Na zakończenie cyklu recenzji poświęconych perfumom Jamesa Heeleya zostawiłem to, co wg mnie najlepsze. Trio Extrait de Parfum ujrzało światło dzienne w 2011 roku jako bardziej ekskluzywna część oferty Heeley Perfumes. Trzy kompozycje o wyższym niż standardowe stężeniu pachnących ingrediencji, zamknięte w mniejszych, bo 50-cio mililitrowych flakonach w dominującej czerni. Wedle deklaracji jaką znajdujemy na stronie internetowej Jamesa Heeleya, są to trzy kompozycje poświęcone trzem ulubionym składnikom artysty: drewnu agarowemu (oud) w Agarwoud, kwiatowi lipy w L’Amandiere oraz jaśminowi w Bubblegum Chic.
Agarwoud – oud doskonały
Oto odpowiedź Jamesa Heeleya na potężny i jak się dziś okazuje długotrwały trend dotyczący pachnideł z agarową żywicą w składzie lub nazwie (bo bardzo często oud głównie ze względów kosztowych występuje jedynie w tytule zapachu…). Odpowiedź bardzo udana i bardzo w jego stylu. Idealnie zrównoważona, harmonijna, nie narzucająca się jednak wyczuwalna i bardzo trwała, przepiękna w swym niedopowiedzeniu. Agarwoud oparty jest na często stosowanym zestawieniu oudu z różą (w czym przoduje Montale) lecz mimo to pachnie bardzo oryginalnie. Tajemnica tkwi, jak sądzę, w krótkiej formule i dobraniu proporcji poszczególnych składników. W efekcie jest to jedno z najpiękniejszych, najbardziej przejmujących ujęć oudu, z jakim spotkałem się dotąd w perfumach.
Heeley użył tu najprawdziwszej esencji ze szlachetnego oudu z Laosu, który ma bardzo specyficzny zapach – żywiczno-drzewny, słodkawy i jednocześnie subtelnie zwierzęcy i jest nie do pomylenia z niczym innym. Innym doskonałymi przykładami jej użycia są agarowe perfumy Mony Di Orio oraz Francisa Kurkdjiana (zresztą Agarwoud przypomina mi Oud Silk Mood – pachnie jak jego uproszczona i delikatniejsza wersja). Laotańskie drewno agarowe wiedzie tu bezsprzecznie prym, podczas gdy róża pełni rolę kontrapunktu. Esencja bułgarskiej róży jest obecna w sposób subtelny, ale zauważalny, przez co nie narzuca swego charakteru, tylko pięknie uzupełnia olfaktoryczne spektrum. Tłem i bazą dla tej niezwykle – mam wrażenie – prostej kompozycji są ambra i żywica benzoesowa. Zapach nie wykazuje na skórze większych zmian poza stopniowym i powolnym zanikaniem nuty różanej, w efekcie którego na skórze pozostaje tajemniczy oudowy dymek.
Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwe piękno tkwi w prostocie. Ta zaś – wedle słów Leonardo da Vinci „jest skończenie wyrafinowana”. Taki jest Agarowoud. Zapach absolutnie godny mojej rekomendacji, który znajduje się w czołówce mojego osobistego rankingu perfum z agarem w składzie.
główne nuty: oud z Laosu, róża z Bułgarii, benzoes, ambra
Bubblegum Chic – owocowy jaśmin
Pod tą nieco banalną nazwą kryje się urodziwe pachnidło kwiatowe będące hołdem Heeleya dla jaśminu, a konkretnie dla szczególnego gatunku jaśminu wielkolistnego Sambac. Wg opinii znawców esencja z tej odmiany jaśminu pachnie najpełniej i najbardziej bogato. Tu została użyta w postaci absolutu i zestawiona z absolutem z tuberozy dając w efekcie piękną, esencjonalną i intensywną woń kwiatowo-owocową. Efektem użycia dużych ilości obu absolutów jest tu wyraźna nuta słodko-owocowa przypominająca nieco zapach owocowej gumy balonowej. Stąd zresztą właśnie tytuł: Bubblegum Chic. W zapachu nie znajdziemy typowych dla jaśminu akcentów gorzko-indolowych, cielesnej czy też fizjologicznej nutki. Zapach jest w ogólnym pojęciu ładny i zupłenie niewymagający, przy tym esencjonalny i wyrazisty, o piżmowym finiszu. Sympatyczne i zdecydowanie kobiece pachnidło.
główne nuty: jaśmin wielkolistny, tuberoza, białe piżmo,
L’Amandiere – portret wiosny
Obok Zeta Andy Tauera L’Amandiere to jedyne znane mi perfumy z umieszczonym w centrum akordem kwiatu lipy. Jego naturalna woń dobrze znana mi jest z okresu wiosenno-letniego kwitnienia, którego akurat obecnie jesteśmy świadkami. Zapach żółtego kwiecia jest zielono-słodki, lekko miodowy, cudownie kojarzący się z zakończeniem zimowych chłodów i rozpoczęciem na dobre ciepłej pory roku. Zwraca moją uwagę ilekroć znajdę się w pobliżu drzew lipy.
L’Amandiere nie tyle próbuje kopiować naturalną woń, ile jest bardzo efektowną próbą stworzenia jej odwzorowania. Początek jest lekko zielony, soczysty i nieco cierpki, za co pewnie odpowiada nuta zielonego migdału. Cierpkość szybko zanika, zapach przechodzi do „meritum”, tracąc na świeżość na korzyść słodkiej nuty heliotropiny. Zaskakuje finisz – zapach na powrót staje się zielono-świeży, troszkę mydlany, troszkę koloński. Gdy szukałem w głowie skojarzeń, na myśl przyszła mi bazowa woń Eau de Iceberg Pour Homme. Porównanie może niezbyt wyrafinowane, ale całkiem trafione. L’Amandiere wydaje mi się być doskonałym uniseksem idealnym na ciepłe pory roku. Wyróżnia się także solidna trwałością i wyrazistą projekcją.
główne nuty: zielony migdał, jaśmin, róża, lipa
Pachnidła Jamesa Heeleya są połączeniem sprawdzonych olfaktorycznych pomysłów z doskonałej jakości składnikami i krótkimi, czytelnymi formułami. Efekt w przeważającej liczbie przypadków jest bardzo dobry i wart polecenia, gdy szukamy zapachów komfortowych, nienarzucających się i jednocześnie ewidentnie wysokojakościowych. Szczególnie wielbiciele woni naturalnie świeżych mogą znaleźć tu coś odpowiedniego dla siebie. Ja akurat nieco przekornie znalazłem swojego faworyta pośród tych gęstszych „heeleyów”. To Agarwoud. Jeżeli już mieć pachnidło oudowe, to właśnie to. Piękne i prawdziwe, a przy tym niezwykle eleganckie. Doskonałe.
Przeczytałam Twoje opinie (całą serię) z prawdziwą przyjemnością. Są trafne i odpowiednio wyważone. Trafne, bo słusznie zwracasz uwagę na wyróżniającą Heeleya prostotę i szlachetność kompozycji. Twój opis jest także równie zrownoważony jak temat. Heeley osiąga formalny efekt czegoś szlachetnego, bez udziwnień. Podobnie Ty 🙂
Od siebie dodam, że moją uwagę zwraca fakt, że realizacje Heeleya wielokrotnie dotyczą także moich najprzyjemniejszych wspomnień z beztroskich dni dzieciństwa. I nie myślę tu tylko o Bubble Gum 🙂 Także o zarośniętych ogrodach, chaszczach, kwiatach, których wspomnienie przebija się choćby w cudownej Hippie Rose. Czy stromym brzegu morza, a może doku w Dover? w Sel Marine.
Jednak moim numerem jeden jest L”Amandiere. Zapach wypoczynku i rozkosznego leniuchowania. Potem Cardinal, Menthe Fraiche, Verveine… Toż to cała olfaktoryczna tęcza.
Na koniec dodam, że moim zdaniem, wąchanie Heeleya niepostrzeżenie wyrabia gust 🙂
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Dodam że najnowszy zapach Heeleya to kompozycja z wetywerią w roli głównej. Podobno zapach składa się z zaledwie 6 ingrediencji, w tym także grejpfruta. Czyli ja dla mnie pachnidło konieczne do przetestowania.
Dla mnie też 🙂
Jestem pod wielkim wrażeniem kompozycji Heeleya i nie mogę się już doczekać
jego Vetiveru.Swoją drogą ciekaw jestem,kto komponuje te wspaniałe zapachy(?)
Nieco światła na tę kwestię rzuca ten nowy i bardzo interesujący wywiad z artystą
Czy można prosić o link do tego wywiadu Heeleya? Nie widzę go nigdzie…
http://persolaise.blogspot.com/2014/06/a-perfume-has-to-fulfil-promise.html?m=1