Najnowsza perfumowa propozycja Hermèsa to Twilly d’Hermès. Nazwa pochodzi od hermesowskiej wzorzystej chusty – eleganckiego dodatku do garderoby. Co ciekawe, Twilly w wersji mini-opaski owinięte zostało wokół każdego flakonu tych perfum. Stanowi więc oryginalny bonus przy ich zakupie. A skoro już jestem przy flakonie, to o nim kilka słów. Kształt stylizowany na retro, zatyczka w kształcie hermesowego melonika, znana z klasycznych flakonów tego brandu – to wyraźne nawiązania do tradycji Hermèsa. To ważne, bowiem Twilly d’Hermès to pierwsze w historii tej firmy perfumy dedykowane młodym kobietom. Wyraz chęci zainteresowania tej grupy marką kojarzoną dotąd raczej ze stateczną francuską arystokracją. To właśnie współczesne dziewczęta, ich styl życia i bycia posłużyły jako inspiracja dla twórców perfum. Jak głosi slogan:
„Wolne, odważne, połączone, psotne i lekceważące, stawiają oczekiwania na głowie, płyną pod prąd, narzucają własny rytm, wymyślają nowe tempo.”
To one mają być docelowymi nabywczyniami Twilly d’Hermès, a zapach ma, jak domniemam, toczyć walkę o ich portfele konkurując z kolejnymi flankerami Coco Madmoiselle Chanel, Miss Dior czy La Petite Robe Noire Guerlain.
Twilly d’Hermès moim zdaniem świetnie oddaje ducha zacytowanego wyżej sloganu. Poprzez zupełnie niecodzienne połączenie energicznej przyprawowości imbiru w otwarciu, zmysłowości tuberozy w sercu i ciepłego, kremowego akordu drewna sandałowego w bazie zapach uwolnił się od obowiązujących we współczesnej perfumerii reguł, płynie pod prąd wobec aktualnych trendów z niechcącym odejść do lamusa owocowymi słodziakami na czele. Jest w swej kontrastowości poniekąd psotny, a już na pewno odważny. Zdecydowanie też narzuca swój rytm i własne tempo.
Ekipa Hermèsa – wraz z Christine Nagel jako perfumiarką – zadbała o nowatorskość tej kreacji. Zaskoczyła zestawieniem nut i jej niecodzienną urodą: lekką, energiczną, zwiewną, z delikatną dozą kobiecości w postaci subtelnej białokwiatowej nuty tuberozy, podanej wszakże w bardzo zgrabny i zupełnie niedominujący sposób. Nie nazwałbym więc Twilly zapachem kwiatowym. To raczej mariaż subtelnej nuty kwiatowej z akcentem gourmand na drzewnej podstawie.
Twilly d’Hermès został skrojony z wdziękiem i w bardzo zgrabny sposób. Robi wrażenie opartego na krótkiej, ale efektownej i kontrastowej formule, czym kontynuuje styl, który do perfekcji doprowadził Jean-Claude Ellena, poprzednik Christine Nagel. Tu muszę wspomnieć, że parametry zapachu zostały zaprojektowane na bardzo bezpiecznym poziomie. Twilly owszem – trzyma się skóry całkiem długo, jednak – poza fazą otwarcia i kwiatowego serca – promieniuje z niej bardzo subtelnie, uwalniając się od czasu do czasu, jakby prowokował do ruchu, podniesienia tętna, szybszego pulsu, by móc w pełni zakwitnąć. Pozostawia za sobą raczej intrygującą i niedopowiedzianą impresję niż klasyczny perfumowy ogon. Uważam, ze to celowy zabieg.
Młode pokolenie nie lubi mocnych perfum. Zbyt dominujący aromat mógłby spłoszyć hermesowski narybek. Mocne perfumy kojarzą się mu ze… starszym pokoleniem mam, babć. A młodzież robi przecież wszystko, by stać się przeciwieństwem swych rodziców, by – gdy już dojrzeje – bezwolnie upodobnić się do nich bardzo lub „mniej bardzo”….
Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na Twilly d’Hermès. To interesująca, inna, oryginalna propozycja. W zestawieniu ze słodkimi i owocowymi La Petite Robe Noire Guerlain, Miss Dior Cherie czy La Vie Est Belle Lancome Twilly d’Hermès wypada jako zapach zupełnie…. rebeliancki.
główne nuty: imbir, tuberoza, drewno sandałowe
twórca/nos: Christine Nagel
rok premiery: 2017
moja ocena:
zapach: 4,0/ trwałość: 4,5/ projekcja: 3,5