Dior Homme Sport 2017 – sportowej sagi Diora ciąg dalszy

Tegoroczna premiera Dior Homme Sport niejednego pewnie wprowadziła w konfuzję. Jak to – kolejna, trzecia wersja tego samego zapachu? Owszem. I śmiem twierdzić, że nie ostania.

Konkretnie jest to już trzecia inkarnacja Dior Homme Sport. Pierwszą Dior zaprezentował w 2008 roku (tu moja recenzja z 2010). Drugą mieliśmy przyjemność poznać w 2012 roku (pisałem o niej tu). Minęło kolejne 5 lat i Francois Demachy po raz trzeci proponuje nam swoją wizję męskiego „sportowego” zapachu Diora. Określenie to biorę w cudzysłów, gdyż w praktyce przyjęło się, że perfumy z taką etykietką oznaczają zwykle aromat orzeźwiający, świeży, lekki, bogaty w nuty cytrusowe, ale nie będący typową kolońską. Faktem jest, że nowa propozycja Diora wręcz podręcznikowo mieści się w tym zakresie.

dior homme sport 2017 commercial

Ale po kolei. Pierwszy Dior Homme Sport (2008) – niestety już praktycznie niedostępny – zachwycał rześką mieszanką słynnych diorowskich cytrusów (z bergamotką i grejpfrutem w rolach głównych), pięknie wibrującym imbirem w sercu i mocną, trwałą, nieco zadziorną drzewną bazą.

Dior-Homme-Sport_2008

Drugi DHS (2012) najlepiej korespondował z nazwą linii, jaką reprezentował, poprzez sygnaturową (choć krótkotrwałą) nutę irysa umieszczoną w sercu (wyczuwalną jednak od samego początku), która czyniła z niego zapach nieco bardziej wyrafinowany, przez co odbiegający od typowej sportowej estetyki. Wciąż pobrzmiewała w nim nuta cytrusowa (tym razem głównie sycylijski cytryn/cedrat), a imbir dalej przydawał ciepłej przyprawowości w sercu. Drzewna baza była tym, co najbardziej zbliżało go do „jedynki”.

dior homme sport 2012

Jak wypada nowy DHS na tle poprzedników? Moim zdaniem najmniej ciekawie, ale nie znaczy to, że jest to kiepskie pachnidło. To wciąż solidny świeżak, który tym razem może nieco zbyt mocno zbliżył się charakterem do – moim zdaniem zapachowo niezbyt interesującego, choć komercyjnie doskonale przyjętego – Dior Sauvage (2015).

Najnowsze wcielenie Dior Homme Sport (2017) nie jest ani tak naturalnie i rześko pachnące, jak pierwsze, ani tak wyrafinowane jak drugie. Schlebia raczej bardziej masowym gustom, choć nie potrafię odmówić mu uroku, gdyż wciąż pozostaje zapachem co najmniej dobrym.

Otwarcie jest znów – podobnie jak w „dwójce” – zbudowane na esencji z cytronu (cedrat), tym razem jednak wzbogacone o pomarańczę i – obecny już w „jedynce” – grejpfrut. Za aspekt przyprawowy tym razem odpowiadają gałka muszkatołowa i różowy pieprz. Efektem jest nieco cytrusowo-owocowe, raczej ciepłe (miast rześkiego) intro i bardzo lekko przyprawowe, trochę jakby owocowo pachnące serce. To prawdopodobnie zasługa zastosowanej esencji z gałki. Baza jest subtelnie drzewna – na samym końcu na skórze pozostaje lubiany przez mnie suchy i lekko gryzący aromat (sandałowiec?), podobny do tego z obu poprzedniej wersji.

Trzeba przyznać, że Demachy potrafi niesamowicie żonglować tymi kilkoma składnikami, by zmieniać oblicze tego samego zapachu, pozostawiając jednak niezmienionym jego klimat. Szkoda, że nie są dostępne wszystkie jego wersje, bo każda ma coś w sobie.

Zapach – przy obfitej aplikacji, co jak zwykle ułatwia fenomenalny diorowski atomizer – jest dobrze wyczuwalny i trzyma się skóry całkiem długo, bo ponad 6-7 godzin. Od słodkawego cytrusowego początku przez lekko owocowe serce po drzewny, suchy finisz DHS daje o sobie przyjemnie znać. Za parametry więc daję mu wysokie noty.

Pozostaje pytanie – dlaczego Dior dokonuje tych zmian? Myślę, że ze względu na zmieniające się trendy i wchodzące w dorosłość nowe pokolenie młodych mężczyzn, do których zapach jest adresowany, o czym dobitnie świadczy przecież zatrudnienie do tej kampanii reklamowej (jak i wcześniejszej Dior Homme) idola niedawnych jeszcze nastolatków – Roberta Pattinsona, który zmienił nieco już jednak przebrzmiałego, łysiejącego Jude’a Lawa. Bazując na prawdopodobnie od dawna słabnących wynikach sprzedaży poprzedniej wersji Dior zdecydował, że należy odświeżyć sportowy temat, by w ramach niby-nowości zachęcić nowych konsumentów do zakupu. Pewnie mu się to uda. Osobiście wróżę bowiem nowej wersji Dior Homme Sport sporą karierę, bo zapach ma wszelkie cechy bestsellera. Co ciekawe, dostępny jest w smukłym flakoniku o pojemności 75 ml, co jest nowością w porównaniu do 50 ml butelek, w jakich dostępne były wersje poprzednie.

 

Dior Homme Sport 2017

nuty głowy: cedrat, pomarańcza, grejpfrut

nuty serca: różowy pieprz, gałka muszkatołowa

nuty bazy: wetiwer, drewno sandałowe

perfumiarz: Francois Demachy

rok premiery: 2017

moja ocena w skali 1-6:

zapach: 4,0/ projekcja: 4,5/ trwałość: 4,5

3 uwagi do wpisu “Dior Homme Sport 2017 – sportowej sagi Diora ciąg dalszy

  1. Tak jak autor nadmienił najgorszy zapach z całej trójki która ukazała się na przestrzeni kilku lat. Uważam ze zapach nie jest warty swojej ceny, i zdecydowanie można za mniejsze pieniądze kupić coś bardziej przyzwoitego. Najbardziej ubolewam nad pierwsza wersja bo była bezkompromisowa, niby łatwa w odbiorze, trudna ze względu na imbir. Wraz ze zmiana która pokazuje ostatnio Dior zaczyna zmierzać w kierunku Chanel do mnie bardzo martwi. Dla ludzi poszukujących czego świeżego na wakacje sięgnął bym na ich miejscu po klasyka: Issey Miyake L’Eau d’Issey pour Homme, lub jeśli uprzemy się przy marce to wodę kolońska Dior Homme Cologne.

  2. Nie wiem czy tylko na mojej skórze, ale w pewnym momencie ten zapach zmierza bardzo mocno w stronę Dior Sauvage 2015.

  3. Poza tym nie czuję zbieżności z poprzednimi Dior Homme Sport. Pachnie mi za to jak klon Acqua di Parma Colonia Intensa.

Dodaj komentarz