Oto pierwsza część ekskluzywnego wywiadu, jaki przeprowadziłem 18.05.2016 w Domu Perfumeryjnym Quality z twórcami marki Parfums Micallef przy okazji promowania dwóch nowych pachnideł: Osaito oraz Pure Extreme.
Perfumowy Blog: Gratulacje z okazji jubileuszu 20-lecia marki Parfums Micallef. To duże osiągnięcie być na rynku tak długo i to z sukcesem.
Geoffrey Nejman: Dziękuję.
PB: Jaka jest Twoja recepta na sukces w perfumeryjnym biznesie?
GN: Nie ma konkretnej recepty, ale oczywiście są pewne elementy, które pomagają osiągnąć sukces. To pasja, miłość to tego, co się robi i kreatywność Martine. To niezbędne elementy naszego sukcesu. Jest wyjątkową kobietą i ma zawsze mnóstwo kuszących pomysłów. To nas niesie. Ale równie ważni są nasi partnerzy biznesowi, dystrybutorzy i sprzedawcy, z którymi pracujemy. Szczęśliwie udało nam się zbudować przyjaźnie i dobrze wszystko skoordynować aż do samego konsumenta. Nawet on jest bardzo blisko marki i nas samych. Otrzymujemy od naszych klientów listy i emaile. Głównie za sprawą obecności Martine i mnie w punktach sprzedaży podczas prezentacji stworzyliśmy bliską relację z naszymi klientami. To czyni nas wyjątkowymi.
PB: Czy Twoja wiedza i doświadczenie w zakresie finansów i ekonomii przydają się w prowadzeniu tej działalności?
GN: Bardziej niż kiedykolwiek. Pierwsze lata naszej działalności były przygodą. Każdy był odpowiedzialny za wszystko. Później, w miarę rozwoju firmy, musieliśmy ją zorganizować. Musieliśmy mieć także wsparcie finansowe, które wspierałoby rozwój. Wówczas całość stała się też bardziej profesjonalna od strony finansowej. Dziś wiedza i doświadczenie w kwestii finansów są bardzo ważne. Wszystko sprowadza się do finansów, jeżeli ma być prowadzone należycie, tak być mieć właściwy cash flow. Szczególnie w trudnych ekonomicznie czasach, w jakich ostatnio żyjemy. Trzeba być niezwykle ostrożnym i dwa razy się zastanowić nad inwestycjami, nad kierunkiem swych działań, nad wydatkowaniem pieniędzy, nad tym, które wydatki zmniejszać. To bardzo ważne.
PB: Czy prowadzenie tego typu biznesu ma jakieś ciemne strony czy jest to wyłącznie przyjemność?
GN: Są ciemne i jasne strony. Jak we wszystkim w życiu. Ale to, co nas napędza, to nasza pasja i wzajemne zrozumienie. To równoważy nasze nastroje. Mamy pozytywną energię. Gdybym jednak miał znaleźć ciemną stronę, byłaby ona związana z rozwojem firmy, powodującym w efekcie konieczność podziału odpowiedzialności. Będę z Tobą zupełnie szczery – dla mnie najciemniejsza strona to konieczność odpowiadania na ok. 100 e-maili dziennie. To mnie wykańcza. To często bezproduktywna czynność, ale w tym rozpędzonym świecie, w którym żyjemy, jeżeli nie odpowiesz na wiadomość w ciągu 48 godzin, otrzymujesz przypomnienia. „Czy coś się stało? Dlaczego nie odpowiedziałeś na mojego e-maila?”. To jest szalone. Czasem wracamy do domu późnym wieczorem… Tak jak choćby dziś, po spotkaniu wspaniałych ludzi podczas prezentacji, wrócimy do hotelu, zmęczeni i chcący się zrelaksować, a ja otwieram mojego laptopa i mam ok. setki wiadomości. Oczywiście nie wszystkie są pilne, ale trzeba je przeczytać i należy na nie odpowiedzieć. I to jest dla mnie najtrudniejsza cześć tego wszystkiego.
PB: Ale to część tej pracy, prawda?
GN: Absolutnie tak, jest to część tej pracy. Jednak staramy się wzmocnić nasz zespół tak, by tę prace przekazać asystentom. Jest to ważne ze względu na mnie, by umożliwić mi skoncentrowanie się na pracy z dystrybutorami, na PR i na sprzedaży, która jest przecież bardzo istotna. Miesiąc jest krótki, a na jego końcu trzeba zapłacić wiele rachunków.
PB: Jak porównałbyś dzisiejszy rynek perfum do tego z czasu, gdy zaczynaliście 20 lat temu?
GN: Gdy zaczynaliśmy, cały segment perfum niszowych i artystycznych był nowym odkryciem. Był czymś zupełnie nowym dla klientów. Oczywiście konkurencja była mniejsza, łatwiej było przekonać konsumentów. Dziś marka niszowa lub luksusowa musi prowadzić swój biznes tak, jak Chanel czy Dior robili to 20 lat temu. Płyniemy tą samą łodzią. Musimy zmieniać naszą strategię. Potrzebujemy próbek, podiów, gondoli, ścianek, filmów, posterów. Całe to otoczenie związane z komunikacją, w którym musimy działać jak profesjonalna marka luksusowa. Nie chodzi wyłącznie o zapach i flakon, ale o tę całą otoczkę.
Martine Micallef: A to dużo dla małej marki.
GN: Mniejsze firmy, takie jak nasza, mają z tym kłopot. Nie jesteśmy jedną z wielkich marek. Jesteśmy wciąż mali z 800-900 punktami sprzedaży w porównaniu do tych, którzy mają ich 10, 15 albo 20 tysięcy. Ale jesteśmy tu i walczymy. Uważam, że perfumeria niszowa stała się czymś w rodzaju artystycznego przemysłu. Obecnie jest ok. 150-200 marek, podczas gdy 15 lat temu było ich pięć, może dziesięć. Nie chcę mówić źle o konkurencji, ale z tych 150-200 marek tylko 25-30 to te wiodące. To niszczy rynek, ponieważ dystrybutorzy mają ograniczoną przestrzeń i fundusze , by zainwestować w nowy zapach, nowy koncept. Myślę, że to ból głowy dla każdego – łącznie z klientem, który na końcu nie ma pojęcia, co ma kupić.
PB: I tu pomagają bloggerzy.
GN: O tak! Nie moglibyśmy bez Was funkcjonować! Bloggerzy na całym świecie są dla nas bardzo ważni. To – znów – kwestia komunikacji i personalizacji, relacji ze śledzącymi, swoisty klub klientów, którzy stali się fanami marki Micallef.
PB: Co jest niezwykłego w Waszych produktach co wyróżnia Was na tym coraz bardziej zatłoczonym rynku?
GN: Szczerze mówiąc – efektowność produktu, która ma przyciągnąć klienta. Tkwi ona w pięknie opakowania, flakonu, zdobienia, co tak umiejętnie wykonuje Martine (pomaga mi także w zakresie inspiracji dla powstania nowych pachnideł). Ważne też, by mieć bazę klientów, ten fan club. Ale tak naprawdę na końcu sprzedajesz perfumy. I to one właśnie uwodzą ludzi i czynią ich lojalnymi wobec marki. Nigdy nie szliśmy na kompromis, gdy chodzi o ich jakość. Tworzymy formuły i dopiero na końcu zliczamy ich koszt. I musimy z tym kosztem żyć. To dlatego niektóre nasze pachnidła są droższe od innych. Koniec końców potrzebujemy przecież marży. Ale nigdy nie powiedziałem do perfumiarza, z którym pracuję: „Musisz to zrobić w takiej a takiej cenie i nie wychodź ponad nią”. A współcześnie większość marek tak właśnie robi. Mają konkretny budżet i w nim się mieszczą. Myślę, że to także nas wyróżnia.
PB: Potwierdzam, że wszystkie Wasze perfumy, jakie znam, prezentują najwyższą jakość, nieosiągalną dla 80% konkurencji…
GN: Jest kilka innych marek, które faktycznie także inwestują w jakość. To jest wyczuwalne, szczególnie jeżeli jesteś koneserem. A w naszym segmencie niszy służymy głównie koneserom. Większość z tych ludzi zna naturę perfum, zna składniki, te tanie i te pierwszej klasy, a także te długotrwałe…
MM: Micallef jest dla klientów, którzy chcą czuć się wyjątkowo.
PB: Martine, jak sądzisz, dlaczego perfumy są dla niektórych ludzi ważne? Co dodają lub co powinny dodawać do ich życia?
MM: Dla wielu klientów perfumy to część życia. Nie potrafią wyjść z domu bez ich użycia, gdyż te przypominają im o czymś. To nostalgiczne. Pamiętasz zapach ciasta, pamiętasz ten zapach, gdy wracałeś do domu, a Twoja matka gotowała… To naprawdę sentymentalne. Potrzebujesz tego nastroju, tych emocji w życiu. Życie to nie tylko zarabianie pieniędzy. To bardzo ważne, by żyć z tą częścią wspomnień.
PB: Czy nosisz swoje perfumy codziennie?
MM: Tak. Ale kupujemy również perfumy innych marek. No i trzymamy te zapachy, których nie publikujemy, a które są efektami naszego miksowania i poszukiwań czegoś specjalnego.
GN: Ja także nosze perfumy codziennie.
MM (do Geoffreya): Tak, ale większość czasu nosisz swój sygnaturowy zapach. Jesteś też wierny jednemu lub dwóm zapachom, które lubisz mieć jak… Eau Sauvage…
GN: Tak, jestem wielkim fanem Eau Sauvage w wersji klasycznej eau de toilette. To niewiarygodna formuła. Bardzo dobre perfumy stworzone lata temu. Dwa czy trzy składniki je budujące są produkowane wyłącznie dla Diora.
MM: Tak, mają na nie wyłączność.
GN: Estragon, bazylia – są produkowane specjalnie dla nich.
PB: Eau Sauvage to dzieło geniusza. Tyle lat na rynku i wciąż tak popularne.
GN: Tak. A kolejne to Caron Pour Un Homme, choć nie noszę ich osobiście. Bardzo tradycyjne.
PB: Czyli to są Twoje dwa ulubione zapachy z przeszłości?
GN: Tak. Normalnie tego nie robię, ale akurat Eau Sauvage często łączę z naszym Royal Vintage…
PB: Mam własny flakon Royal Vintage…
GN: Więc musisz tego spróbować.
MM: Kiedyś byłam bardziej klasyczna, ale teraz lubię bardziej nowoczesne, minimalistyczne zapachy. To zresztą widać w naszym nowym designie. Lubię czyste zapachy, czysty design. Dlatego noszę Pure Extreme.
GN: (do Martine) Bardzo do Ciebie pasują.
MM: Tak. To bardzo ładny zapach. To dzięki Tobie, Geoffrey.
GN: (uśmiecha się)
MM: Jesteśmy pewni, że odniesie on taki sukces, jak Ananda, która jest już na rynku całkiem długo.
PB: Skąd ta pewność? Co takiego specjalnego jest w Pure Extreme?
MM: Wiesz, czasem w życiu po prostu dobre rzeczy pojawiają się w odpowiednim czasie…
GN: Trudno tak naprawdę odpowiedzieć…
MM: Nie jest to zapach zgodny z obecną modą na zapachy orientalne i oud. Wiesz, perfumy nosisz wedle nastroju, a te uczynią Cię szczęśliwym i pełnym energii. Czujesz, że są idealnie wyważone. Nie za słodkie, nie za owocowe. To specjalna kategoria.
PB: Po zaledwie kilku testach mogę stwierdzić, że to zapach łatwy w noszeniu, zdecydowanie łatwiejszy niż większość Waszych perfum, aczkolwiek nie pachnie przesadnie komercyjnie…
MM: Ma bardzo ładną sygnaturę.
PB: Wyczuwam w nim różę…
GN: Tak, jest w nim róża stulistna, czyli to lżejsze i bardziej zielone oblicze róży.
MM: To zmysłowe perfumy i jednocześnie nowoczesne, atrakcyjne, eleganckie. Mają cechy, które skazują je na sukces. Dopasowują się dobrze zarówno do dojrzałej damy jaki i do młodej 20-25 letniej kobiety.
PB: Miejmy zatem nadzieję, że Pure Extreme będą tak długowieczne jak Eau Sauvage!
MM: Tak…Zobaczymy!
PB: Martine, Wasza marka znana jest z bardzo specjalnych, pięknych flakonów zaprojektowanych przez Ciebie i zdobionych ręcznie. Czy uważasz, że istnie artystyczna synergia pomiędzy perfumami a flakonem?
MM: Flakony są dla nas bardzo ważne od samego początku. Lubię koncepcję łączenia sztuki i perfum. To jedna z przyczyn naszego sukcesu. Kontynuujemy więc projektowanie artystycznych flakonów. Nasi klienci, którzy są bardzo lojalni, bardzo to sobie cenią. Uważam, że gdybym zdecydowała się teraz na zupełnie prosty flakon bez artystycznych zdobień, tak jak to robi wiele niszowych marek, to nie byłaby już nasza sygnatura ani nasza charyzma. Dla mnie to bardzo ważne, gdyż lubię piękne przedmioty.
GN: To nasze DNA…
Cdn.