„Ileż to, u licha, razy pragnąłem zaatakować słońce, odebrać je wszechświatu, albo posłużyć się nim, by podpalić ziemię? To dopiero byłyby zbrodnie…”
Marquis de Sade
Quentin Bisch – pod kuratelą Etienne’a de Swardta – postanowili „porwać się z motyką na słońce” i uwolnić tego pierwszego z więzów, które go ograniczały, a które ten sam sobie wcześniej założył. Jak sam twierdzi, zdecydował się na ujawnienie w pełnej krasie tego, co zwykle dotąd w swych kompozycjach perfumowych skrzętnie ukrywał za pomocą wanilii czy ambry, mając wszakże świadomość jego niezbędności i niezwykłości…
Cistus labdanum
To temu składnikowi poświęcony jest Attaquer Le Soleil. Oto ingrediencja niezwykła, jedna z najważniejszych w perfumerii, kluczowy składnik akordu szyprowego, jednego z najstarszych akordów w perfumerii (1907 r – Chypre Coty). Czym jest ów składnik? Otóż zwykle jest to rezinoid lub olejek, rzadziej absolut, który pozyskuje się z praktycznie wszystkich części niskiego krzewu Cistus Ladaniferus, rosnącego w krajach basenu Morza Śródziemnego (głównie w hiszpańskiej Andaluzji, ale także w Maroku, Portugalii i na Korsyce) oraz na Bliskim Wschodzie.

Esencja labdanum pachnie balsamicznie, ambrowo, słodkawo, lepko, nieco kadzidlanie (żywicę używało się i wciąż używa jako składnika kadzidlanych mieszanek) i nieco drzewnie. Jest ważnym elementem akordów skórzanych (np. Cuir de Russie Chanela), orientalnych i wspomnianych szyprowych, a także kluczowym składnikiem akordu ambrowego. Jednym z najbardziej spektakularnych i doskonałych przykładów użycia labdanum we współczesnej perfumerii jest Sahara Noir Toma Forda, która aż ocieka tą lepką balsamiczną wonią.
W Attaquer Le Soleil Quentin Bisch umieścił nutę labdanum na pierwszym planie w roli absolutnej dominanty, co już samo w sobie jest całkiem niezwyczajne. Co więcej, podkreślił ją bardzo oszczędnie tajemniczymi składnikami, tak by ten minimalistyczny, sprawiający wrażenie labdanowego monolitu zapach miał jednocześnie wszelkie cechy pełnoprawnych perfum.
Dzięki jemu tylko znanym zabiegom, ta zwykle mocno osadzona, blisko skórna, średnio-trwała nuta nabrała tu niezwykłej lekkości i lotności. Mój nos wyczuwa co najmniej solidną dawkę Iso E Super, które powoduje, że ociężałe labdanum zaskakuje aksamitną, transparentną projekcją. Wyczuwam też „coś na kształt pieprzu”. Ale nie jest to klasyczny czarny czy różowy pieprz. To bardziej Pepperwood, którego pełno choćby w CdG Black Pepper. Labdanum plus Iso E Super i trochę Pepperwood? Niewykluczone. Ale czy to wszystko? Pojęcia nie mam. Niemniej tak mi to pachnie.
Balsamicznie, ale lekko. Ciepło, ale i świeżo. Drzewnie i jednocześnie lekko przyprawowo. Oryginalnie – z pewnością. Nowocześnie – tak. Przekonująco? Nie do końca…
Co ciekawe, z czasem zapach – zamiast stawać się coraz bardziej ociężały – nabiera lekkości i transparentności, aż do momentu, w którym na skórze pozostaje tylko jego niewyraźne wspomnienie. Niestety, dzieje się to dość szybko, bo po zaledwie kilku godzinach od aplikacji.
Attaquer Le Soleil – jako dzieło olfaktoryczne – kontynuuje libertyńskiego ducha Etat Libre d’Orange i Markiza De Sade – uwalniając labdanum z przynależnego mu w klasycznej praktyce perfumowej miejsca „w cieniu” i umieszczając je w świetle jupiterów. Zabieg podobny do tego, jakiego dokonał z Iso-E-Super Geza Schoen w Molecule 01 Escentric Molecules. Niemniej ten eksperyment – choć interesujący – wg mnie nie do końca się powiódł. Czegoś w nim zabrakło. Polotu? Chyba tak. Chwała jednak duetowi Bisch/ De Swardt, że znów spróbowali czegoś nowego. Nie zawsze przecież muszą trafiać w 10-kę.
główne nuty: cistus labdanum, Iso-E-Super?, Pepperwood?
perfumiarz: Quentin Bisch
rok premiery: 2016
moja ocena w skali 1-6:
zapach: 3,5/ projekcja: 3,5/ trwałość: 3,5