African Leather to najnowsze perfumy marki MEMO Paris, o której inspirowanych podróżami pachnidłach pisałem na blogu mniej więcej rok temu. Po Italian Leather, Irish Leather i French Leather to czwarte już pachnidło skórzane w kolekcji Johna i Clary Molloy’ów. Tworzą one swoisty skórzany cykl nazwany Cuirs Nomades. Także i tym razem perfumy skomponowała – pod kierunkiem Państwa Molloy’ów – perfumiarka Aliénor Massenet. Tym razem inspiracją była Afryka – pełna dzikiej, nieokiełznanej natury…
W African Leather odnajdziemy wybijające się nuty kardamonu, szafranu, paczuli i akordu oudowego tworzące zapach w gatunku, który zwykłem nazywać suchym i pylistym, pięknie komponującym się z pustynnym żarem. Skórzany charakter tych perfum należy potraktować umownie lub też przyjąć, że African Leather – podobnie jak pozostałem Cuirs Nomades – poszerzają tę dość wąską kategorię zapachową. Nie jest to bowiem typowe pachnidło skórzane. Moja kwalifikacja będzie więc pewnie schematyczna, ale jednak bardziej oddająca charakter tych swoją drogą bardzo dobrych perfum: przyprawowo-drzewny orient. Przy czym od pierwszych do ostatnich testów nie umiem wyzbyć się wrażenia, że ogólna aura African Leather wiele zawdzięcza zapachowi, który już zdążył przejść do kanonu perfumerii choć ma dopiero (albo już!) niemalże 10 lat. Terre d’Hermes, bo o nim tu mowa, brzmi tu gdzieś w głębokiej oddali (co może wynikać ze specyficznego połączenia transparentnych cytrusów z geranium i wetiwerem). Poddany w bogatszym, arabskim ujęciu, doprawiony szafranem i oudem, czyni z African Leather wg mnie bardzo męski, a przy tym naprawdę świetny zapach. Mam słabość do tej estetyki (w której utrzymany jest też Jewel for Him M.Micallef) i w związku z tym najnowsze dzieło MEMO Paris bardzo przypadło mi do gustu.
składniki: bergamotka, kardamon, szafran, kmin, absolut geranium, paczula, akord oudu, akord skórzany, esencja wetiweru, piżmo
perfumiarka: Aliénor Massenet
rok premiery: 2015
moja ocena zapachu: *****
A jak wygląda kwestia ich trwałości?
Są trwałe.
Przywodzą na myśl ogorzałą od słońca pustynną ziemię, a równocześnie nie są nieprzyjemne w noszeniu. 🙂 Prawda, odbija się gdzieś w nich echem Terre d’Hermes…
Pozdrawiam!
A jednak! Pozdrawiam również!