
MEMO Paris to kolejna w branży piękna bajka o podróżach i perfumach nimi zainspirowanych. To także jedna z co najmniej kilku utworzonych i prowadzonych przez parę zapachowych entuzjastów. Clara i John Molloy to para wyjątkowa. Zanim powołali to życia MEMO Paris, ona była wziętą pisarką i podróżniczką, on pracował w koncernach L’Oreal i LVMH. On dba o firmę od strony biznesowej, ona – od kreatywnej. W pachnących kompozycjach MEMO Clara postanowiła zamykać wspomnienia ze swych rozlicznych podróży. Pomaga jej w tym zawodowa perfumiarka, autorka wszystkich kompozycji MEMO, Alienor Massenet (IFF). Jej kompozycje dla MEMO są intrygujące i niesztampowe. Choć eksplorują znane tematy, to jednak gdy się w nie bardziej zagłębić, okazuje się, że robią to w sposób całkiem oryginalny i indywidualny. Wszystkie testowane przeze mnie perfumy MEMO charakteryzuje harmonia i równowaga. Pachną wyraźnie, ale nie przytłaczająco. Mają też dobrą trwałość.

Desing flakonów przykuwa uwagę umiarkowaniem i elegancją. Materiały promocyjne, w tym obowiązkowe kartoniki dołączone do próbek (na podstawie których prowadziłem testy), wykorzystano jako miejsce do opisania inspiracji stojących za każdą kompozycją oraz podstawowych składników pachnących kompozycji. Dominujące nuty dodatkowo zobrazowano fotografiami. Swoją drogą jak niesamowite zmiany zaszły w przemyśle perfumeryjnym na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat (powodowane jak sądzę internetowym rozkwitem świadomości konsumenckiej ), że twórcy ujawniają na opakowaniu, pełniącym przecież także funkcję marketingową, zastosowane w kompozycji składniki i użyte nuty/akordy. Jeszcze dekadę temu byłoby to nie do pomyślenia.
Perfumy MEMO Paris dostępne są w sprzedaży w wybranych miejscach na całym świecie. W Polsce od niedawna oferuje niezawodna perfumeria Quality Missala, dzięki uprzejmości której miałem przyjemność przetestować wybrane z nich. Przyznać muszę, ze zostałem nimi całkiem mile zaskoczony.
Mój faworyt – Shams (Oud)
Wcześniej nazywał się po prostu Shams, ale pewnie w celach czysto komercyjnych do nazwy dodano słowo „oud”. W oficjalnym spisie nut wymieniono „akord oudowy”. Już samo to potwierdza, że w formule nie znajdziemy prawdziwego oudu rozumianego jako naturalna żywica agarowa, a jedynie olfaktoryczne odwzorowanie oudowej woni stworzone za pomocą innych składników. Ta subtelnie wyrażona uczciwość nawet mnie ujęła. Co więcej – Shams oudem wg mnie wcale nie pachnie. Mimo to uważam go za najlepszy zapach spośród testowanej szóstki. Co więcej – jest to wg mnie pachnidło męskie, utrzymane w większej swojej części w klimacie fougere, choć jego początek jest bardzo przyprawowy, przepełniony intensywną nutą czarnego pieprzu, który z czasem oddaje pola równie intensywnemu imbirowi. Gdy także ten uleci (jak główny element akordu serca trwa kilkadziesiąt minut) wyłania się akord bazy, który bardzo przypomina mi bazę niedawno poznanego… masculine Pluriel Francisa Kurkdjiana. Nie jest to z pewnością aromat agarowy, raczej żywiczno-piżmowo-tonkowy z niecodziennym drzewnym finiszem, męski i bardzo przyjemny, dość intensywny jak na akord bazy.
składniki: czarny pieprz, róża, imbir, szafran, cypriol, cashmeran, tonka, balsam tolu, styrax, labdanum, akord oudowy
Poza Shams Oud moją uwagę przykuły dwie różne i jednocześnie bardzo oryginalne interpretacje tematu skórzanego – mroczniejszy Irish Leather i bardziej wysmakowany Italian Leather.
Irish Leather był pierwotnie zapachem stworzonym specjalnie dla Johna Molloya. Te charakterne i mocne perfumy skórzane są na początku zaskakująco zielone i soczyste. Wibrująca mieszanka pieprzu, jagód jałowca i mate tworzy unikatowy, gorzki i wytrawny akord głowy, który płynnie przechodzi w serce, w którym wyłania się mocna nuta skórzana – główny temat zapachu. Nie jest to jednak skóra wygładzona, delikatna, często bardziej zamszowa, aniżeli skórzana – do jakiej przyzwyczaiły nas marki niszowe. Tu nuta ta jest bardzo zdecydowana, do tego cierpko-gorzka. Ten niecodzienny efekt został tu osiągnięty w wyniku zmieszania kilku naturalnych ingrediencji (m.in. brzoza, mate, irys) i pachnie w związku z tym bardzo naturalnie (czyt. niesyntetycznie). Ambrowo-drzewny finisz kończy ten bardzo interesujący zapach.
składniki: różowy pieprz, szałwia, jagody jałowca, absolut z mate, tomka wonna, konkret z irysa, tonka, akord skórzany, brzoza, akord ambrowy
Italian Leather to z kolei subtelniejsze wydanie skóry znanej z Irish Leather, z zielono-żywicznym wstępem o dużej zawartości galbanum, które dość szybko przechodzi w akord skórzany, ewoluujący w kierunku ciepłego, żywiczno-balsamicznego finiszu zbudowanego m.in. z benzoesu, tolu, opopopnaxu i mirry. Zapach jest subtelniejszy, nuta skórzana jest jednak podobna do „irlandzkiej”, choć pozbawiona tej wyraźnej goryczki. Italian Leather w wyniku swej subtelniejszej i wymuskanej natury wydaje się być „damską opcją skórzaną” w portfolio MEMO Paris.
składniki: różowy pieprz, wanilia, pączki czarnej porzeczki, absolut z labdanum, galbanum, szałwia, liść zielonego pomidora, konkret z irysa, liść gorzkiej pomarańczy, drewno sandałowe, balsam tolu, opopopnax, mirra, benzoes, akord skórzany, piżmo
Kedu to intrygujący, nieco musujący, nieco kremowy zapach utrzymany troszkę w klimacie Declaration Cartiera i Voyage d’Hermes (bardziej chyba nawet w wersji pure parfum niż edt głównie ze względu na obecność róży ), tyle że cieplejszy, mniej ostry i wibrujący, a bardziej kremowy. Rozpoczyna się ładnym akordem cytrusowo- zielonym, w którym istotną rolę gra esencja z grejpfruta. Z czasem przechodzi w ładną subtelnie różaną nutę z niecodziennym akcentem sezamu. Finisz ciepły, piżmowo-mchowy zachowuje na skórze echo głównego tematu.
składniki: grejpfrut, neroli, mandarynka, mate, frezja, róża, piwonia, sezam, białe piżmo, mech
Luxor Oud to klasyczne już połączenie róży i akordu oudowego – tego samego zresztą, który czuję w bazie Shams. Tu pojawia się on praktycznie zaraz po ulotnieniu się składników głowy, a więc mandarynki, różowego pieprzu. Olejek różany w sercu połączono z absolutem z labdanum, a suchej drzewności i dymności dodano cypriolem. Zarówno styrax jak i tonka gwarantują ciepłe brzmienie trwałej i zmysłowej bazy tego zapachu. Luxor Oud pachnie naprawdę ładnie, inaczej niż znane mi pachnidła oudowe, co jest jego zaletą. Przypomina mi kilka innych tego typu perfum z Silk Oud Kurkdjiana i Agarwoud Heeleya, choć wg mnie ustępuje im w kwestii wyrafinowania.
składniki: mandarynka, różowy pieprz, róża, cypriol, absolut labdanum, paczula, styrax, tonka, akord oudowy
Siwa okazał się może najmniej ekscytującą, aczkolwiek wcale nie nieciekawą propozycją MEMO Paris. Oto subtelna, ciepła i delikatna wanilia oraz nuta przypominająca nieco kwiat pomarańczy (w składzie wymienia się absolut z francuskiego narcyza), a także użyty we wstępie cynamon (ale nie ten pochodzący z kory, tylko z liści) to trzej główni bohaterowie tego zapachu, który gdy już osiądzie na skórze, trochę przypomina mi woń klasycznego kremu Nivea. Siwa jest cicha, blisko-skórna, delikatna, otulająca i w swym kulinarno-kwiatowym charakterze ewidentnie kobieca.
składniki: liść cynamonu, aldehydy, absolut z francuskiego narcyza, lactone, akord popcornu, piżmo, absolut wanilii
Perfumy MEMO Paris są wg mnie interesujące oraz solidnie wykonane. Moga stanowić całkiem ciekawą alternatywę dla ogranych schematów, których w ofertach niszowych marek pojawia się ostatnio coraz więcej. Niebanalne kompozycje, naturalny charakter oraz wykorzystanie niecodziennych składników dają w efekcie coś więcej, niż tylko kolejny punkt na niszowej mapie perfumowej Europy. Zapachami MEMO z pewnością warto sie zainteresować poszukując swojego własnego, jedynego pachnidła.
Dzięki za wyczerpujący opis – ostatnio słyszałam dużo pozytywnych opinii, odnośnie oryginalnych zapachów i trwałości tych perfum – zastanawiam się więc czy i swoich wspomnień nie wypachnię właśnie nimi. Swoją drogą – jak dla mnie to właśnie zapachy są najlepszym nośnikiem wspomnień – ja jak poczuję zapach, który towarzyszył mi w przeszłości – od razu uderza mnie obraz i cała gama uczuć – jakby kalka z przeszłości. To jest dopiero moc.