Pierre Guillaume Parfums – mała antologia perfum

Twórczością Pierre’a Guillaume’a opisywałem dotąd na Perfumowym blogu przy okazji pachnideł marki Phaedon Paris oraz – już nie istniejącej – Huitieme Art Parfums. Jak więc widać, obchodziłem Pierre’a niejako na około, gdyż obie marki nie są jego głównym dziełem, tym z którego jest najbardziej znany. Parfumerie Generale – bo o niej mowa – po wielu latach przemianowane na Pierre Guillaume Parfums – to sygnaturowa kolekcja tego twórcy, którego nie obawiam się nazwać artystą perfumiarzem z krwi i kości. O tym dlaczego – piszę na końcu artykułu.

Pierre Guillaume

Przyznam się szczerze, że – jako recenzenta perfum – od zawsze przytłaczał mnie ogrom pachnących dzieł Pierre’a (aktualnie w bazie portalu Fragrantica.com znajduje się ich 107!). Zadania nie ułatwiały kolejne wycofania i modyfikacje zapachów opisywane kodem numerycznym (analogicznym do tego, którego używają twórcy oprogramowania komputerowego). Mam naturalne tendencje do porządkowania, układania, kategoryzowania. Wobec oferty Guillaume’a zdawały się one natrafiać na nie lada orzech do zgryzienia… To przez lata odwodziło mnie od zabrania się za opisanie jego perfum. Ogromny zostaw próbek nabyłem kilka lat temu. Wstyd przyznać, ale leży do dziś na półce i się kurzy, a tymczasem część zawartych w nim zapachów została wycofana z oferty. Próbki są już na tyle stare, że nie odważę się pisać recenzji na ich podstawie. Ostatecznie zdecydowałem, że nie czuję się na siłach, by być samozwańczym przewodnikiem po przepastnym zapachowym wszechświecie Guillaume’a. Zamiast tego – na dobry początek – wybrałem na chybił trafił kilka zapachów z aktualnej oferty i podzielę się moimi na ich temat wrażeniami. Przy każdym podaję, z której kolekcji pochodzi.

Liqueur Charnelle (Black Collection) to mieszanka nut owocowych, drzewnych i przyprawowych połączonych z nutką tytoniu w sposób, który doskonale znamy z doskonałego i moim daniem trudnego do pobicia Spicebomb Victor & Rolf (autorstwa Oliviera Polge’a). Podobieństwo jest ewidentne, choć oczywiście nie mówimy tu o kopii. Raczej o własnej interpretacji popularnego tematu. Czy lepszej czy gorszej, to już pozostawiam każdemu do oceny.

główne nuty: przyprawy, akord koniaku, akord tytoniu, pudrowe nuty drzewne

Aquaysos (Black Collection) – z pewnością oryginalna zbitka nut zielono-owocowych (jagody Sansho) z sygnaturową dla Guillaume’a nutą gourmand: ziarnem kakao oraz nutami drzewnymi. Czymkolwiek są jagody Sansho, mój nos odbiera ich aromat jako zbliżony do używanej często we francuskiej perfumerii esencji z liścia czarnej porzeczki. Kakao stanowi intrygujące tło, ale jest w tym zapachu jeszcze coś, co stanowi dla mnie sporą zagadkę, którą – nie ukrywam – chciałbym rozwiązać. To prawdopodobnie ta drzewna nuta wymieniona w oficjalnym spisie, pachnie cały czas w tle zapachu, by na końcu wysunąć się na przód. Spotykam się z tym aromatem od czasu do czasu w pachnidłach i zawsze zwraca on moją uwagę (np. Creed Aventus for her, Hermes Eau de Citron Noir, a także Pierre Guillaume 22. DjHenne). Z pewnością syntetyczny, drzewny, nieco gryzący nozdrza, na swój sposób pikantny, ostry, wibrujący. To jeden z moich ulubionych składników perfum, którego nazwy jeszcze nie znam…

główne nuty: zielona, kakao, drzewna

11.2 Spicematic (Numbered Collection) – w zgodzie z nazwą zapach wypełniony przyprawami, ale mimo to zupełnie zaskakujący. Nie mówimy tu bowiem o pieprzu czy muszkatołowej gałce. Bohaterem zapachu jest szafran i to jego – przypominający w pierwszej chwili woń tworzywa sztucznego – podmuch wzmocniony miętą otwiera to pachnidło. Towarzyszy mu lekko owocowa i pikantna nuta imbiru. Bazę stanowi duet chłodnego kadzidła i syberyjskiej sosny. Kadziło podane w sposób bardzo odległy od religijnych konotacji. Spicematic to coś dla miłośników przypraw podanych w zupełnie inny, niż można by się spodziewać sposób.

główne nuty: szafran, imbir, mięta, kadzidło, sosna

11.2 Mecanique du Desir (Black Collection) – zaskakujące otwarcie, zdecydowanie niecodzienne i unikatowe. Zielono-owocowo-ziemiste, przy tym bardzo zrównoważone, przechodzące stopniowo w intensywne zielone fiołkowe serce, by finiszować suchym drewnem zmieszaną z syntetyczną ambrą. Całkiem spektakularne.

główne nuty: mandarynka, fiołek, ambra

12.1 Un Crime Exotique (Numbered Collection) – wedle dobrze poinformowanych źródeł zapach miał swoją premierę w 2006 roku w ramach Private Collection ówczesnej marki Parfumerie Generale. Następnie został wycofany, by w 2017 powrócić w nowym flakonie już pod marką Pierre Guillaume Parfums. 

Te fakty są o tyle istotne, że testując Un Crime Exotique nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Pierre inspirował się Tobacco Vanille Toma Forda. Jednak chronologia zdaje się temu przeczyć. Olivier Gillotin z pewnością już w 2006 roku pracował nad bestsellerem Toma Forda, ale premiera tegoż miała miejsce dopiero w 2007. Kto kogo więc zainspirował? A może tak podobne perfumy powstawały niemal równolegle zupełnie niezależnie? Tego z pewnością się nie dowiemy. W końcu perfumeria musi zachować w sobie choć trochę tajemnicy, mimo rzeszy dociekliwych blogerów od lat próbujących ją z tej tajemnicy odrzeć… 😉

Faktem jest duże podobieństwo obu zapachów. Łączy je kombinacja aromatu tytoniu w wydaniu lekkim, łatwy i przyjemnym z kulinarną słodyczą. Dzieło Guillaume nie jest wszakże identyczne. Jest mniej słodkie i w szczegółach różni się. Niewkluczone, że przy bliższym i dłuższym poznaniu te różnice uwydatniają się. Z pewnością warto dać mu szansę, szczególnie jeżeli jest się wielbicielem Tobacco Vanille i pachnideł tytoniowych w ogóle. Może okazać się interesującą alternatywą/ propozycją.

główne nuty: elemi, czarna herbata, piernik

Pierre Guillaume „wypłynął” w najlepszym dla perfumerii niszowej czasie. Lata 2000, a szczególnie ich początek/ połowa były czasem wielu debiutów na perfumeryjnej scenie niezależnej, które okazały się trwałe, a więc wartościowe.

Konkurencja była wówczas niewielka, rodząca się perfumowa blogosfera głodna nowości. Trzeba było produktu, którym perfumiarz dotarłby do świadomości rosnącej i jeszcze nienasyconej rzeszy perfumowych entuzjastów. Udało się to m.in. Andy Tauerowi (L’Air du Desert Marrocain), Alessandro Gaultieremu (Black Afgano) czy właśnie Pierre’owi Guillaume’owi. Jego 02 Coze zdobyło spory rozgłos także dzięki niestrudzonemu Luca Turinowi, który swymi recenzjami pomógł wielu niezależnym twórcom i do dziś pozostaje bestsellerem marki.

Anti-Blues (Confidental Collection) otwiera się wyjątkowo pięknym gęstym i intensywnym akordem gourmand złożonym z kakao/ czekolady, szafranu i kadzidła. Z czasem wyłania się wetyweria i paczula, które budują drzewny finisz. Dark gourmand – jak Guillaume określa ten gatunek – to estetyka, z której artysta zasłynął na początku swej kariery i której jest niewątpliwym mistrzem. W Anti-Blues po raz kolejny tego dowodzi. Anti-Blues pachnie unikatowo i bardzo interesująco, intensywnie, mrocznie i długo, zmieniając się na skórze wedle wyżej opisanego schematu. Ciekawe pachnidło.

główne nuty: kakao, szafran, kadzidło, wetyweria, paczula

Helioflora (White Collection) – reprezentant inspirowanej słońcem kolekcji białej, zapach kwiatowo-drzewny zbudowany z niecodziennych akordów: rabarbaru, budlei oraz czerwonego sandałowca. Delikatny, śliczny i świetlisty, lekko owocowy początek, przechodzący w lekkie, słoneczne kwiatowe serce oparte na subtelnej drzewnej bazie. Tyleż proste, co urocze.

główne nuty: rabarbar, budleja, czerwony sandałowiec

26 Isparta (Numbered Collection)turecka róża na zielono-drzewno-ziemistym tle. Esencji z królowej kwiatów towarzyszy niecodzienny akord złożony z czerwonych owoców, benzoiny, kalamusa i ambroxanu. Odpowiada on (oraz wg mnie także z umiarem użyta paczula) za charakterystyczny efekt przypominający nieco woń gleby nasyconej aromatem świeżo rozsypanych na niej i częściowo w nią „wdeptanych” owoców w rodzaju czerwonych jagód. Można też odebrać go jako pikantną różę, w które przyprawy mają jakby ziołowo-ziemisty charakter. W pewnych momentach mam z kolei wrażenie, że Guillaume nie pożałował tu cashmeranu, który także nadaje drzewno-ziemisty efekt. Zapach jest bardzo w stylu numerowanej kolekcji PG – prosty w konstrukcji, bazujący na jednym wiodącym i efektownym akordzie, bez fajerwerków, ale o intrygującym charakterze. To także jeden z najtrwalszych zapachów PG, jakie testowałem (przetrwał na mojej skórze całą noc aż do przedpołudnia!). Przy tym bardzo przyjemny i zdecydowanie uniseksowy (no ale to akurat dotyczy większości dzieł Guillaume’a). Szperając w zapachowej pamięci (i w mojej kolekcji) znalazłem tylko jedne perfumy o zbliżonym charakterze – genialne Declaration d’Un Soir Cartiera autorstwa Mathilde Laurent.

główne nuty: róża turecka, czerwone owoce, kalamus, benzoes, ambroxan

Mad About You (Black Collection) – kojarząca się z tytułem świetnej piosenki Stinga nazwa tego zapachu zaintrygowała mnie. Początkowo słodko-owocowy z nutką wiśni i lukrecji. Z czasem bardziej pudrowy i delikatnie zielony ze szminkową aurą nadawaną prawdopodobnie przez fiołek. Zapach zdecydowanie kobiecy, całkiem zmysłowy, oryginalny, plasujący się pod względem charakteru niedaleko Lipstick Rose Frederica Malle, choć bardziej kulinarny. Ciekawa propozycja w niebanalnej przecież ofercie Pierre’a Guillaume’a.

główne nuty: wiśnia, lukrecja, fiołek

Poudre de Riz (Black Collection)

Pachnidło zostało zainspirowane zdaniem pochodzącym z powieści „Piekło” Henri Barbusse (1908):

Powietrze w zamkniętym pomieszczeniu było ciężkie od mieszanki woni: mydła, pudru do twarzy i ostrego zapachu wody kolońskiej.

H. Barbusse

Rzeczywiście doświadczając tego aromatu można oczami wyobraźni zobaczyć opisane wyżej pomieszczenie i poszczególne składowe wypełniającej go woni. Ale abstrahując od tego Pudre de Riz pachnie jak połączenie klasycznego szypru (z elementami kolońskiej – czyli cytrusami) oraz „puchatego” kulinarnego, orientalnego tła. Jest zapachem wg mnie kobiecym i intrygującym, ze snującą się nieewidentną nutką retro. Tak jakby ktoś dodał 30% Aromatic Elixir do 30% Shalimar i doprawił taką całość 20% For Her Narciso Rodriguez. Może być doskonałym wprowadzeniem do królestwa legendarnych szyprów, a może być po prostu świetnym pachnidłem do codziennego użytku.

główne nuty: puder ryżowy, monoi, wanilia

Ten obszerny przegląd perfum Pierre’a Guillaume’a kończę przedstawicielem numerycznej kolekcji o wiele mówiącej nazwie Peau d’Ambre. Akord ambrowy to jeden z ulubionych akordów perfumiarskich. Każdy twórca ma niby na niego swój pomysł, ale zwykle efekt jest bardzo podobny i mało ekscytujący. Bursztynową monotonię dobrze jest czymś „złamać” i Guillaume właśnie to zrobił. Użył do tego celu konotacji skórzanych oraz kadzidła. W efekcie powstał orientalny zapach przykuwający uwagę zmysłowym i nieco połączeniem nutki iglakowej, szlachetnych żywic i frankońskiego kadzidła, które ujawnia się i wzmacnia swój mistyczny przekaz wraz z upływem czasu. Co prawda gdzieś już wcześniej coś podobnego wąchałem, ale…. może mniejsza o to.

główne nuty: kadzidło, balsam jodłowy, opoponax, benzoina 

Pierre Guillaume to – już od swego słynnego debiutu w 2005 roku (Coze) – perfumeryjny poszukiwacz i innowator unikający oklepanych zapachowych zbitek, poszukujący niecodziennych kombinacji składników i nut, dzięki którym uzyskuje w swych efekt zaskoczenia, buduje napięcia i wytwarza emocje. Nigdy jednak nie przekracza przy tym cienkiej linii, poza którą zapach drażni czy irytuje. Ma przy tym doskonałe wyczucie proporcji i świetny warsztat zbudowany na 15 latach doświadczeń. Pozycję w perfumowym świecie ma więc ugruntowaną.

Opisuje – bardzo trafnie – swe perfumy jako: „współczesne, innowatorskie, poetyckie i noszalne”.

Mimo upływu czasu zdaje się nie tracić świeżości i wciąż emanuje nowymi pomysłami, zaskakując kolejnymi interesującymi aromatami. Efekt świeżości, odkrywczości i zaskoczenia zdaje się być u niego czasem ważniejszy, niż pachnidło jako całość. Prawdopodobnie z tego powodu niektóre jego perfumy (spora ich część spośród tych, które miałem okazję dotąd poznać) mnie nieco rozczarowują tym, w jaki sposób rozwijają się na mojej skórze lub zbyt szybko na niej cichną, generalnie będąc raczej wstrzemięźliwymi, gdy chodzi o moc i projekcję. Ale taki jest zapachowy świat Guillaume’a, wielobarwny, zaskakujący, pełen niespodziewanych kontrastów, przy tym raczej pastelowy i bywa, że ulotny. A jednak – sądząc po powodzeniu marki – jego produkty znajdują wielu wielbicieli. Takie jest prawo artysty, jakim niewątpliwie jest Guillaume – że albo się jego dzieła akceptuje (i kupuje) albo… szuka się gdzie indziej…

2 uwagi do wpisu “Pierre Guillaume Parfums – mała antologia perfum

  1. „ale jest w tym zapachu jeszcze coś, co stanowi dla mnie sporą zagadkę, którą – nie ukrywam – chciałbym rozwiązać.”
    To norlimbanol.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s