Skrajnie w ostatnim czasie oblegana przez turystów włoska wyspa Capri na Morzu Tyrreńskim kryje w sobie nie tylko wspaniały południowy klimat i piękne widoki…
Na tejże wyspie – jak głosi legenda – w XIV wieku istniał klasztor zakonu Kartuzów, którego przeor pewnego dnia oczekiwał przybycia królowej Neapolu Joanny II Andegaweńskiej. By efektowanie ja przywitać, kazał mnichom nazbierać kwiatów rosnących na wyspie i przygotować bukiet dla królowej. Kwiaty stały w wazonie kilka dni i czekały. Jednak królowa odwołała swoją wizytę ze względu na niesprzyjającą pogodę. Przeor wyrzucił bukiet po kilku dniach, zauważył jednak, że woda z wazonu nabrała wyjątkowego, pięknego zapachu. Zaangażował więc alchemika, by zgłębił temat. Tak powstała receptura pierwszych perfum nazwanych na cześć zakonu Carthusia. W 1948 roku ówczesny przeor zakony Kartuzów odkrył w archiwach klasztoru receptury perfum. Po uzyskaniu zgody papieża (no przecież…) przekazał je włoskiemu chemikowi z Piemontu. Ten powołał do życia najmniejsza perfumerie na świecie i nazwał ją na cześć zakonu Carthusia.

Tyle legenda. Jaka była prawda – nie wiemy. Faktem jest natomiast, że na wyspie działa współcześnie wytwórnia perfum z prawdziwego zdarzenia, produkująca perfumy tradycyjnymi metodami w dużej mierze ze składników dostępnych na wyspie. A może to też legenda. Tego nie wiem. Wiem natomiast, że perfumy Carthusia pachną wyjątkowo i piszę to po przewąchaniu setek zapachów i zrecenzowaniu ok. 1300 na niniejszym blogu. Co takiego wyjątkowe jest w zapachach z wyspy Capri?
Pachną naturalnie i pastelowo. Są pełne słońca i harmonii. Przepełnione nutami kwiatowymi, owocowymi, zielonymi, ziołowymi, drzewnymi i morskimi pachną tradycyjnie, ale nie archaicznie. Niewiele mają wspólnego z klasyczną francuską perfumerią może poza ich trzyetapową budową. Są bez wątpienia unikatowe. Ich receptury sprawiają wrażenie dość złożonych, ale nie przeładowanych. Zapachy są raczej lekkie, ale jednocześnie treściwe i bardzo miękko osiadają na skórze. Mają wspólny mianownik. Śmiało można nazwać to stylem. Nie wiem, z czego ta spójność wynika, ale jest ewidentna, mimo że oczywiście zapachy różnią się między sobą.
Klasycznym męskim zapachem marki jest Numero Uno. Otwarcie to cytrusy złamane eukaliptusem. Piękny, głęboki akord. W sercu kwiaty, zioła i paczula. Tymianek i bylica przydają zapachowi wiejskiego, sielskiego, łąkowego klimatu. Ylang Ylang i fiołek snują miodowo-zieloną opowieść. Cytrynowo pachnąca, dość mocno dająca o sobie znać esencja z Litsea Cubeba idealnie łączy cytrusowe otwarcie z sercem. Zapach osadzony na drzewnej bazie skonstruowanej z wetywerii, tajemniczego drzewa Borracina, z pierwiastkiem żywicznym w postaci labdanum i mirry. Piżma dopełniają naprawdę pięknej, szyprowej całości.
Szukam porównania do innych znanych mi perfum i jedyne co przychodzi mi do głowy (gdy sam siebie przyprę do muru), to Quorum Antonio Puiga, tyle, że Numero Uno pachnie zdecydowanie naturalniej, pełniej, bardziej bogato i generalnie dwie półki wyżej. Nie znajdziemy też w nim iglaków i tytoniu.
Numero Uno jest wyrafinowany, głęboki, bogaty, przy tym bardzo harmonijny, elegancki i nie narzucający się. Trzyma się skóry długo, pozostawiając klasyczny męski, drzewno-żywiczny ogon. To perfumy dla gentlemana ceniącego tradycję i najwyższą jakość.
Flakon o pojemności 100 ml to kawał solidnej i pięknej roboty. Bardzo w moim guście, poza tym charakteryzuje się doskonałą jakością wykonania. Klasyczny prostopadłościenny kształt z wytłoczonym w szkle u dołu logiem marki i prostą papierową etykietą z przodu. Plastikowa zatyczka w kształcie litery T z zamyka się z charakterystycznym klikiem. Sam atomizer jest absolutnie fantastyczny. Górna półka, pracuje powoli i stopniowo, do tego dozując krótkie lub – jak wolimy – długie wonne chmury. Tu wszystko się zgadza i dopięte jest na ostatni guzik.

dominujące akordy: słodko-cytrusowy, ziołowy, żywiczny, drzewny
nuty głowy: pomarańcza, bergamotka, eukaliptus
nut serca: fiołek, paczula, Ylang Ylang, bylica, tymianek, Litsesa Cubeba
nuty bazy: wetyweria, drzewno Borracina, białe piżmo, mirra, czystek
rok premiery: 2007
nos: b.d.
moja ocena: zapach: 5,0/ trwałość: 4,5/ projekcja: 4,5->3,5
Pięknie tam, musimy się koniecznie wybrać 🙂