Olivier Durbano – tam, gdzie nie dochodzi światło: „Pyrit Ana Tra” i „SpeM PetraM”

Nie ma chyba bardziej uduchowionej postaci w perfumerii od Oliviera Durbano. Nie ma też chyba bardziej przepełnionej magią, tajemnicą i znaczeniami kolekcji perfum od tych od Oliviera Durbano. Nie ma. Nie „chyba”. Na pewno.

Olivier Durbano

Premierami zapachów Oliviera Durbano można by odmierzać czas. Są regularne jak zegarek. Nie było od 2005 roku, żeby artysta nie zaserwował nowego pachnidła. To już 15 lat. Jakże piękna tradycja!

W 2018 roku Olivier zaskoczył swoich fanów zmianą kształtu flakonu. Charakterystyczny, ascetycznie zdobiony grafiką sześcian z pływającymi na dnie kulkami wykonanymi ze szlachetnych kamieni zastąpił zdecydowanie bardziej popularny w perfumerii walec. Jak wszystko w twórczości Oliviera także i to ma symboliczny charakter. W ten sposób twórca zakończył ukochany przez perfumowych entuzjastów cykl Parfums et Pierres Poemes i rozpoczął nowy rozdział zatytułowany One Alchemy Collection, w którym motyw kamienia wciąż gra istotną rolę, choć nowe pachnidła nie są już inspirowane konkretnymi szlachetnymi kamieniami, tak jak to było dotąd.

„Skrzydlaty anioł, miękki i lekki jak światło. Między złotem i srebrem, słońcem i księżycem, widzialnym i niewidocznym. Harmonia trzynastu cnót i mocy. Potęga pięciu zmysłów – duchowych, nieuchwytnych. Żywiczny taniec mastyksu. Głęboki ton oudu, skrywającego tajemnice. Mistyczny papirus. Brzask i krzyk”.

Olivier Durbano

Tak Mistrz mówi o Pyrit Ana Tra, zapachu, który swą premierę miał w 2018 roku podczas – jak to zwykle bywa w przypadku Oliviera – florenckich targów Pitti Fragranza. Zdradza nam wiodące zapachowe nuty. Żywicę mastyks, oudowe drewno i papirus.

Praktycznie od pierwszych sekund objawia się drzewno-żywiczna natura tego zapachu. Z początkowej rozedrganej i nieco chaotycznej mikstury nut po kilku minutach wylania się mastyksowy trzon wzmocniony natychmiast wyczuwalnym cypriolem (papirusem). Otoczony kminem i lukrecją (choć jej słodka obecność jest zaledwie zasygnalizowana), połączony z zielonym galbanum i dymną brzozą oraz oudem, osadzony został na ciepłej ambrowo-piżmowej bazie.

Pyrit Ana Tra pachnie nieco zielono, nieco kwaskowo, ale przede wszystkim drzewnie i żywicznie. Im głębiej w ten las, tym drzewa są bardziej suche, zwęglone i pokryte pyłem – wspomnieniem pożogi, która strawiła ten las dawno temu, tyle że zdążył już częściowo się zregenerować i pokryć mchem. Jak zwykle w przypadku olfaktorycznych wizji Oliviera mamy do czynienia nie tylko z perfumami, ale także z tajemniczą i fascynująca zapachową przygodą.

Pod względem charakteru podłączyłbym Pyrit Ana Tra do grupy żywicznych i niekadzidlanych dzieł Oliviera – Lapis Philosophorum, Labradorite czy nawet – choć chyba w najmniejszym stopniu – Citrine. To akurat ta mniej przeze mnie preferowana część kolekcji. Nie znaczy to, że Pyrit mnie rozczarował. Jest bardzo „durbanowski”, 100% niszowy i 100% artystyczny pod względem swojej treści. Czuć, że artysta poszukuje, ale też nie wychodzi poza charakterystyczną dla siebie estetykę. W przypadku Pyrit chyba jednak nieco zaniedbał kwestię performance. Zapach jest raczej przyskórny i – jak na moje gusta – zbyt delikatny, co oczywiście dla innych może być zaletą. Nie należy też do perfumowych „freaków” i chyba nawet przez niezaawansowanych odbiorców może zostać uznany za całkiem przyjemny.

Nuty głowy: petit grain, neroli, lukrecja, kminek

Nuty serca: mastyks, oud (żywica agarowa), brzoza, galbanum, cypriol (nagarmotha)

Nuty bazy: szara ambra, tytoń, piżmo

rok premiery: 2018

nos: Olivier Durbano

moja ocena: zapach: 4,0/ trwałość: 4,0/ projekcja: 3,5->3,0

Konsekwentnie w zeszłym roku Mistrz zaprezentował SpaM PetraM. Premierze towarzyszył napisany przez Olivier wiersz. Jak wszystko, co wychodzi z jego niezwykłego artystycznego umysłu – mistyczny i pełen symboli. Zacytujmy fragment:

SpeM PetraM.
Bezcenna esencja człowieczeństwa,
ofiarowana, przyjęta.
Krople kadzidła jak łzy radości.

Berło miłości rzucone w niebiosa,
poza horyzont.
Puchar wypełniony po brzegi
najlepszą esencją narodu.

Płynne złoto szaleńczo lśni, płynie…

Bogini Nadziei,
kocham cię!
Zmień się teraz
w Bóstwo Miłości!

SpeM PetraM.

Od złota głupców
do kamienia nadziei.

Olivier Durbano

W tekście powraca motyw kamienia, najważniejszego materiału dla Oliviera, będącego przecież przede wszystkim twórcą niezwykłych kamiennych naszyjników. Jest mowa o złocie, którego odbiciem w perfumach jest bardzo często najdroższa z przypraw – szafran, obecna w SpeM PetraM, a jakże! Powraca także kadzidło. Ta informacja ucieszyć powinna wszystkich fanów Oliviera, w tym mnie, gdyż to właśnie za umieszczanie kadzidła w kolejnych swoich pachnidłach, kochają go najbardziej.

Intro jest naprawdę niecodzienne, mocno terpenowe i jednocześnie roślinne. Odżywają skojarzenia z pastą do butów lub pastą do podłóg. Ale jest w tym aromacie jakaś nieco dysonansowa, sfermentowana i poniekąd drażniąca nuta. Wspomniane kadzidło odnajdziemy tu w postaci nie tyle dymnej, ile żywicznej, o bardzo specyficznym, kojarzącym się nieco sakralnie charakterze. To kadzidło zmacerowane w stęchłych deskach podłogowych starej kaplicy. Z czasem zapach nabiera więcej drzewności, a kadzidlana nuta staje się mnie wyraźna. Zaczyna dominować – trzeba przyznać – trwała i nieco hipnotyzująca nuta drzewno-terpenowa. To z pewnością wymagający i bezkompromisowy zapach. Kto wie, czy nie najtrudniejszy z całej durbanowskiej kolekcji.

Nuty głowy: kadzidło frankońskie (olibanum), cynamon, wawrzyn, szafran

Nuty serca: balsam jodłowy, drewno cabreuva, róża damasceńska

Nuty bazy: nard (jatamansi), piżmo, cedr

rok premiery: 2019

nos: Olivier Durbano

moja ocena: zapach: 4,0/ trwałość: 5,0/ projekcja: 4,0->3,5

Testując ostatnie dwa dzieła Oliviera mam pewne wątpliwości. Nie jestem pewien, czy nie ugrzązł on w ślepym kamienno-kadzidlano-drzewno-mistycznym zaułku, w którym nie ma światła i nadziei, jest tylko wilgoć, zmurszałe deski, mokre kamienie i mrok. Trochę mi tęskno do estetyki lazurowego Turquoise, kadzidlanej i ciepłej róży Pink Quartz, niezwykłego owocowo-kadzidlanego (!) Amethyst czy skrzącego się słońcem Heliotrope. Mam pełną świadomość, że Olivier to jeden z niewielu twórców perfum (obok. m.in. Alessandro Gualtieriego czy Andy Tauera), który traktuje ich tworzenie jako sztukę, nie stosując kryterium komercyjnego podczas dokonywania twórczych wyborów. Albo więc podążamy za wizją artysty, albo pozostajemy na uboczu. Przydało by się jednak więcej światła i nadziei w jego perfumach, szczególnie w tych mrocznych pandemicznych czasach. Być może Olivier pracuje teraz nad kolejnym zapachem. Być może. Być może chce, by było ono właśnie takie – nadające otuchy i pozytywnej energii. Być może. Być może wkrótce się o tym przekonamy. Być może…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s