui nie ma większego sensu, bowiem oba pachnidła mają uniseksowy charakter. Kwiatowość Elle nigdy nie wchodzi w rejony zarezerwowane tradycyjnie dla obezwładniających mocą kobiecych pachnideł kwiatowych, a kulinarny charakter Lui pozycjonuje go z dala do męskich perfumowych klisz (przy czym fani Idole de Lubin, a nawet Adidas Active Bodies (!)) mogą zostać Lui urzeczeni. Ponad wszystko zaś oba zapachy są przykładami doskonałej i oryginalnej, a w pewnym zakresie także wizjonerskiej perfumiarskiej sztuki.
Brawo dla duetu Bekkali/ Duchaufour!
nuty głowy: rum, cytryna, seler, słodka pomarańcza, neroli, kardamon, lawenda, dawana, bergamotka.
nuty serca: biała kawa, absolut tuberozy, goździki, geranium.
nuty bazy: lukrecja, żywica benzoesowa, opoponaks, ambra, cedr, drzewo sandałowe, wanilia, karmel, piżmo,
nos: Bertrand Duchaufour
rok premiery: 2012
Brzmi smakowicie. Dziwię się, że przeoczyłem je ostatnio w Quality, a byłem kilka razy w celu testów nowości. Nowości Duchaufoura muszę skosztować i to w miarę szybko. Czy zbliżają się pomysłowością do Timbuktu i Dzonghki?
Nie są aż tak pomysłowe, jak Timbuktu czy Dzongkha, ale z pewnością intrygują i czuć w nich styl Bertranda.
Tak się składa, że nabyłem 50ml tego cudownego eliksiru. Wersja oczywiście Lui. Cena ok. 385zl w perfumerii stacjonarnej w Szczecinie.
Przez tydzień testowałem tam tylko zapachy niszowe, o najlepszych walorach użytecznych (trwałość, moc, kompozycja, projekcja). Moja skóra jest tak specyficzna i niełaskawa perfumom, nic się na niej nie trzyma… Niestety!!!Takie demony jak zielone Polo, A*men, Joop Homme czy dior Intense giną po 3 godzinach, i tak są bardzo bliskoskórne i słabo wyczuwalne. Nomen omen – może ktoś mi coś poradzi? SKórę mam normalną, na pewno nie suchą, odpowiednio o nią dbam, nawilżam, kremuję , balsamuję.
Stąd mój nacisk na Panie w perfumerii i tyle czasu tam spędzonego… Łącznie ok. 10 godzin przez 6 dni 😀 Globalnie na sobie przetestowałem (nie żałując i oszczędzając) ok. 8 zapachów, na blotterku i małych próbkach – kilkadziesiąt…
Do rzeczy.
Pierwszy niuch tej wody z papierka i już wiedziałem, że muszę ją mieć.
Modliłem się tylko, by była choć trochę trwałą, wyczuwalna i ogoniasta dla mnie i otoczenia.
Pryskając nadgarstek ok. godziny 16, po wieczornej kąpieli, zapach był dobrze wyczuwalny na drugi dzień rano. Sam nie mogłem uwierzyć. Sama kompozycja jak dla mnie sklada się z dwóch przeciwstawnych biegunów , sprzeczności. Kontrasty te jednak ściśle ze sobą współgrają i wypełniają się. Zapach jest taki słodko – dymno – żywiczny, intensywny, zmieniający się. To po prostu trzeba poczuć.
Nie umiem tak barwnie i przejrzyście opisywać zapachów jak autor tego bloga (pozdrowienia, tak trzymaj) stąd tyle chaosu w mojej wypowiedzi.
Przez moją półkę przewinęło się masę markowych zapachów (min. 150) jednak Fusion Sacree Lui będzie zawsze stało na moim podium. Razem z Deklaracją oraz Xeryus Rouge.Teraz poza podium wypadł Terre EDT.
Gorąco zachęcam do testów. To trzeba po prostu poczuć.
Serdecznie pozdrawiam czytelników i perfumoholików.
PS. Zapach Fusion Sacree Lui na blotterku trzyma się już ok. 5 dni i wciąż pachnie intensywnie.
A flaszka tej wody to kunszt i mistrzostwo świata.
DeusEx
Bardzo dziękuję za interesujący komentarz nt. Fusion Sacree. To rzeczywiście niezwykłe pachnidło i cieszy fakt, że znalazło kolejnego wielbiciela. Moja sugestia dla Ciebie to pójście w poszukiwaniach zapachowych (o ile chcesz je kontynuować) tropem twórcy tego zapachu – Bertranda Duchaufoura. Tworzy on pachnidła dla wielu marek niszowych (m.in. L’Artisan Parfumeur, The Different Company, Eau d’Italie)i niemal zawsze są to rzeczy zupełnie niesamowite. Fusion Sacree to doskonały przykład jego talentu do zestawiania czasem zupełnie przeciwstawnych nut w przepiękne pachnidło o oryginalnym charakterze.
Pozdrawiam.
fqjcior
PS. Deklaracja – to wciąż jedne z moich ulubionych męskich perfum…
Nie omieszkam zapytać sympatycznych Pań z mojej perfumerii o tego perfumiarza i „spróbować ” kilku jego dzieł.
Dla mnie trudno dobrać jakikolwiek zapach, z racji na parametry mojej skóry – nic się na niej nie trzyma (oprócz kilku wyjątków). To jest dla mnie straszna trauma…
Może macie jakieś swoje „domowe” sposoby na poprawę sytuacji?
A może jakieś typy na kolejne testy? Budżet do 800zł/100ml.
Ma być trwale i ogoniaście…
Niedawno testowałem za namową Pań z perfumerii M. MICALLEF Emir. Ponoć to jest rzeźnik nad rzeźniki jeżeli chodzi o projekcję i trwałość. Jest wręcz nachalny i bezczelny, wypełnia wszystko w promieniu kilkunastu metrów. Na mnie przygasał, przygasał i zgasł po 2 godzinach… Projekcja słaba i jak tu kupować perfumy za kilkaset złotych???!!!
To ja podpowiem sposób kobiecy. Należy posmarować perfumowane miejsca na ciele cienko wazeliną (bez zapachu oczywiście) i poperfumować. Tłuszcz utrwala zapach 😉 Dobrze to działa w tym zagłębieniu w dekolcie – wiecie 😉 Mężczyzna musi to jakoś inaczej wykombinować, ale pomysł naprawdę dobry. Możesz też perfumować ulubione ubrania – najlepiej zapach trzyma wełna. Moje ulubione Like This na skórze pachną dość krótko, na kaszmirowym szalu czuć po kilku miesiącach (serio).
Recenzja Fusion Sacree bardzo mi się podoba. Cieszy mnie pozytywna ocena tego zapachu – mnie zachwycił, ale spotkałam się ze wstrzemięźliwymi recenzjami. Mam wersję Elle, przymierzami się do Lui, tak zachęcająco zapach jest opisany. Pozdrawiam.