Uwaga: Wpis archiwalny przeniesiony z perfumum.blox.pl z 8.10.2009 roku stąd pewne dane mogą być już nieaktualne.
Trudne to przeżycie dla każdego chyba perfumomaniaka, gdy ni stąd ni zowąd trafia na perfumy, które wydaja mu się w 100% odpowiadać jego wyobrażeniom o jego zapachu idealnym. Czy to w ogóle możliwe? Do czasu poznania BLACK TOURMALINE uważałem, że nie. Dziś zmieniam zdanie. Znalazłem coś na kształt perfumowego Świętego Graala. Byłbym jednak nieuczciwy wobec samego siebie, gdybym na Czarnym Turmalinie zakończył. Otóż cała seria Durbano „Parfumes De Pierres Poemes” wydaje mi się być ideałem tego, na co w moich olfaktorycznych poszukiwaniach oczekiwałem (biorąc pod uwagę póki co trzy z pięciu kompozycji i z niemałą ekscytacją czekając na poznanie pozostałych dwóch). Wiem – brzmi to wszystko doniośle, ale tak właśnie czuję i nie obawiam się tego napisać. Emocje są dla mnie z perfumami nierozłącznie związane. Inaczej to wszystko nie miałoby przecież sensu… Ale do rzeczy:
BLACK TOURMALINE to chronologicznie trzecia kompozycja w cyklu Oliviera Durbano. Z tych, które dotąd poznałem, to ta najbardziej mroczna, niesamowita, powalająca, zapierająca dech. Majestatycznie piękna. BLACK TOURMALINE potwierdza, że Durbano tworzy zapachy trafiające w sam środek mego serca… Za Wikipedią: „Turmaliny to szereg minerałów należących do grupy krzemianów. Oprócz szerlu, należą do minerałów rzadkich lub bardzo rzadkich. Nazwa pochodzi od syngaleskiego turmali określającego zdolność do przyciągania, po podgrzaniu, popiołu z ognia.” Turmaliny różnią się kolorami. Interesujący nas czarny to: „Schörl (szerl, szerlit, skoryl) – czarny, nazwa od wyrażenia z dawnej gwary górniczej. Używany do wyrobu biżuterii żałobnej – rzadko stosowany w jubilerstwie.” (źródło: Wikipedia). Ale turmalin to także kamień, któremu przypisuje się moc chronienia, stąd jego żałobny charakter. Wykonana z niego biżuteria miała chronić dusze zmarłych przed złem.Tyle teorii. A jak pachnie BLACK TOURMALINE krok po kroku?
Początek to woń starych drewnianych mebli i pastowanej z pieczołowitością drewnianej podłogi. To jak podróż w czasie i przestrzeni do jednego z miejsc mego dzieciństwa. Ale to tylko przednuta, spowodowana – jak podejrzewam – obecnością ziół: kardamonu, kolendry i kminu, które tworzą to olfaktoryczne złudzenie. Dosłownie po kilkudziesięciu sekundach ten aromat niknie, by ustąpić miejsca słodkawemu zapachowi dymu i popiołu pochodzącego z drewna palącego się w ognisku. Nie jest to jednak ta kwaśna woń, która pozostaje na ubraniu po wieczorze spędzonym przy ognisku. Jest ona uszlachetniona słodkawym kadzidłem i skórą oraz doprawiona pieprzem. Tak powstaje genialny akord serca, który trwa i trwa….i poraża swą szlachetnością i sugestywnością. Naturalnie z czasem jego ostrość i dymność maleje, on sam łagodnieje i jakby wysusza się, ale do samego końca na skórze wyczuwam wytrawną dymną nutę. Żadnych kompromisów, żadnego wysładzania się, piżmowania, ambrowania. Dym do samego końca. Piękne. Trwałość BLACK TOURMALINE jest więcej niż zadowalająca, zaś jego intensywność większa niż ROCK CRYSTAL. Należy więc roztropnie posługiwać się atomizerem, by się nie spalić żywcem 😉
BLACK TOURMALINE ma tę cechę, którą cenię w perfumach najbardziej. Podczas pierwszego wąchania doznałem efektu „wow”, lekkiej konsternacji połączonej z zafascynowaniem. Element zaskoczenia i w jakimś sensie poszerzenia olfaktorycznych horyzontów ma dla mnie niebagatelne znaczenie. Najbardziej nie lubię, gdy jedyne, co przychodzi mi do głowy po pierwszym zawąchaniu czegoś nowego, to słowa: „To już było.” Co równie ważne – w miarę rozwoju zapachu na skórze nie dzieje się z nim nic, co mogłoby mnie rozczarować. To już bardzo dużo. Zapach nie traci niezwykłego charakteru na rzecz „oklepanych” perfumiarskich akordów. W Czarnym Turmalinie spotykają się ogień, kadzidło i dym w proporcjach idealnych. Czego więcej mogę oczekiwać? Kontakt z absolutem bywa druzgocący w swych skutkach, a spełnione marzenie powoduje poczucie pustki i braku sensu. Dlatego nie będę brnął w te emocjonalne dywagacje. Jestem po prostu zachwycony.
Interpretacja: zdolność do przyciągania, po podgrzaniu, popiołu z ognia, to charakterystyczna cecha minerałów zwanych turmalinami. Jakże sugestywnie oddał to Durbano w swej kompozycji, która pod wpływem podgrzania na skórze zaczyna wydzielać woń dymu i popiołu! Arcydzieło to jedyne słowo, jakie przychodzi mi do głowy. Arcydzieło nie tylko olfaktoryczne, ale i koncepcyjne. Kłaniam się nisko, Panie Durbano.
Nuty głowy: kardamon, kolendra, kmin,
Nuty serca: kadzidło frankońskie, pieprz, odymione drewno, drewno oud, skóra, drogocenne drewna,
Nuty bazy: piżmo, ambra, mech, paczula
twórca: Olivier Durbano
rok wprowadzenia: 2007
moja ocena:
- zapach: doskonały
- projekcja: dobra
- trwałość: ponad 10 godzin
he he nie znam osoby, która nie doznałaby efektu WOW w kontakcie z nietuzinkowym i zarazem przepięknym bukietem tych perfum… od tych perfum zaczęła się moja przygoda z perfumami na poważnie, to przez BT połknąłem bakcyla i stał się moim Signature Scent… nawet teraz nim pachnę i pławię się w jego kadzidlano drzewnej spaleniźnie i czuję się wprost cudownie w jego objęciach… 😉
pozdrawiam
Niezwykły i niesamowity to zapach – to pewne. Jako signature scent to jest to bardzo zapach typu strong statement. Ale idealnie się do tego nadaje, bo zapada szybko i głęboko w pamięć. No i moim zdaniem jest do głębi męski, choć wiem, że są kobiety, które się z tym absolutnie nie zgodzą. 🙂
Dostojne wrota do wieczności …Doskonale nadaje sie, jako ” ostatnia aplikacja” do trumny…. 😉 ogień, dym i popiół … tyle … i ostatnia , u mnie jednak wyczuwalna delikatna słodycz , jako zapowiedź lepszego życia. a tak pomijając historyjkę, to Perfuma doskonała 100/100 w moim obwąhaniu. Podobnie jak Jade i Rock Crystal … must have