Bond No. 9 New York – perfumowe fotografie metropolii (4)

Chez Bond (Downtown)

O tych perfumach sporo już zostało napisane, przede wszystkim w kontekście ich dużego podobieństwa do megahitu lat 80-tych i 90-tych – męskiego Cool Water Davidoffa. Rzeczywiście. Oba pachnidła dzielą te samą estetykę marine-fougere zapoczątkowaną przez New West Aramisa czy wspomniany Cool Water. Jednak pojawiąjące się wśród „perfumonautów” określenia, jakoby zapach Bond No. 9 był luksusową kopią wiekopomnego dzieła Pierre’a Bourdona jest wg mnie grubą przesadą. Chez Bond to kolejny przykład na perfumy tej marki, które w sposób jednoznaczny i w pewnym sensie nostalgiczny nawiązują do gatunków z przeszłości, jednocześnie nie będąc absolutnie ich kopiami.

Chez Bond rozpoczyna się połączeniem cytrusów i soczystych nut zielonych (liście herbaty, fiołka) na tle charakterystycznego, nieco syntetycznie pachnącego akordu opartego na aroma-molekule o detergentowo-kolońskim zapachu, znanej perfumistom pod nazwą dihydromyrcenol. Ten akord zaczyna dominować w sercu zapachu, gdy miejsca ustąpi mu wibrujący fiołek. 

Tu mała dygresja. Paradoks tej molekuły, która współtworzy akord zwany nierzadko morskim lub oceanicznym, polega na tym, że w wyniku niesamowitej wręcz popularności Cool Water i jemu podobnych pachnideł, zaczęto swego czasu stosować ją we wszelkiej maści detergentach, opatrując je nazwami typu ocean breeze, marine fresh itp. W ten sposób ten rodzaj zapachu stał się synonimem „morskiego”, totalnie spowszedniał i wręcz zużył się moralnie, a z nim także i perfumy, które dały temu wszystkiemu początek. Chez Bond jest próbą przywrócenia świetności tej woni – próbą wg mnie bardzo udaną, bo zapach ten broni się sam bez wsparcia legendami.

Baza zapachu skonstruowana jest tradycyjnie przy użyciu nut drzewnych i wetywerii i jest obiektywnie najmniej interesującym etapem tego zapachu. Całość jest aromatyczna, orzeźwiająca i ponadczasowo męska.

Nie będę ukrywał, że Chez Bond bardzo mi się spodobał i wylądował w moim prywatnym rankingu męskich Bondów po Bleecker Street, obok Wall Street Riverside Drive. Warto dodać, że Chez Bond ma świetną projekcję oraz zadowalająca trwałość.

nuty: cytrusy, zielone liście, nuty ziołowe herbaty, liście fiołka, wetiwer, drewno cedrowe, drewno sandałowe

nos: Robertet

rok premiery: 2003

moja ogólna ocena w skali 1-6: 5

Bond No. 9 Signature Perfume (Downtown)

Spotkanie Wschodu z Zachodem. Dubaju z Nowym Jorkiem. Przepiękna, orientalna, gęsta, „pachnąca złotem” kompozycja o bardzo wysokiej, bo aż 30% koncentracji esencji (przy standardowej u Bonda 20%), którą marka Bond No. 9 wybrała na swe sygnaturowe perfumy. Wyróżniają się mieniącym się złotem flakonem oraz ceną, która jest niemal 50% wyższa od i tak już nieniskich cen perfum tej marki.

Trzeba jednak przyznać, że sam zapach powala bogactwem, mocą, gęstością i orientalnym pięknem. Choć użyto tu kilku zaledwie składników, ale ich wysoka jakość i idealne proporcje nie podlegają tu kwestii. Signature Perfume to róża, mocno obecna przez pierwszy okres, okraszona rzekomo użytym z wyczuciem i umiarem oudowym ekstraktem (którego ja tu nie czuję), zanurzona w gęstej kąpieli odurzającego tonka i zmysłowych arabskich piżm. One to – gdy reszta już zniknie – pozostają na skórze przez długie godziny. Perfumy doskonałe w swym orientalnym gatunku i zdające się… nie mieć końca. Bardzo trwałe. Perfumy przez wielkie P.

nuty:  róża, ekstrakt oudu, tonka, piżmo

nos: bd.

rok premiery: 2009

moja ogólna ocena w skali 1-6: 5


Andy Warhol Silver Factory (Downtown)

Kolejny z zapachów Bond No. 9 oddający swoisty hołd Andy’emu Warholowi. Artysta ten otworzył w 1962 roku przy East 24th Street w Nowym Jorku swoją pracownie – studio nazwane The Factory, które ozdobił wewnątrz materiałami (foliami, farbami, lametą) i artykułami (np. balony, kawałki luster) w kolorze srebra. W tym studio w latach jego funkcjonowania (1962-68) Warhol pracował oraz… mocno imprezował z wieloma znanymi w tamtych czasach artystami (m.in. Mick Jagger, Salvador Dali, Bob Dylan). Miejsce to posłużyło za inspirację do stworzenia Andy Warhol Silver Factory – jednego z najciekawszych moim zdaniem pachnideł Bond No. 9.

Silver Factory – dzieło Aureliena Guicharda (syna Jeana Guicharda, mistrza i profesora perfumiarstwa, wieloletniego dyrektora szkoły perfumiarskiej przy Givaudan) – utrzymane jest w futurystycznej estetyce Comme des Garcons czy zapachów w typie M/Mink Byredo. Połączenie nut kadzidlanych z słodko-ambrowymi oraz kłączem irysa daje specyficzny, niby atramentowy, kaligraficzny efekt. Wąchając nieco bardziej analitycznie od pierwszych sekund po aplikacji kompozycja przykuwa uwagę prześlicznym akordem złożonym z kadzidła, żywic i miodowej ambry. Jednocześnie zapach otacza chłodna, jakby srebrna aura i lekko szorstka faktura, prawdopodobnie dzięki połączeniu olibanum, kłącza irysa z fiołkiem i jaśminem. Na mojej skórze z zapachem nie dzieje się zbyt wiele, poza tym że wraz z upływem czasu traci na swej żywicznej i ambrowo-miodowej naturze, stając się sucho kadzidlany w bazie. Ale nie da się go zapomnieć. Tak – Silver Factory to bezsprzecznie jeden z moich faworytów. Wyjątkowe i bardzo nowoczesne perfumy.

nuty: kadzidło, żywica, ambra, jaśmin, irys, fiołek

nos: Aurelien Guichard

rok premiery: 2007

moja ogólna ocena w skali 1-6: 5

cdn.

4 uwagi do wpisu “Bond No. 9 New York – perfumowe fotografie metropolii (4)

  1. Bond no.9 Signature to moje ulubione perfumy. Dzisiaj mam je na sobie pomieszane z Nouveau Bowery-polecam!!!

Dodaj komentarz