Mniej więcej wiadomo, czego aktualnie można się spodziewać po męskich perfumach z logo Paco Rabanne. Mocne, wyraziste akordy, zwykle z kulinarnymi odniesieniami. Aromaty w pewnym sensie – jak na główny nurt – odważne i mające potencjał tzw. „game changerów”. Takim okazał się „One Million”. Z „Invictusem” chyba już się tak nie udało, ale trzeba dodać, że przedziwne to pachnidło. Jak na ich tle wypada najnowsza, intensywnie obecnie reklamowana, jako niezwykle skuteczny środek na utratę przytomności wszystkich znajdujących się w pobliżu kobiet ;), propozycja dla mężczyzn – „Pure XS”?
Słodki waniliowy początek ożywiony imbirem, rozjaśniony nutą zieloną i przybrany schowanym w tle tymiankiem dość szybko nabiera słodkiej, trochę owocowej, trochę waniliowej mocy. Intryguje pojawiająca się (nie od razu) lekko gorzka, gęstą nuta mirry. Delikatny akcent wędzonej śliwki w sercu tworzy intrygujący kontrast z cukierniczym tłem. Ten centralny akord i jednocześnie zasadniczą treść „Pure XS” zbudowana jest na przeciwieństwie właśnie – pomiędzy kulinarną, wręcz żarłoczną słodyczą wanilii, pewną majestatycznością mirry oraz akcentem dymnym, który można także umownie nazwać skórzanym. Co ciekawe, po kilkunastu minutach, gdzieś w tle, można wyczuć ziołowe, aromatyczne echa szacownego protoplasty z 1994 roku. Tak jakby pozostałą jego resztkę we flakonie zalać likierem, wanilią, esencją z wędzonej śliwki i z umiarem to wszystko posłodzić. I tylko szkoda, że zbudowane na wstępie naprawdę intrygujące olfaktoryczne napięcie dość szybko opada, a zapach staje się coraz mniej interesujący, finiszując dość oklepaną współczesną bazą złożoną ze słodyczy, piżm i drzewnego tła. Niemniej „Pure XS” ma rozpustną i dość frywolną naturę… Zadziałać może skutecznie jako perfumy na wieczorną randkę – tak sądzę. Olfaktorycznie ciekawszy niż „One Million”, słabszy zaś pod względem parametrów, prawdopodobnie jednak nie dorówna mu pod względem potencjału komercyjnego.
Ładny flakon kształtem nawiązuje do klasyka, ale jest większy, masywniejszy, z ciemnogranatowego szkła, z odchylaną, bardzo niestety utrudniająca aplikację zatyczką. Kartonik powleczony granatowym aksamitem (takim jak niegdyś D&G „Pour Homme”), ze złotymi literami, świetnie wpisuje się w marketingową otoczkę zapachu. Zwycięstwo designu i marketingu nad treścią? Raczej doskonały przykład, jak to się dzisiaj robi. Sam zapach warto poznać. Nie jest wybitny, ale na swój sposób na pewno oryginalny. No i ma coś w sobie, mimo nieco nachalnej współczesności…
Dominujące nuty: słodka, dymna, żywiczna, drzewna
Twórca/nos: Anne Flippo, Caroline Dumur, Bruno Jovanovic
Rok premiery: 2017
Podobne zapachy: –
moja ocena w skali 1-6:
zapach: 4,0/ projekcja: 4,0 trwałość: 3,5
Zapachy Paco mają to do siebie, że może nie są jakąś wyszukaną sztuką perfumeryjną, ale aż chce się wąchać spryskany nadgarstek. Zwracają również uwagę i zbierają komplementy a to już coś, skoro można nosić DIora Homme Parfum przez całą jesień, jak mój ojciec, i nie usłyszeć słowa komentarza. Oczywiście, za chwilę pojawią się Poco Rebane itp. podróbki, ale zanim to nastąpi, nowy Paco na pewno się wyróżni na tle wykastrowanego 1 Million. 😉 Duży plus za to, że nie zbiera ahów na forach i w komentarzach, mniej facetów będzie nim pachniało.
To 1 Million został wykastrowany??
Niestety tak, nuta zapachowa też się odrobinę zmieniła, mam końcówkę flakonu z roku premiery i można wyczuć zarówno różnice w kompozycji jak i trwałości zapachu oraz projekcji. To samo spotkało Invictusa. Oba flakonu z pewnego źródła (francuska Sephora).