Niemal dokładnie rok temu opisywałem na blogu nowy wówczas zapach maki Cartier „L’Envol de Cartier”, który zrobił na mnie świetne wrażenie jako efekt spójnego konceptualnego projektu, w którego skład wchodziła oryginalna kompozycja perfumowa oraz flakon będący niezwykłym dziełem użytkowego designu. Przewidywałem wówczas, że na ciąg dalszy cartierowskiej opowieści o odrywaniu się od ziemi i szybowaniu w przestworzach nie trzeba będzie długo czekać. Minął rok i marka zaproponowała wersję „L’Envol de Cartier eau de toilette”.
Zapach jest – co oczywiste – kontynuacją protoplasty. Znajdziemy w nim więc znajomy z eau de parfum aromat ambrozji, boskiego napoju opartego na miodzie. Różnica jest taka, że tu został on rozcieńczony cytrusami i zielonym aromatem bylicy. Ta ambrozja w wersji light zmacerowała się podczas leżakowania w gwajakowej beczce. To właśnie subtelna, niemal transparentna nuta drewna gwajakowego dominuje na skórze, gdy już uleci w przestrzeń cytrusowo-zielony wstęp i lekko miodowe serce. Użyte w formule piżma zaokrąglają, pogłębiają i utrwalają zapach, który mimo to trwa na skórze nie dłużej niż siedem – osiem godzin, stając się już po pierwszych 120 minutach zaledwie zapachowym woalem, niedopowiedzianym, subtelnym, jakby znikającym i nagle pojawiającym się wokół nas, gdy tylko ruszymy się z miejsca. Gdy wydaje nam się, że zapach już zupełnie z nas wyparował, ciepło naszej skóry uwalnia zamknięty w gwajakowej beczce aromat ambrozji.
Czuć, ze formuła tych perfum jest bardzo krótka i zwarta, a ich proporcje doskonale wyważone, koncentracja składników zaś dobrana z niezwykłą precyzją tak, by zapach nie dominował, a raczej …. szybował gdzieś ponad nami, to znikając z naszego pola „widzenia” to znów do niego wracając. Technicznie to na pewno majstersztyk, z którego dumny mógłby być sam Jean-Claude Ellena. Jednak jak na mój gust „L’Envol” edt jest zbyt delikatny. Preferuję jednak mocniejsze rzeczy. Więc stawiam na wersję eau de parfum.
Flakon – choć nawiązuje do protoplasty – jest jednak zdecydowanie bardziej masywny, pękaty i pozbawiony plastikowego „klosza”. To wszakże wciąż bardzo ładny i charakterystyczny przedmiot. Mnie zresztą podoba się w tej wersji bardziej. Ten o pojemności 80 ml to naprawdę solidny kawała szkła – masywny, ciężki, z odpowiednio większym w porównaniu do edp obrotowym zamknięciem, na którym – podobnie jak w przypadku edp – wygrawerowano motyw „guilloché” – symbolizujący zwycięskie trasy lotnika Santos‘a-Dumont‘a, legendy Cartier. Piękny przedmiot. Zdecydowanie cieszy oko. Czy jego zawartość ucieszy nos – to już pozostawiam każdemu do własnej oceny.
główne nuty: cytrusy, bylica, miód, gwajak, piżmo
perfumiarka: Mathilde Laurent
rok premiery: 2017
moja ocena w skali 1 -6:
zapach: 4,0/ projekcja: 4,0-3,5/ trwałość: 3,5