Mark Buxton to kolejna po Gezie Schoenie nietuzinkowa postać w galerii Thorstena Biehla. Niewątpliwa gwiazda perfumiarstwa, mająca na swym koncie bardzo wiele kompozycji designerskich (m.in. dla Givenchy, Salvador Dali, Jil Sander, Paco Rabanne, Cartier) oraz kilka absolutnie przełomowych perfum niszowych. Fanom niszy w perfumiarstwie Buxton bliski jest dzięki niezwykłym zapachom, które skomponował dla Comme des Garcons (pierwsze, klasyczne CdG EDP, później 2, 3, 2Man, White, kadzidlak Ouarzazate). Ma na swoim koncie także współpracę z niszowymi: Le Labo (Vetiver 46), Cale Fragranze d’ Autore (Roboris) oraz Six Scents (Teen Spirit). Ostatnio podczas targów Esxence w Mediolanie Mark promował swoją odświeżoną linię autorską Mark Buxton Perfumes. Styl Buxtona opisywany jest jako tajemniczy, prowokujący, wywrotowy; „miejska dżungla”, cokolwiek to oznacza…
Dla Biehl Parfumkunstwerke Buxton zrobił trzy pachnidła (mb01, mb02 i mb03), z czego pierwsze jest nowoczesną kobiecą kompozycją kwiatową, zaś pozostałe dwa, ze względu na swój uniseksowy charakter, postaram się opisać poniżej.
mb02 – czyli ładnie, ale bez żądła…
Zapach zielono-żywiczny, w którym skontrastowano dwa akordy: świeżo-zielony (z wiodącą nutą fiołkowego liścia podbitego bazylią) oraz ciepło-drzewno-żywiczny (labdanum, sandałowiec, jodła, benzoes). Koncepcja znana i często powtarzana we współczesnej perfumerii, szczególnie tej adresowanej do mężczyzn. Początkowo mb02 jest jakby wspomnieniem po Fahrenheit Diora pozbawionym genialnej nuty etyliny 95. Coś jak Riverside Drive Bond No. 9, tyle że w gorszym wydaniu. W miarę upływu czasu przeobraża się w coś, co kojarzy mi się z zeszłorocznym, bardzo dobrym Eau d’Ikar Sisleya, gdyby „tylko” pozbawić go fenomenalnego, musującego otwarcia i szorstkiej woni wyciągu z ziaren marchwi… W sumie o mb02 trudno mi napisać coś więcej ponad to, że jest to pachnidło bardzo dobrze zrobione, przyjemne i przyjazne. Nie znajduję w nim jednak nic, co by mnie poruszyło, zaintrygowało, o zachwycie nie wspominając. Ot kolejny przyzwoity zapach w niczym nie przewyższający kilku wspomnianych. Wręcz przeciwnie. A to jednak trochę zbyt mało, by zostać umieszczonym w tak szacownej kolekcji jak Biehl Parfumkunstwerke. mb02 to wg mojej oceny najsłabszy z trzech zapachów Buxtona, a także jeden z najmniej ekscytujących w ofercie Biehla w ogóle.
Nuty głowy: fiołek, bergamotka, magnolia, bazylia
Nuty serca: goździk, liście fiołka, irys, labdanum
Nuty bazy: drewno sandałowe, piżmo, balsam jodłowy, żywica benzoesowa
mb03 – czyli „Play it again, Sam”
Trzecia kompozycja Buxtona to dla kontrastu jego najciekawszy zapach w kolekcji i jeden z najlepszych w ofercie Biehl Parfumkunstwerke. A że niestety autoplagiat… Cóż – nie pierwszy raz w przypadku tego perfumiarza (przypomnę duet CdG 2Man i Le Labo Vetiver 46, czyli klasyczny przykład, jak sprzedać dwa razy ten sam towar…). Ale nic to. Zajmijmy się mb03.
Cóż takiego kryje się pod tym kryptonimem? Perfumy oparte na składniku, którego Buxton jest mistrzem, co już nie raz udowodnił. Kadzidło frankońskie. Olibanum. Składnik wyczuwalny tu od pierwszych sekund (mb03 to zapach o tyle nietypowy, że skomponowany bez klasycznych nut głowy, którymi z z reguły są w perfumach cytrusy, nuty zielone czy lekkie zioła lub przyprawy). Olibanum zostało tu sparowane z dość rzadko spotykanym składnikiem – rumiankiem. Ten ziołowo-kadzidlany duet stanowi trzon zapachu. Projekcji i wibracji przydaje niezawodny różowy pieprz, zaś głębi i lekkiej słodyczy – żywice: labdanum, elemi, styraks. Całości – wg opisu – dopełniają: sandałowiec, paczula i kaszmir (prawdopodobnie syntetyczny cashemran, którego sporą zawartość odnajdziemy choćby w Black Cashmere Donny Karan czy Gucci Pour Homme).
mb03 to zapach zaskakująco lekki, relaksujący i zupełnie nieprzytłaczający, zrobiony z mistrzowskim wyczuciem i umiarem. Z podobną, lekką i przyjemną interpretacją olibanum spotkałem się już niegdyś w Incense Matthew Williamsona.
By trochę zrównoważyć kiepskie wrażenie po mb02 przyznam, że mb03 pachnie naprawdę uroczo i jest jednym z najbardziej nienachalnych i noszalnych kadzidlaków olibanowych, jakie znam. Nutę frankońskiego kadzidła, tak dobrze znaną wszystkim bywalcom polskich katolickich świątyni, trudno wg mnie zastosować w sposób uciekający od tych – nie zawsze pozytywnych – skojarzeń. Ja osobiście mam z tym kłopot i dlatego nie posiadam nawet skromnych dekancików Avignon CdG, Cardinal Heeleya czy Full Incense Montale. W porównaniu do nich mb03 jest w swej kadzidlaności nieprzesadny, nieprzytłaczający, zrównoważony i – dla mnie – akceptowalny.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym na koniec nie dodał, że wg mnie mb03 to wzbogacona o rumianek kopia Ouarzazate z serii Incense CdG. Podobieństwo tych perfum nie może być dziełem przypadku. Jawi się raczej jako – eufemistycznie określając – wykorzystanie dwóch wariacji na temat tych samych perfum. Takie bynajmniej odnoszę wrażenie.
Ciekawskim polecam dokonanie testów porównawczych…
Nuty głowy: brak
Nuty serca: rumianek, różowy pieprz, elemi
Nuty bazy: labdanum, drewno kaszmirowe, styraks, ambra, olibanum, drewno sandałowe, paczula
cdn.
Co prawda nie na temat, ale…;)
http://www.fragrantica.com/perfume/Miraculum/Pani-Walewska-15711.html
Pozdrawiam
W końcu klasyk!
Próbka kadzidła Montale obrzydziła mi ten rodzaj perfum,mimo że bardzo je lubiłem nosić.długi męczący finisz zawierający jakieś syntetyczne molekuły spowodował,że drażnią mnie obecnie perfumy oparte o nutę kadzidła.wyjątek to Olibanum Profumum Roma,który jest wręcz świeży i jakby soczyście roślinny,nie drzewny.niestety jest nietrwały.
Jeszcze raz dzięki za interesujące opinie:)