Kilka lat temu bardzo entuzjastycznie oceniłem Agarwoud Jamesa Heeleya. Dziś podpisałbym się pod moją opinią obiema rękami. Zamiast tego wolę jednak obiema rękami napisać kilka zdań o innym zapachu tej marki, który również zawiera słynny i ulubiony przez mnie oud z Laosu, i który zasługuje na nie mniejszy zachwyt.
Phoenicia to pachnidło z 2015 roku umieszczone w kolekcji ekstraktów perfumowych Jamesa Heeleya. Znany z Agarwoud – gdzie towarzyszył róży – laotański oud jest tu tym razem otoczony subtelnymi nutami suszonych owoców oraz kadzidłem, labdanum i rozmaitymi esencjami drzewnymi: sandałowcem, wetywerią, cedrem, brzozą.
To brzoza właśnie o w połączeniu z kadzidłem i oudem oraz wetywerią stanowią moim zdaniem o unikalnym, nieco dymnym i drzewnym charakterze tego niezwykłego pachnidła. Przypominać ono nieco może Black Tourmaline Oliviera Durbano, ale inaczej rozłożone są tu akcenty – więcej oudu, drewna w ogóle i kadzidła, a mniej wędzonego dymu, a przy tym bardzo ostrożna projekcja.
Co interesujące, mimo sporej liczby różnych składników o podobnej naturze, zapach jest bardzo przejrzysty, a żadna nuta indywidualnie nie dominuje – poza – co oczywiste – oudem lub – szerzej – akordem drzewnym z oudem na czele. Phoenicia ma niemal linearny charakter, poza subtelnie owocowym początkiem, w zasadzie trwa jako drzewno-kadzidlany akord, przy czym z czasem wyraźniej brzmi kadzidło, dzięki dodatkom drzewnym nie popadające jednak w religijny klimat.
Można Fenicję nosić nie tylko solo, ale również z powodzeniem łączyć ją z innymi perfumami, dodając tym samym nowego, intrygującego drzewno-kadzidlanego wymiaru. Szczególnie zapachy z różą w dominancie w naturalny sposób doskonale połączą się z Fenicją, ale przecież nie tylko. Można dowolnie eksperymentować, choć ja osoboście wolę niczym nie zakłócać tego wyjątkowego aromatu.
Phoenicia jest – jak wszystkie zapachy Heeleya – do perfekcji wyważona, a przy tym bardzo elegancka.
To oud podany z ogromnym smakiem, bez zbędnych ozdobników, ale w sposób natychmiast akceptowalny. Obecny na skórze w formie intensywnego ekstraktu emanuje z niej subtelną, ale obecną strużką, tworzącą zagadkowy i intrygujący akcent. Wspaniały przykład współczesnej perfumerii zachodniej, zainspirowanej orientalnym aromatem i przedstawionej w bardzo przyjazny, a jednocześnie pełen klasy i wyrafinowania sposób.
Brawo Heeley.
dominujące nuty: suszone owoce, drewna (oud, wetyweria, brzoza)
składniki: kadzidło, labdanum, daktyle, suche żywice, oud, drewno sandałowe, cedr, brzoza, wetyweria
nos: James Heeley
rok premiery: 2015
moja ocena: zapach: 5,0/ trwałość: 4,5/ projekcja: 3,5
No i ta minimalistyczna butelka! Skradła moje serce 🙂
Flakon także mnie przypadł do gustu. Lubię taki prosty i elegancki design.