Zaprezentowana w 2015 roku kolejna świeża wersja klasycznego Fahrenheita była dla mnie zaskoczeniem, szczególnie że od wydania o Fahrenheit Aqua minęło zaledwie (?) kilka lat. Przypomnijmy – Aqua był grejpfrut i galbanum nadające całości gorzko-zielonego charakteru, który naturalnie łączył się z obecną w bazie wetywerią. Zapach reklamowany był jako połączenie ognia i wody…
W Cologne zamiast grejpfruta mamy bukiet cytrusów, a zielone galbanum zastąpiono paczulą, gałką muszkatołową i kminem. To zupełnie niekolońskie składniki, bo i ten zapach nie jest absolutnie typową kolońską. To lżejsza, pozbawiona nuty benzynowo-skórzanej wersja klasyka, wciąż jednak zaskakująco mocna, dobrze projektująca i – jak na kolońską etykietę – trwała.
Znany z klasyka temat fiołkowy, obecny tu w formie bardzo zbliżonej do poroplasty (z wszystkich współcześnie dostępnych wersji Cologne wydaje się być mu najbliższa) został ozdobiony doskonałej jakości esencjami cytrusowymi, z których Dior od lat słynie. W wonnym koszyku znajdziemy więc mandarynkę z Sycylii, bergamotkę z Kalabrii oraz esencję z cytryny, które – poukładane ręką mistrza Francoisa Demachy’ego – budują intro Cologne. Akord cytrusowy ma charakterystyczny dla tego perfumiarza rześki, orzeźwiający i lekko gorzki charakter. Od pierwszych sekund czujemy także sygnaturową zieloną nutę fiołka, która natychmiast informuje nas o tym, z wersją jakiego zapachu mamy do czynienia.
Nie potrzebny jest tu nawet napis na flakonie, bo mimo, że nie znajdziemy tu słynnej nuty paliwowo-skórzanej, DNA Fahrenheita jest tu absolutnie czytelne, tyle że zostało zręcznie wkomponowane w cytrusowo-drzewne ramy znane z Eau Sauvage Cologne.
Fahrenheit Cologne jest wg mnie kolejnym bardzo udaną wersją klasyka. Jest też jego najświeższą i najlżejszą wersją, idealną na ciepłe, a nawet upalne dni, w których nawet także przecież świeża Acqua może okazać się zbyt ciężka.
Oby takie (no może nie aż takie…) dni nadeszły wkrótce…
nuty głowy: mandarynka, bergamotka, cytryna
nuty serca: paczula, francuski fiołek, gałka muszkatołowa, kmin
nuty bazy: wetiwer, cedr
rok premiery: 2015
moja ocena: Francois Demachy
zapach: 4,5 / projekcja: 4,0/ trwałość: 4,0
Dziękuję za kolejną recenzję z serii Fahrenheit, szkoda że taka krótka 😉 Można się spodziewać w niedługim czasie czegoś na temat Fahrenheit 32? Bardzo mało opinii wszędzie na temat tego zapachu, a wydaje się sporą ciekawostką w tej „rodzienie”.
32? Fakt, jego brakuje. Może kiedyś uda mi się go opisać. 🙂