The Different Company „L’Esprit Cologne”

Lato za pasem, czas więc rozejrzeć się za kolońską, która licować będzie z wysokimi – mam nadzieję – temperaturami. A wybór jest naprawdę duży i wciąż się powiększa, bowiem zapachy kolońskie stały się ostatnio tematem bardzo chętnie podejmowanym przez znane marki ekskluzywne (Chanel, Hermes, Dior), a także niszowe (np. Tom Ford Private Blends, Etat Libre d’Orange, Francis Kurkdjian). Przy czym generalnie można zaobserwować, że określenie „zapach koloński” jest coraz pojemniejsze, a i moc oraz trwałość współczesnych cologne są przez producentów skutecznie poprawiane.The_Different_Company_LEspr

The Different Company – powołane niegdyś do życia przez Jean-Claude’a Ellenę zanim ten trafił do Hermesa – przedstawiło w 2012 roku swój cykl L’Esprit Cologne złożony początkowo z czterech zapachów (Sienne d’Orange, Limon de Cordoza, Tokyo Bloom i After Midnight), które w 2013 roku uzupełnione zostały o kolejne trzy: Kashan Rose, White Zagora i South Bay. Co ciekawe, marka powierzyła skomponowanie ich wszystkich jednej artystce: Emilie Coppermann. Muszę przyznać, że perfumiarka poradziła sobie znakomicie z nie lada wyzwaniem stworzenia siedmiu różnych zapachów kolońskich bez popadnięcia w autoplagiat czy nudę. Wszystkie zapachy L’Esprit Cologne są bardzo udanymi pachnidłami, a każdy jest inny i uroczy na swój sposób. Oczywiście łączy je estetyka wynikająca z realizowanej konwencji, ale także i stylu samej twórczyni. Choć trzeba tu zaznaczyć, że te zapachy wykazują „pełnoprawną”, trzy-etapową ewolucje na skórze i prezentują spektrum dużo szersze, aniżeli tradycyjnie pojęta eau de cologne (dotyczy to także ich lepszej niż standardowa trwałości na skórze). Każdy z nich prezentuje, że się tak wyrażę, inne oblicze „kolońskości”, co zresztą podkreślają tytuły poszczególnych kompozycji.

Emilie Copperman
Emilie Coppermann

Przy okazji tego typu kolekcji może paść pytanie o ich „płciowe” przeznaczenie. Są co najmniej dwie szkoły. Wedle pierwszej – zapachy nie mają płci, więc używajmy tego, co nam się podoba (orędownikami takiego podejścia jest wielu perfumiarzy m.in. Jean-Claude Ellena i Mark Buxton). Wedle drugiej – są pewne nuty, które tradycyjnie przypisuje się perfumom dla kobiet, inne z kolei tradycyjnie kojarzą się z męskim charakterem. W przypadku L’Espirit Cologne wszystkie zapachy z powodzeniem możemy potraktować jako uniseksy, głównie dlatego, że są lekkie, o świeżym charakterze, nie akcentują przesadnie tych zapachowych nut je budujących, które mogłyby nadawać im określony płciowo charakter. Ja jednak uważam, że niektóre z nich zostały skomponowane z myślą o kobietach (White Zagora, Kashan Rose), inne są uniseksami (Limon de Cordoza, Tokyo Bloom, Sienne d’Orange, After Midnight), zaś jedna ma jak dla mnie ewidentnie męski charakter i jest to South Bay.

 

South Bay – kalifornijskie plaże

To kolońska, w której główne role grają: rześka nuta grejpfruta (prawdopodobnie methyl pamplemousse) oraz drzewna baza oparta na drewnie sandałowym i wetywerii. To zestawienie z czasem zbliża zapach do estetyki ustanowionej niegdyś przez Jean-Claude’a Ellenę i jego Terre D’Hermes. Klasyczny już akord znany z tego arcydzieła jest tu zdecydowanie obecny, choć w łagodnej formie, gdyż ostry cedr zastąpiony został miękkim sandałowcem. Zresztą duet wetiweru i sandałowca wieńczy ten zapach delikatną męską bazą. Całość pachnie ślicznie, słonecznie, rześko i całkiem elegancko.

south_bay-z

nuty głowy: grejpfrut, liście mandarynki, tamarynd

nuty serca: drzewo grejpfrutowe, kwiat frezji, róża rdzawa

nuty bazy: drewno sandałowe, wetiwer, zamsz

 

White Zagora – marokańska oaza

Tu kluczem jest słowo white. Oto kolońska białokwiatowa, w której czujemy subtelne nuty neroli, kwiatu pomarańczy, tuberozy oraz kwiatu brzoskwini. Ten „przeładny” i bardzo kobiecy bukiet dochodzi do nozdrzy zaraz po tym, jak odfruną cytrusy z otwarcia. Im dalej w serce zapachu, tym wyraźniej brzmi tuberoza i to jej jest w tym bukiecie najwięcej. Przez moment można też poczuć subtelną brzoskwiniową nutę, zaś na etapie bazy, na ambrowo-piżmowym podłożu, którego główną rolą jest w tym przypadku utrwalenie zapachu na skórze, snuje się kwiatowo-owocowa nuta osmantusa. Interesujące, nietypowe zwieńczenie.

white_zagora-z

nuty głowy: neroli, cedrat, bergamotka

nuty serca: kwiat pomarańczy, tuberoza, kwiat brzoskwini

nuty bazy: osmantus, białe piżmo, ambra

 

Kashan Rose – arabska róża

Kashan Rose pozytywnie wyróżnia się na tle pozostałych kolońskich Coppermann magnetyzującym akordem zielonej, nieco owocowej i „herbacianej” jednocześnie róży. Kolejny raz moje skojarzenia wędrują w kierunku J.C. Elleny i tym razem jego Rose Ikebana z kolekcji Hermessence. Mamy tu podobne, świeże, zielone ujęcie różanego tematu. Owa zieleń pochodzi za pewne od szałwii i głogu. „Kwiaciarnianej” charakterystyki przydaje piwonia, zaś herbaciana i jednocześnie nieco owocowa aura to pewnie zasługa nuty liczi oraz kardamonu. Co ciekawe, zapach zachowuje swój świeży charakter niemal do końca trwania na skórze. Jego baza pełni role utrwalacza i nie wpływa zbytnio na całość kompozycji. Owszem przydaje pewnej głębi i wiąże bukiet ze skórą. Kashan Rose pachnie oryginalnie, nawet nowatorsko, przede wszystkim zaś dość intensywnie i naprawdę bardzo ładnie. Jest dedykowane raczej kobiecej skórze, co potwierdziły moje testy. Wprost doskonały zapach na wiosnę i lato!

kashan_rose-z

nuty głowy: szałwia, liczi, różowy pieprz, kardamon

nuty serca: perska róża, piwonia, głóg,

nuty bazy: ambrette, drewno sandałowe, piżmo

 

After Midnight – nocna kolońska

W tym zapachu Coppermann – obok obecnych nut biało kwiatowych neroli i jaśminu – postawiła na składniki bardziej ciepłe i zmysłowe. Stąd sporo tu żywic (mastyks, labdanum, benzoes), które przydają zapachowi zmysłowej głębi. Znajdziemy też ślad irysa oraz ekstrakt z ketmii piżmowej znany z doskonałych własności utrwalających, ale i sam w sobie stanowiący bardzo zmysłową, piżmową nutę. Efektem jest zapach, który opisałbym jako połączenie Prada Amber Pour Homme z Cologne T. Muglera w wersji light. Zmysłowość to słowo klucz w przypadku After Midnight – kolońskiej pomyślanej jako pachnidło na noc. Ja określiłbym je jako doskonałą propozycję na ciepłe, letnie wieczory.

TDC After Midnight

nuty głowy: neroli, bergamotka, bylica

nuty serca: irys, mastyks, biały jaśmin,

nuty bazy: labdanum, benzoes, ambrette

 

Sienne d’Orange – aromat Toskanii

Zapach pomarańczy ma to do siebie, że sam w sobie jest bardzo pospolity i przez to banalny. Tak niewiele przecież trzeba, by go poczuć. Obierany ze skórki owoc pachnie jak nic innego. Uroczo, ale przecież bardzo „zwyczajnie”. Stąd by perfumy z pomarańczową dominantą miały szanse wyjść poza ten banał, potrzeba im czegoś specjalnego…

Zaskakujące nowatorstwem połączenie esencji z pomarańczy pochodzącej z Toskanii z duetem irysa i ziarna marchwi w Sienne d’Orange zachwyciło mnie swą niezwykłą wonią. Oto pomarańcza pachnąca słodko, ale i nieco słono, nieco korzennie, zupełnie niebanalnie i bardzo intrygująco, w pierwszych minutach autentycznie marchwiowo! Idealnie zgrywający się z ziarnem marchwi korzeń irysa stanowią o głębi i oryginalności tego zapachu. Coppermann wykazała się tu sporą wyobraźnią i odważnymi połączeniami składników, a efekt tego jest naprawdę świetny! To pomarańczowa kolońska z „drugim dnem”, absolutnie nienudna – przeciwnie: ekscytująca, szczególnie na etapach otwarcia i serca. Baza niestety nie przedstawia się już tak interesująco. Jest bardzo subtelna i pełni głównie rolę utrwalacza akordu serca.

TDC sienne

nuty głowy: pomarańcza, zielony kardamon,

nuty serca: esencja z ziarna marchwi, irys

nuty bazy: drewno morelowe, biała skóra, piżmo

 

Limon de Cordoza – argentyńskie neroli

To kolejny przykład wychodzenia poza schematy i prawdziwej kreatywności w obrębie dość ograniczonej kolońskiej konwencji. Orzeźwiające gorzką pomarańczą i miętą intro naturalnie przechodzi w serce, w którym dominuje kwiat pomarańczy uzupełniony o nutę frezji. Z czasem uwypukla się początkowo zamaskowana innymi ingrediencjami, całkiem wyraźna paczula połączona z wetiwerem na podstawie z drewna gwajakowego. Paczula – tutaj pachnąca lekko, przejrzyście, „czysto”, bez naturalnych pleśniowych czy kamforowych elementów (podejrzewam zastosowanie izolatu) przydaje ślicznej, zmysłowej aury, dodaje głębi i trwałości. Limon de Cordoza to obok Kashan Rose najciekawsza, najmocniej i najdłużej pachnąca z kolońskich tego cyklu.

tdc_limon-de-cordoza_bottle90ml-z

nuty głowy: gorzka pomarańcza, skórka z mandarynki, mięta

nuty serca: białe neroli, frezja

nuty bazy: paczula, wetiwer, drewno gwajakowe

 

Tokyo Bloom – japońska wiosna

Kolor cieczy został idealnie dobrany do charakteru zapachu. Dominują w nim początkowo aromaty kojarzące się z zielenią – galbanum, bazylia i nuta mniszka polnego, uzupełnione o zieloną owocowość czarnej porzeczki. Serce to mieszanka subtelnych nut kwiatowych, zaś finisz to dominacja białych piżm pachnących na samym końcu jak… rozgrzane żelazko.

Wspomniana barwa cieczy oraz sam zapach budzą we mnie skojarzenia z Cologne od Thierry Muglera. Mamy to do czynienia z tym samym typem kolońskiej świeżości opartym na mieszance nut zielonych z subtelnymi białokwiatowymi oraz biało-piżmowym finiszem. Tokyo Bloom jest bardzo miły dla nosa, komfortowy, odświeżający, niezwykle przyjemny, idealnie wpisujący się w upalne letnie dni, ale jednocześnie najbliżej mu do tradycyjnych kolońskich, gdy chodzi o delikatną moc i krótką trwałość. Z całego cyklu L’Esprit Cologne ten zapach jest najbardziej ulotny. Zapewne tak samo, jak japońska wiosna…

TDC Tokyo Bloom

nuty głowy: bazylia, mniszek, czarna porzeczka, galbanum

nuty serca: jaśmin, cyklamen

nuty bazy: drewno gwajakowe, piżmo, ambra

 

L’Esprit Cologne The Different Company to kolekcja, która może z powodzeniem konkurować z kolońskimi Hermesa zarówno pod względem pomysłowości, jak i jakości wykonania. Coppermann udowadnia w niej, że współczesna kolońska to pojęcie bardzo szerokie, i że zapach koloński może cieszyć noszącego nieco dłużej niż tylko kilka godzin. Osobiście wyróżniłbym trzy najbardziej wg mnie interesujące, udane i dowodzące kreatywności kompozycje tego cyklu: Kashan Rose ze względu na świeże, zielone ujęcie różanej nuty, Limon de Cordoza dzięki oryginalnemu połączeniu neroli z paczulą oraz Sienne d’Orange z tytułu unikatowej, marchewkowej interpretacji owocowego zapachu pomarańczy.

5 uwag do wpisu “The Different Company „L’Esprit Cologne”

  1. Witam!
    Przypomnę, że oczekujemy na recenzję pachnidła Amouage Reflection.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. Witam!

    Chciałbym nadmienić, że kulinarne połączenie marchwi z pomarańczą nie jest czymś specjalnie rzadkim w szczególności na Bliskim Wschodzie. Podejrzewam, że autorka świadomie czerpała i szukała nowych podniet w kulinarnym półświatku 😉 gdzie wiele z pozoru sprzecznych ze sobą dziwactw znakomicie się uzupełnia na półmisku. Sądzę, że wpływy gastronomii na twórcze wizje perfumiarzy są ogromne i niezbadane i zarazem (wbrew pozorom!) są to najbezpieczniejsze zapożyczenia, którymi może dysponować zawodowy nos.
    Swoją drogą jest to wdzięczny temat do naukowych badań.

    p.s.

    Czekam na nowatorską premierę perfumy rodem ze skandynawskiej Szwecji, gdzie w szklanej kalwie umiejętnie połączono by zapach miodu, cytryny i musztardy w akompaniamencie wędzonego łososia hehe 😀

    Pozdrawiam

  3. South Bay
    Od samego początku czuję świeżość i jakąś nutę, która występuje we wszystkich zapachach uznawanych przeze mnie za luksusowe. Jest mało wyczuwalny przeze mnie samego, delikatny, nienarzucający się, nie jest duszący i przeszkadzający. Wydaje się mieć w składzie zapachy cytrusów, a ten składnik, który działa na mnie wyjątkowo, to podejrzewam – sandałowiec. Troszkę się zagalopowałem ze swoimi mądrościami, ponieważ zauważyłem podobieństwo tego zapachu do Terre d’Hermes Eau Tres Fraiche, którego twórcą jest J-C Ellena. Jest między tymi zapachami oczywista różnica, a wynika ona, moim zdaniem, z zastosowania przez Ellenę cedru, którego pewnie w South Bay brak. Tak, czy inaczej „jabłko córki niedaleko pada od jabłoni”. Dzieło J-C jest według mnie troszkę cięższe od testowanego zapachu.
    W ciągu dnia aplikowałem zapach dwa razy w odstępie ok 8 godzin. Trwałość jest dobra, zapach „dolnych” nut pozostaje dłużej na skórze, a to mi pasuje. Dla „świata zewnętrznego” zauważalny przy bliższym kontakcie z moją skórą, co jest według mnie bardzo korzystne (oczywiście jest bardziej wyrazisty, ekspresyjny i mocniejszy na początku zaraz po aplikacji).

Dodaj komentarz