Najnowsza pozycja w katalogu Amouage to kolejna, siódma już część cyklu Library Collection – Opus VII. Ta ekskluzywna seria perfum Amouage od początku konsekwentnie utrzymuje bardzo wysoki poziom olfaktoryczny, a każdy Opus jest bezdyskusyjnym arcydziełem perfumeryjnym. O poprzednim Opusie VI pisałem na blogu mniej więcej rok temu, wysoko oceniając tę przepiękną miodowo-ambrowo-drzewno-kadzidlaną miksturę autorstwa Dory Arnaud i Pierre’a Negrina. Najnowszy Opus to także dzieło Negrina, tyle że tym razem w duecie z niejakim Alberto Morillasem – absolutną legendą perfumiarstwa o gigantycznym dorobku, z którego wypada wymienić chociażby: YSL M7, Calvin Klein One, Carolina Herrera 212, Bvlgari Omnia, Givenchy Pi, Kenzo Flower, Lancome Miracle, Rochas Byzance, Thierry Mugler Cologne. Któż nie zna choć jednego z tych pachnideł?
Z kolei Pierre Negrin popełnił w zeszłym roku dla Amouage nie tylko wspomniany Opus VI, ale także świetny Interlude Man. Jest to o tyle istotne, że wg mnie Interlude Man i najnowszy Opus VII to pachnidła do pewnego stopnia pokrewne. W obu w zaskakujący sposób połączono gęste i mocne nuty zielone-ziołowe z suchą, drzewno-kadzidlaną sygnaturową bazą Amouage. W Interlude Man za tę nietypową zieleń odpowiadało użyte z dużą śmiałością oregano (o czym wspominałem swego czasu na blogu), zaś w Opus VII jest to – nieco zapomniany przez perfumerię – wzorcowy składnik zielony – olejek galbanum. To ono odpowiada za tę piękną początkową, zielono-groszkową, nieco łodygową nutę.
Olejek (lub rezinoid) galbanum otrzymywany jest z oleożywicy wydzielanej przez nacięte w tym celu łodygi lub korzenie rośliny Ferula galbaniflua podobnej do arcydzięgla i kopru. Substancja ta znana była już w starożytnym Egipicie, gdzie wykorzystywano jej własności lecznicze oraz dodawano ją do kadzidłowych mieszanek. Ma intensywny zapach o zielonej dominancie, której towarzyszą nuty igliwia (obecność α- i β-pinenu), balsamiczne, owocowe i aldehydowe (zieleń natki marchewki oraz hiacyntu). Znane zapachy z galbanum w składzie: Cabochard Gres, Chanel No. 19, Givenchy Ysatis i Givenchy Xeryus*
W Opus VII rzeczonemu galbanum na wstępie towarzyszy wyraźna gałka muszkatołowa, uzupełniona kardamonem i pieprzem oraz – rzekomo – kozieradką (gdybym wiedział, jak to pachnie…). Całość pachnie świeżo i pikantnie, ale nie w sztampowy, byle jaki bądź ograny sposób.To świeżość niebanalna, inna, mocna, gęsta i jednoznaczna. Zapach traci zieloną „barwę” gdzieś około godziny od aplikacji na skórze. Wówczas – w centrum – pojawia się akord drzewny z dodającym całości specyficznego suchego charakteru cypriolem (nota bene obecnym także w Opus VI – Negrin chyba gustuje w tym niezwykłym składniku). Warto wspomnieć o użyciu w formule esencji z korzenia kostowca (costus), która ma specyficzną, organiczną woń przypominającą zapach „brudnych włosów”, a która użyta z umiarem dodaje kompozycji zwierzęcej głębi, stanowiąc świetną alternatywę dla zakazanych w perfumerii składników pochodzenia zwierzęcego (z chętnego jej używania znany jest Bertrand Duchaufour). Baza kompozycji jest… skórzana z dochodzącymi echami „sierściowatego” kostowca. Nie jest to może ewidentna i wyrazista skóra, raczej subtelna i „w domyśle”, ale jednak. Niezwykle trwała (na skórze ponad 20 godzin!, natomiast na papierku testowym zapach siedział pewnie z tydzień, a przez pierwsze 3 dni dominował otoczenie wypełniając pomieszczenie!).
Jak więc widać Opus VII w sposób wyraźny i stanowczy ewoluuje na skórze od zielono-pikantnego wstępu, przez drzewne serce po skórzaną bazę. Pięknie! Byle więc tylko nie oceniać go po pierwszym wrażeniu, bo można się mocno zdziwić…
Opus VII to kolejne bardzo udane pachnidło Amouage potwierdzające wyjątkowość Library Collection, zdecydowanie warte uwagi, doskonale skomponowane, charakterystyczne, wg mnie bardziej męskie, niż damskie (choć jak wszystkie Opusy wydane jako uniseks). Być może dlatego właśnie „siódemkę” postanowiono wyróżnić czarną barwą flakonu (w przeciwieństwie do dotychczasowych białych). Właściwie to nie do końca czarną. Opusowy flakon tym razem pokryto czarnym lakierem z wmiksowanymi weń drobinkami złota. Trzeba przyznać, że – przynajmniej na fotografii – prezentuje się to pięknie i bardzo elegancko, a złoty „brokacik” dodaje flakonowi szlachetnego wyglądu, masywności i … męskości.
nuty górne: galbanum, różowy pieprz, kardamon, gałka muszkatołowa, kozieradka
nuty środkowe: dym oudowy, paczula, ambrox, skóra, szara ambra
nuty bazy: kostowiec (korzeń), Muscone, sandałowiec, kadzidło (olibanum), cypriol
twórca: Pierre Negrin/ Alberto Morillas
rok wprowadzenia: 2013
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry
- projekcja: dobra+
- trwałość: ponad 20 h
*) na podstawie „Podstawy perfumerii” Wł. S. Brud, I. Konopacka-Brud
heh, więc nie tylko ja dostrzegłem swoiste podobieństwo Interlude do siódmego… 😉 zresztą to już któryś z Amłaży, osnutych wokół pojedynczego zioła „filaru” wokół którego zbudowano całą kompozycję, finezyjnie dopełniając ją całym wachlarzem pięknie skorelowanych wypełniaczy… Amouage ma w swej ofercie już kilka tego rodzaju kompozycji, ale osobiście najbardziej cenię piołunowego Memoir, choć Interlude też mi się podoba… Opus VII odebrałem z początku jako kontynuację wcześniejszego Interlude – jednak Amouage tradycyjnie nie zawiodło, prezentując światu znów coś nowego, niebanalnego i opatrzonego charakterystycznymi dla marki przymiotami trwałości i nienagannej projekcji…
a co do kozieradki, to wciąż pamiętam jej intensywną woń z dzieciństwa… jest trochę podobna do nieśmiertelnika i wydziela silnie herbalną, intensywną, chwilami aż gryzącą woń, lekko trącącą lubczykiem… w ususzonej formie sprzedają ją wszystkie sklepy zielarskie, a kosztuje grosze, więc polecam samemu się przekonać jak pachnie… 🙂
pozdrawiam
Dodam, że olejek galbanum jest bardzo drogi i w dodatku, trudno dostępny.
Kozieradka, pachnie podobnie do spoconej kozy.
Nie wiem, co łatwiej napotkać, pasącą się kozę, czy rosnącą kozieradkę (czy sklep zielarski).
Z perfumeryjnego punktu widzenia, roślina mało użyteczna, bo bliżej jej do smrodu niż zapachu.
Lecz jak widać, prawdziwi mistrzowie kolby, potrafią i z dziadostwa, wydobyć piękno.
Pytanie jednak, jak pachnie olejek z owej kozieradki? Może nie tak strasznie, jak sama roślina? No a co do mistrzów kolby, to oni przecież także i ze smrodu cywetu lub kastoreum potrafią wydobyć piękno, prawda?
Oczywiście.
Olejku z kozieradki, nie wąchałem.
Jedynie rosnące rośliny i susz, który miałem w kuchni.
Każdy kto wchodził do mieszkania, kręcił nosem.