Nowa francuska marka niszowa Atelier des Ors prezentuje swe pachnidła w oryginalnych transparentnych flakonach z wizerunkiem słońca wytłoczonym na tylnej ścianie. W perfumach pływają płatki autentycznego 24 karatowego złota. Taki design ma podkreślać historyczny związek perfum z boskością, podobnie do złota i słońca. Tak bynajmniej tłumaczy to Jean-Phillipe Clermont, twórca marki. Osobiście nie jestem zwolennikiem tego typu dodatków, bo okazują się często czymś więcej niż same zapachy. Troszkę obawiałem się, że tak też będzie w przypadku Atelier des Ors…
Flakony oraz drobinki złota to nie jedyne wspólne elementy pachnideł Atelier des Ors. Łączy je także osoba perfumiarki Marie Salamagne oraz stylistyka samych wonności. Wszystkie bez wyjątku są zapachami orientalnymi, gęstymi, zawiesistymi, bazującymi na ingrediencjach o sporym ciężarze gatunkowym – żywice, kadzidła, ambra, esencje drzewne, balsamy. Perfumy te testowane na bloterach sprawiają wrażenie niepozornych. Jako takie wprost wymagają ludzkiej skóry, bo dopiero jej ciepło uaktywnia je i nadaje im sensu. Niemniej wszystkie bez wyjątku sprawiły na mnie wrażenie jakby nieśmiałych, wycofanych, z premedytacją blisko-skórnych. Intrygujących, ale jednak nieprzekonujących… Czegoś pozbawionych. Swoistej zapachowej „kropki nad i”. Choć to niedopowiedzenie może być dla niektórych zaletą właśnie.

Aube Rubis intryguje od pierwszych sekund nutą marchewkową znaną wszystkim wielbicielom pachnideł irysowych. Nuta irysa jest tu wszakże wymieniona i obecna w sercu zapachu, ale początkowo rozrzedza i rozjaśniają ją cytrusy i esencja z pączków czarnej porzeczki. W sercu irys dominuje w towarzystwie w zielonym cieniu szałwii i fiołka. Sucha, drzewna baza z wetywerii i przede wszystkim paczuli pojawia się nadspodziewanie szybko i w sposób mało efektowny wieńczy to początkowo intrygujące dzieło. Nuty praliny tu nie znajduję…
Nuty głowy: bergamotka, grejpfrut, czarna porzeczka
Nuty serca: szałwia, fiołek, irys
Nuty bazy: paczula, wetiwer, pralina
Lune Feline
Jedyny w zestawie zapach w gatunku gourmand przykuwa nozdrza złożonym, zmysłowym, bardzo niszowym w charakterze akordem zbudowanym przede wszystkim na naturalnej wanilii z Tahiti i piżmach. Przyprawy, balsamy i nuty drzewne dopełniają formuły zapachu, nadając mu nieco bardziej złożonego charakteru, ale tak naprawdę chodzi tu o wzmocnienie olfaktorycznego efektu wspomnianego duetu. Mimo tego dominującym jest akord „szpitalnych” piżm (lizol) i wanilii. Oryginalnie i nie dla każdego.
Nuty głowy: cynamon, kardamon, szara ambra, różowy pieprz
Nuty serca: nuty zielone, cedr, szara ambra, styraks, nuty drzewne
Nuty bazy: absolut wanilii tahitańskiej, balsam Peru, piżmo
Rose Omeyyade to róża z gatunku gęstych i mrocznych. Głęboka woń róży damasceńskiej na tle złożonego akordu drzewno-ambrowego tworzy orientalną woń bliską arabskim wzorcom. Ale nie jest to dość surowa stylistyka znana z dzieł Montale czy arabskich pachnideł Rasasi. Tu na myśl przychodzą mi raczej bardziej wyrafinowane pachnidła, jak choćby nie mające sobie równych, genialne Rose Nacrée du Désert Guerlain. Wzorzec to zacny, choć dla Rose Omeyyade jednak bardzo odległy. Mimo to jest to jedna z wg mnie najlepszych propozycji Atelier des Ors. Absolutnie uniseksowa. Tak jak wszystkie pozostałe.
Nuty głowy: różowy pieprz, pączki róży, malina
Nuty serca: paczula, gwajakowiec, akord brązowego cukru
Nuty bazy: sandałowiec, akord oudu, ambra
Cuir Sacre to oryginalny i unikatowo pachnący zapach skórzano-drzewny z zaskakująco wyeksponowaną nutą wetywerii. Wibrujące intro budują jagody jałowca w połączeniu z kardamonem. Drzewny wymiar zapachu uzupełnia cyprys i cedr. Całość subtelnie doprawiona jest szafranem. W skórzanej bazie istotną rolę gra jedna z moich ulubionych zielono-drzewnych ingrediencji – cypriol (papirus), przydają całości suchości. Summa summarum zapach bardziej nawet wetiwerowy niż stricte skórzany, choć skóra faktycznie wychodzi na pierwszy plan w głębokiej bazie. Coś dla wielbicieli wetiweru w nietypowym wydaniu.
Nuty głowy: jagody jałowca, kardamon, cyprys
Nuty serca: kadzidło, szafran, liście cedru
Nuty bazy: wetiwer, cypriol, skóra
Larmes du Desert
W każdej ambitnej kolekcji perfum niszowych, a za taką Atelier des Ors chce uchodzić, nie może zabraknąć zapachu kadzidlanego. Tu jest to Larmes du Desert (Łzy Pustyni). Swoisty hołd dla Bliskiego Wschodu – światowej kolebki perfum. Już sama, przyznam – bardzo piękna – nazwa nasuwa skojarzenia z przypominającymi kształtem łzy drobinkami żywic zbieranymi z pni krzewów i drzew kadzidlanych (np. Boswellia Sacra, Boswellia Serrata czy Commpihora Myrrha). Pachnidło jest gęstą mieszanką kadzidlanych żywic właśnie z esencjami drzewnymi. Znajdziemy tu więc elemi, olibanum oraz – szczególnie mocne i wyczuwalne – labdanum. Drzewność wynika z obecności paczuli, gwajakowca, cyprysa i cedru. Całość jest raczej linearna, niemal niezmienna w czasie, lokująca się raczej blisko skóry na wiele godzin. Może się podobać. Niestety, mimo potencjału i sporego podobieństwa, nie zastąpi doskonałego, a rzekomo wycofanego z produkcji Sahara Noir Toma Forda, który tę samą tematykę realizuje pod każdym względem lepiej.
Nuty głowy: elemi, kadzidło, cyprys
Nuty serca: paczula, gwajakowiec, cedr
Nuty bazy: czystek (labdanum), benzoes, ambra, nuty drzewne
PS. Pachnidła Atelier des Ors dostępne są wyłącznie w warszawskiej perfumerii Quality Missala.
Warto wspomnieć, że to złoto niestety nie zostaje w butelce i przy aplikacji osiada na skórze. Takie dodatki to dla mnie luksus na siłę.
Jeśli chodzi o same zapachy, to Rose Omeyyade jest naprawdę piękne. Wreszcie niebanalna róża, w dodatku o świetnych parametrach. Pozytywne wrażenie też zrobił na mnie Koci Księżyc, ale tak jak przy pozostałych zapachach tej marki – brakuje mi „efektu wow”.
Brak efektu „wow” to idealne określenie w tym przypadku. 🙂