Najnowszy cykl zapachowy By Kilian pod tytułem Addictive State of Mind zaintrygował mnie, mimo że nigdy nie byłem fanem perfum tej marki, która według mojej oceny od początku swego istnienia ponad zapachową treść stawia luksusową marketingową otoczkę, w tym – fakt faktem robiący wrażenie – design opakowań i flakonów. Jednak i od tej zasady są tu odstępstwa (np. Musk Oud), które nie pozwalają mi do końca zaszufladkować ofertę By Kilian jako mało interesującą i przewidywalną. Stąd zawsze z pewnym zaintrygowaniem sięgam po zapachy tej marki. W przypadku Addictive State of Mind dodatkowego dreszczyku emocji dodawały zapowiedzi i opisy dedykowanych mężczyznom zapachów inspirowanych… substancjami uzależniającymi, które dodają życiu uroku, kolorytu a czasem nawet i treści (wtedy jest nieco gorzej). Kawa, papierosy oraz… marihuana w wykonaniu perfumiarzy Calice Becker, Farbrice’a Pellegrina i Sidonie Lancesseur nie mogły mnie przecież nie zaintrygować!
Smoke for the Soul – nieśmiała marihuana…
Zapach rozpoczyna się bardzo intrygująco – lekko słoną i lekko dymną nutą jakby wetiwerową (choć tego składnika akurat brak w oficjalnym spisie), rozjaśnioną gorzkim grejpfrutem z iglakową poświatą jodłowego balsamu w tle (analogia do Cannabis Il Profvmo). W efekcie mamy oto jedną z najbardziej udanych moim zdaniem interpretacji zapachu konopii indyjskich w perfumerii. Ten z początku świeży, orzeźwiający i wibrujący akord dość szybko przechodzi w konopną, dymną zieleń. Niestety im dalej, tym gorzej i bardzo obiecujący początek przechodzi w już nie tak interesujący, dość nijaki i bardzo cichy oraz krótki finisz. A szkoda bo pierwsze kwadranse Smoke for the Soul zaliczam do najciekawszych w tym tercecie.
Reasumując Smoke for the Soul pachnie trochę tak, jak ostrożna, zachowawcza, by nie powiedzieć nieco zbyt bojaźliwa wersja Kinski Gezy Schöna.
nuty głowy: eukaliptus, różowy grejpfrut
nuty serca: kardamon, tymianek, herbata mate, aksamitka
nuty bazy: tabaka, brzoza, drzewo kaszmirowe, balsam jodłowy
perfumiarz: Farbrice Pellegrin
Light My Fire – papierosy czy spodnie Jima Morrisona?
Mimo moich najszczerszych chęci nie mogę w przypadku tego zapachu uciec od skojarzeń z estetyką, którą wiele innych niszowych marek przedstawia zgoła inaczej niż By Kilian – jako skórzaną, czy też zamszową (np. Daim Blond S. Lutensa). Woń Light My Fire od początku tak właśnie mi się kojarzy i z trudem odnajduję w niej odniesienia to tytoniu, choć zgoda – jest tu obecna taka niby-tytoniowa, nieśmiała i stłamszona nuta, nie tak ewidentna, jak w przypadkach moich ulubionych „tytoniowców”: Sonoma Scent Studio Tabac Aurea, Amouage Journey Man, Royal Crown Tabac czy Tabac Rouge Phaedon. Light My Fire podobnie jak Smoke for the Soul sprawia wrażenie z premedytacją odartego z charakteru, nijakiego i.. słabego po prostu. Na pewno najmniej interesującego z całej trójki.
A może owa skórzana nuta nawiązuje do spodni Jima Morrisona…?
nuty głowy: liście tabaki
nuty serca: kmin, siano, paczula, wetiwer, miód
nuty bazy: wanilia, heliotrop, bób tonka, brzoza
perfumiarz: Sidonie Lancesseur
Intoxicated – kawa (zwykle) ratuje sytuację…
Jedyny zapach z kolekcji, który od początku do końca zrobił na mnie w miarę pozytywne wrażenie, ale to też nie do końca jego zasługa (bo przecież najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy…). Oczywiście znów szczególnie zwraca uwagę początek – zachwyca niezwykle wiernie oddanym aromatem mocnej arabiki. Dość szybko jednak napływa do tej filiżanki z kawą słodki karmel i robi się…. znajomo. Zgodnie z filozofią: po co wynajdywać koło, lepiej je po prostu użyć i to najlepiej takie ładne, choć niekoniecznie dobre i niezawodne przez większość czasu Intoxicated pachnie jak uszlachetniona, wyrafinowana wersja A*Men Thierry Muglera – wynalazcy owego „koła” ;). Zgoda – pachnie naprawdę bardzo dobrze, mocno i trwale, ale także do bólu zębów wręcz wtórnie. Na uwagę zasługuje zastosowanie znanego z „realu” połączenia kawy z kardamonem. W „realu” rozgrzewające, tu dodające ciekawej wibracji, pikantności w miejscu, w którym można by się spodziewać już tylko karmelowego ulepku. Taki „myk” przydający zapachowi interesującego wymiaru.
nuty głowy: kardamon
nuty serca: gałka muszkatołowa, cynamon
nuty bazy: karmelizowany cukier
perfumiarz: Calice Becker
Addictive State of Mind utwierdził mnie niestety w przekonaniu, że pomysł Kiliana Hennessy’ego na perfumy sprowadza się do pakowania w bardzo wykwintne flakony dobrze znanych i często też lubianych woni oraz unikania niemal jak ognia oryginalności. By być sprawiedliwym dodam, że owszem Smoke for the Soul pachnie całkiem oryginalnie jak na kilianowskie standardy – najciekawiej z całej trójki. Z kolei Intoxicated pachnie najlepiej jako całość. Ale to tyle. Szkoda więc, że tworząc pachnidła dla mężczyzn, nie postawił na rzeczy śmielsze, bardziej wyraziste, odważniejsze i oryginalniejsze. Jako mężczyzna lubiący zapachy charakterne, mocne i sygnaturowe, mam mu to nieco za złe…
Na koniec drobna dygresja. Na opakowaniu zestawu próbek Addictive State of Mind napisano wielkimi literami – PERFUME AS AN ART. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Ja także uważam, że perfumeria to sztuka. I tak jak w przypadku każdej innej dziedziny sztuki, tak i w perfumerii nie wszystkie jej dzieła mogą być ARCYdziełami. To chyba nawet dobrze…